Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Nowa Zelandia chce… zakazać kotów

Na świecie może żyć nawet i 400 milionów kotów – to więcej niż gatunku jakiegokolwiek innego drapieżnika. Na świecie może żyć nawet i 400 milionów kotów – to więcej niż gatunku jakiegokolwiek innego drapieżnika. Cel Lisboa / Unsplash
Koty towarzyszą nam od tysięcy lat. I odkąd je udomowiliśmy, czynią spustoszenie w środowisku.

Koty udomowiono około dziesięciu tysięcy lat temu na obszarach tak zwanego Żyznego Półksiężyca (ciągnącego się od Egiptu przez Palestynę i Syrię po Mezopotamię). Ale „udomowiono” to trochę stwierdzenie na wyrost. Każdy posiadacz kota (lub kotów) wie, że lubią chadzać własnymi drogami.

Drapieżniki, które podbiły świat

Koty zresztą prawdopodobnie udomowiły się same, do czego skłoniło je zapewne to, że wynaleźliśmy rolnictwo. Zboża przyciągały gryzonie. Afrykańskie dzikie koty (Felis silvestris lybica) osiadły w pobliżu ludzkich siedzib, korzystając z obfitości zdobyczy. Przez tysiące lat niewiele zmieniło się w ich genach. Drapieżność kotów to zaś główny powód, dla którego wraz z rolnictwem ludzie przynieśli je najpierw z Bliskiego Wschodu do Europy, a później w każdy zakątek świata.

Szacuje się, że na świecie żyje być może nawet i 400 milionów kotów – to więcej niż gatunku jakiegokolwiek innego drapieżnika – na wszystkich kontynentach i większości wysp. Nie występują tylko za kołami podbiegunowymi.

Zobacz także: Tylko koty się Bogu udały. Oto co słynni ludzie mówili (i pisali) o kotach

Wyjątkowo ekspansywni i skuteczni zabójcy

Sęk w tym, że koty są drapieżnikami zbyt dobrymi. Zarówno koty dzikie, jak i domowe, wychodzące na zewnątrz, zabijają nie tylko gryzonie. Ich łupem padają także – w niebywałych ilościach – ptaki. A także drobne gady i płazy.

Koty są drapieżnikami oportunistycznymi. Polują zawsze, nawet wtedy, gdy karmimy je w domu. Z badań wynika, że przynoszą do domu do kilkudziesięciu upolowanych zdobyczy, głównie ptaków, rocznie. Jeśli przemnożymy to przez liczbę kotów na Ziemi, okaże się, że liczba ich ofiar co roku wynosi miliardy. A ponieważ badania polegają na rejestrowaniu zdobyczy przynoszonych do domów, jest to raczej liczba zaniżona. Z innych badań wynika bowiem, że koty do domów przynoszą zaledwie co czwartą zdobycz.

Czytaj także: Koty wolą kontakt z człowiekiem niż jedzenie. Niemożliwe?

Koty na antypodach – wyjątkowe zagrożenie dla całych gatunków

Wyobraźmy sobie teraz, co się dzieje, gdy koty pojawiają się tam, gdzie ich wcześniej nie było. Łatwo zgadnąć, że nieprzystosowane do zagrożenia ptaki i drobne zwierzęta padają łupem nowo sprowadzonych drapieżców wyjątkowo łatwo. Zoolożka Joanna Bagniewska w artykule „Koty, czyli krajobraz strachu” na łamach „Gazety Wyborczej” przytoczyła anegdotę o kotce latarnika z nowozelandzkiej wyspy Stephens Island. Wieść głosi, że wytrzebiła ona całą tamtejszą populację drobnych ptaków (łazików południowych). W rzeczywistości wyspę zamieszkiwało kilka kotów, ale raptem tyle wystarczyło, by z wyspy zniknął cały gatunek.

Czytaj także: Dlaczego koty są takie dziwne? Problemowi przyjrzeli się naukowcy

Nowa Zelandia wprowadzi zakaz posiadania kotów

Teraz Nowa Zelandia chce kotów… zakazać. W niewielkiej gminie Omaui wszystkie koty mają zostać zarejestrowane, zaczipowane i wysterylizowane. Po śmierci kota właściciel nie będzie mógł sprowadzić nowego. Mają zostać wyeliminowane, by chronić lokalną faunę.

Nie wszyscy są zachwyceni. Jak podaje „The Guardian”, część mieszkańców uważa, że koty są niezastąpione w tępieniu lokalnych gryzoni i bez nich te ostatnie opanują okolicę. Pojawiają się też sprzeciwy wobec ograniczania wolności, jakim byłaby niemożność posiadania kota w przyszłości.

Ale Nowa Zelandia ma ambitny plan, aby wyeliminować wszystkie gatunki sprowadzone przez europejskich kolonizatorów (także szczury i myszy) do 2050 r. i prawdopodobnie protesty zdadzą się na nic. Według rządowych danych sprowadzone przez ludzi drapieżniki zabijają 25 milionów ptaków rocznie, a samych kiwi, których pozostało kilkadziesiąt tysięcy, znika 20 osobników tygodniowo. Problemem może być zyskanie poparcia społeczeństwa dla tego planu, choć w Australii i Nowej Zelandii kotów nie wolno mieć w pobliżu parków narodowych już od dłuższego czasu.

Słodki mruczek sieje spustoszenie i zagraża równowadze ekosystemu

Na antypodach problem jest oczywiście większy, bo tamtejsza fauna miała zaledwie dwieście lat, by dostosować się do drapieżników sprowadzonych z Europy. Ale miliardy ofiar kotów przypadają głównie na obszar Europy i Ameryki Północnej, gdzie jest ich najwięcej.

Czytaj także: Kot wygryza psa. Szaraki, dachowce, rasowe: najlepsi przyjaciele człowieka

Można wzruszyć ramionami i stwierdzić, że dzikie zwierzęta mają przecież naturalnych wrogów, więc kot nie sprawi różnicy. Ale dzikich drapieżników nikt nie dokarmia (ani nie leczy u weterynarza), jest ich też znacznie mniej niż kotów. To wszystko sprawia, że nasz mruczek stanowi poważne zachwianie równowagi ekosystemu. Ba, sama obecność kota sprawia, że ptaki poddane są ciągłemu stresowi i wychowują słabsze potomstwo.

Jak chronić ptaki przed kotami?

W pewnym ograniczonym zakresie można oczywiście chronić ptaki, na przykład zawieszając kotom na szyjach dzwoneczki, ale z badań wynika, że ograniczają one liczbę zdobyczy mniej więcej o jedną trzecią. Lepsze są specjalne kołnierze, które można nabyć w sklepach zoologicznych – ograniczają liczbę zabitych ptaków o 80 proc., zaś ssaków o prawie połowę (trzeba pamiętać, żeby były to obroże i kołnierze ze specjalnym zapięciem, które uwolni zatrzask, gdy kot zaplącze się na przykład o gałąź).

Jeszcze lepsze jest zaś ograniczanie kotom wyjść z domu. Najlepiej całkowicie. Wiosną i latem pojawiają się pisklęta i młode ssaki, koty zaś polują najwięcej właśnie w miesiącach ciepłych i nocami. Jeśli nie pozwolimy kotu wychodzić wtedy z domu, ocalimy dziesiątki zwierząt rocznie. A w skali globu nawet setki milionów.

Czytaj także: Jak zadbać o psa lub kota w czasie upałów

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama