Pożegnanie z Afryką
Recenzja książki: Paul Theroux, „Ostatni pociąg do zona verde. Lądem z Kapsztadu do Angoli”
Maruda, zrzęda, tetryk, malkontent – polszczyzna ma wiele słów na określenie ludzi pokroju Paula Theroux. Kiedy zaczynał w latach 70. zeszłego wieku przygodę z literaturą podróżniczą, był ledwie po trzydziestce, już wtedy jednak, w przełomowym dla gatunku „Wielkim Bazarze Kolejowym” (1975 r.), gderał, grymasił, kaprysił i dawał upust swej socjopatii. Okazało się, że była to nader trafna strategia artystyczna: nieukontentowanie jest w sztuce zawsze ciekawsze od zadowolenia – nawet gdy chodzi o sztukę podróżowania.
W wędrówkach amerykańskiego pisarza szczególne miejsce zajmuje Afryka, do której trafił po raz pierwszy jeszcze jako idealista, na początku lat 60., w epoce finalnej agonii kolonialnych imperiów, przyłączywszy się do Korpusu Pokoju. Potem wracał na Czarny Kontynent parokrotnie, jakby chcąc się upewnić, czy pokoleniowe marzenia na dobre legły w gruzach.
Paul Theroux, Ostatni pociąg do zona verde. Lądem z Kapsztadu do Angoli, przeł. Michał Szczubiałka, Czarne, Wołowiec 2016, s. 438