Przekwitanie, koniec młodości, a może od razu starość? Nie lubię tych określeń, chyba złośliwie wymyślonych przez mężczyzn, którzy chcieli nam dopiec – irytuje się prof. Violetta Skrzypulec-Plinta, kierownik Katedry Zdrowia Kobiety Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. – Czy ja przekwitam, mając za sobą 50 lat? Ktoś, kto tak uważa, nie rozumie współczesnej filozofii życia! Nadal pracuję, kocham, walczę. Po prostu żyję.
Nie wymyślono dobrej nazwy na ten okres życia, który kobiety rozpoczynają pod koniec czwartej dekady lub w piątej dekadzie. Nawet najwięksi szowiniści wzdrygają się na określenie „czas poreprodukcyjny”, choć w naukowej literaturze można znaleźć i takie sformułowania.
W ostatnim stuleciu średni czas życia znacznie się wydłużył. A skoro wiek wystąpienia menopauzy (ostatniej miesiączki – u Polek przypada najczęściej między 48 a 55 rokiem) nie uległ zmianie, to już co najmniej 1/3 kobiecego życia przypada na okres pomenopauzalny (klimakterium).
Kobiecość bez ograniczeń
Nie należy się dziwić, że większość pań skarży się w tym okresie na liczne dolegliwości. Klimakterium to proces wprawdzie fizjologiczny, ale pełen reperkusji odczuwalnych w całym organizmie. Jedne ustępują po kilku latach (tzw. objawy wypadowe – uderzenia gorąca, bóle głowy, nadmierna potliwość, zaburzenia snu, drażliwość), inne – jak zawały serca, udary mózgu czy osteoporoza – stanowią zagrożenie na resztę życia. Lista przemijających dolegliwości i poważnych chorób, które towarzyszą okresowi pomenopauzalnemu, jest więc długa. Ale czy można się dziwić, skoro produkowane w jajnikach estrogeny są dla kobiet naturalnym paliwem od młodzieńczych lat?