Duszny korporacjonizm, sztywność reguł i hierarchii, wreszcie potrzeba symbolicznego wycofania w głąb siebie – na tym zasadza się „Americana” Dona DeLillo, jednego z ważniejszych amerykańskich postmodernistów. Bohater David Bell, który tę opowieść snuje, w pierwszej części poddaje chłodnej obserwacji korporacyjną codzienność i na tym tle odmalowuje grzechy całego kraju. A następnie rusza w podróż, żeby poobserwować siebie. „Americana” łączy więc w sobie – upraszczając – elementy serialu „Mad Men” z powieścią drogi i miejskim portretem. Rzecz powstała w latach 70., więc czyta się to jak rejestr tamtych czasów, zresztą idealnie przystający też do współczesności. DeLillo ujmuje barwną, precyzyjną frazą i okazjonalnym dowcipem. Jako były copywriter doskonale opanował ogół literackich chwytów, ale czytelnik nie czuje się oszukany. Przeciwnie – nurza się w tym z przyjemnością. Jeśli ktokolwiek ma w tej prozie zaległości, znalazł właśnie dobry moment, żeby je nadrobić – „Americaną” DeLillo debiutował, to zatem świetna próbka jego możliwości.
Don DeLillo, Americana, tłum. Michał Kłobukowski, Noir Sur Blanc, Warszawa 2014, s. 400