W świetnej książce reporterskiej Angeliki Kuźniak cały czas słyszymy jej głos. Bronisława Wajs (zwana Papuszą, czyli lalką, z racji urody) zarabiać nauczyła się wcześnie – pierwszą kurę zabiła już jako czterolatka. Wróżyła, żebrała, ale przede wszystkim za wszelką cenę chciała nauczyć się czytać i pisać. A po latach mówiła z goryczą: „Na co mi wiersze moje? Na co mi to wszystko? Gdybym ja głupia nie nauczyła się pisać, byłabym szczęśliwa”. To znaczy: nie byłaby napiętnowana i przeklęta. Jej życie rozpada się na dwie części. Czas, kiedy żyła w taborze, wśród swoich, i czas po ukazaniu się książki Jerzego Ficowskiego „Cyganie polscy” w 1953 r. Ficowski wcześniej schronił się wśród Cyganów, uciekając przed bezpieką. Zaprzyjaźnił się z Papuszą, zachęcał ją do pisania, tłumaczył jej wiersze i pokazywał je Tuwimowi. Papusza zaczęła być zapraszana na zjazdy literackie, była użyteczna propagandowo, bo trwała wtedy akcja przymuszania Cyganów do osiadłego trybu życia i do pracy. Nieskuteczna, bo Cyganie mawiali, że „życie jest za krótkie, żeby Cygan miał pracować”.
Otoczenie poetki zaczęło być podejrzliwe, ale bomba wybuchła, kiedy ukazała się książka Ficowskiego. Cyganie oskarżyli Papuszę o zdradę tajemnic. Pojechali do Warszawy i zażądali w wydawnictwie spalenia nakładu. Skoro to się nie udało, całą zemstę skierowali w stronę Papuszy, a ona przypłaciła to chorobą psychiczną. Kuźniak operuje przede wszystkim listami i dokumentami, niewiele komentuje. Tym bardziej przejmująca jest ta historia. Widzimy sytuację tragiczną, bez wyjścia, bo Papusza, choć była skrajnie samotna, nie mogła przestać być Cyganką. Nie mogła też wyrzec się słów.
Angelika Kuźniak, Papusza, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013, s. 133