Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Eurowizja: Luna wraca do domu, bo miała pecha. Inne piekielne występy poruszyły masy

Luna w konkursie Eurowizji, 7 maja 2024 r. Luna w konkursie Eurowizji, 7 maja 2024 r. Jessica Gow / TT newsagency / Forum
Luna wszystko miała jak należy – i melodię, i refren, i cokół, i tancerzy w maskach, i księżyc, i nawet była wiedźmą i naraziła się na hejt prawicowych przygłupów przez pozowanie z tęczową flagą. „Dobranoc, Księżycu” – można powtórzyć za klasyczną książeczką dla dzieci.

Nie wiem, czy można powiedzieć, że co roku sprawa wysłania polskiego muzycznego przedstawicielstwa na europejski konkurs piosenki budzi emocje, bo budzi raczej zestaw rytualnych chrząknięć: „kogo wysłali”, „nie ma szans”, „no i nie udało się”. Trochę jak z polską piłką nożną – niby człowiek wie, ale się łudzi, że może tym razem się uda. Cóż, liczyłem na zaszczytne ostatnie miejsce, a nawet nie wyszliśmy z grupy.

Można też spojrzeć na sprawę z innej strony – przegrana jest wpisana w każde zawody. Jeśli jest dziesięć drużyn i jeden puchar, to dziewięć musi się obejść smakiem. Przekładanie rywalizacji na muzykę zresztą wydaje się mi się pozbawione większego sensu. Widać to przy programach typu „Voice of Poland” – czy czerpalibyśmy mniejszą przyjemność z oglądania rozwijających się artystów, gdyby nie musieli ze sobą walczyć o podium? Widać to również w przypadku Eurowizji – chociaż w zeszłym roku zwyciężyła reprezentantka Szwecji (dlatego tegoroczny konkurs odbywa się w Malmö), to gdy wsłuchać się w to, co nuciła szkolna dziatwa, to prawdziwymi zwycięzcami były chłopaki z chorwackiego Let 3 z przebojem „Mama ŠČ!”. Hasło „mama”, odzew „kupiła traktora” – mogło zostać młodzieżowym słowem roku.

Maski i kamienie

Miejsc startowych w sobotnim finale jest dziesięć, a kandydatów 15, była to więc raczej kwestia losu. W eliminacjach głos należy do publiczności, a nie jury, to więc czystej wody plebiscyt. Czy istnieje jakaś metoda na zdobycie przychylności? Przez lata wyłoniło się kilka nurtów eurowizyjnych piosenek. Popowy song z wyraźną melodią i refrenem to bezpieczna opcja, ale trudno wybić się na tle innych pozycji. Nawet układy sceniczne wydawały się odbite z jednej sztancy – wokalista i czwórka tancerzy; w dwóch przypadkach skrytych za maskami.

Tradycją eurowizyjnego karnawału jest wygłup i kabaret, tak jak wspomniane zeszłoroczne Let 3. Tym razem w tę rolę weszli Finowie; w popisowym numerze „No Rules” artysta Windows95man przebrany za karykaturę męskości z lat 80. wystrzelił z obu bioder miotaczem iskier. Co ciekawe, w krajowych eliminacjach głosami jury zajął ostatnie miejsce, ale wygrał dzięki głosom widzów.

Od lat dobrze w Eurowizji – kojarzonej z plastikowym popem – czują się mocne brzmienia, o ile są opakowane w odpowiedni dystans. Przedstawiciel Chorwacji o wybitnym pseudonimie Baby Lasagnia udatnie połączył Rammsteina z cepeliadą w piosence o skocznym tytule „Rim Tim Tagi Dim”. Uwagę przykuła reprezentacja kraju, który wprawdzie nie leży w Europie, ale leży w Eurowizji. Australijska mieszanka kampu i rdzennej kultury tym razem nie zdobyła uznania głosujących.

Widać też trend „krocz za zwycięzcą” – skoro w zeszłym roku wygrała wokalistka ugniatana na scenie przez monument, tym razem pojawiły się formacje skalne (przedstawicielka Serbii) i cokoły (Ukraina).

Korona wiedźm

Największe poruszenie – zwłaszcza wśród osób, które nie widziały występu, a jedynie jego fragment – wywołała reprezentacja Irlandii. Na fotosach, które obiegły portale, faktycznie wygląda to przerażająco – diabeł wcielony i wiedźma na dodatek. Oto jaka jest siła teatru – wdziejesz kostium i już konserwatyści mdleją, jakby się otworzyły wrota piekielne.

Tymczasem sama piosenka eklektycznie porusza się pomiędzy mocnym uderzeniem i krzykiem refrenu a melodyjnymi i kołyszącymi zwrotkami, gdzie ciemność zastępuje wielki księżyc w tle. Historia zna takie przypadki – słodka i pastelowa internetowa laleczka Poppy po kilku latach zmieniła image na mroczniejszy, a brzmienie na metalowe. Tę dwoistość widać już w pseudonimie Bambie Thug („Bambie Bandyta”). Bambie Ray Robinson identyfikuje się jako osoba niebinarna (stąd strój w kolorach flagi „trans pride”), uprawia neopogańskie czary (takie jak manifestowanie, zupełnie niegroźne) i ściąga na siebie nienawiść prawicowych irlandzkich polityków (padły oskarżenia o kpiny z narodowej kultury). Na koniec występu na ekranie pojawił się napis „Crown the Witch” („Ukoronujcie wiedźmę!”), czyli odpowiedź na „Burn the Witch” („spalcie wiedźmę!”).

No cóż, biedna ta nasza Luna. Wszystko miała jak należy – i melodię, i refren, i cokół, i tancerzy w maskach, i księżyc, i nawet była wiedźmą i naraziła się na hejt prawicowych przygłupów przez pozowanie z tęczową flagą. Po prostu miała pecha!

@musicofluna @Bambie no one said that it’s forbidden, right? #lunathetower #eurovision2024 #malmö2024 Power Of Three - Rhaegal Zmdna
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Musicale na fali. Taki mało rozśpiewany z nas naród, a nie ma spektaklu bez piosenki

Nie należymy do narodów rozśpiewanych, ale w teatrze trudno dziś znaleźć spektakl bez choćby jednej piosenki. Przybywa też dobrych rodzimych musicali.

Aneta Kyzioł
18.05.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną