W Polsce występuje 19 gatunków kleszczy. Można je spotkać w różnych środowiskach, nie tylko w lesie czy na łąkach, ale także w miastach. Ich cykl rozwojowy, od jaja poprzez stadium larwy, nimfy, aż do postaci dorosłej, może trwać od kilku miesięcy aż do kilku lat. Warunkiem koniecznym do rozwoju jest, by każde ze stadium posiliło się krwią zwierzęcia. Występujące na niższych roślinach larwy żerują na mniejszych zwierzętach, ale wspinające się wyżej nimfy i postacie dorosłe z łatwością wkłuwają się w ludzką skórę. Problem polega na tym, że ślina kleszcza zawiera substancje znieczulające, moment wkłucia jest zatem na ogół niewyczuwalny. Prawdziwe niebezpieczeństwo wiąże się jednak z patogenami, których kleszcze mogą być wektorami. W dobie zmian klimatu powinniśmy być świadomi tego zagrożenia i nie bagatelizować różnych metod profilaktyki, przekonuje prof. Anna Malinowska-Moniuszko, internistka i specjalistka chorób zakaźnych oraz medycyny morskiej i tropikalnej.
PIOTR RZYMSKI: Pamiętam lekarza, który twierdził, że w maju jest na kleszcze jeszcze za wcześnie. Jak jest w rzeczywistości?
PROF. ANNA MONIUSZKO-MALINOWSKA: Niestety, na skutek zmian klimatycznych kleszcze są obecnie aktywne znacznie wcześniej. A wraz z nimi roznoszone przez nie patogeny. W tym roku zgłaszali się do naszej kliniki pacjenci pokłuci przez kleszcze w styczniu. Rozpoznawaliśmy u nich rumień wędrujący. Chorych z kleszczowym zapaleniem mózgu (KZM) hospitalizowaliśmy na początku kwietnia, a zatem do zakażenia doszło w marcu. Dane NIZP-PZH wskazują, że do połowy kwietnia tego roku rozpoznano już 47 zachorowań na KZM.