Konflikt amerykańsko-irański świetnie wpisuje się w wojnę handlową prowadzoną przez amerykańskiego prezydenta. Stawia on bowiem Europie ultimatum: jeśli wasze firmy będą stosować się do sankcji, możemy dalej negocjować i ewentualnie oszczędzę wam karnych ceł na import waszej stali czy samochodów. Jeśli zaś chcecie wciąż prowadzić interesy z Iranem, to nie liczcie na moją pobłażliwość i taryfę ulgową dla sojuszników. Przy okazji będzie to dobry pretekst dla Amerykanów, aby utrudnić życie europejskim koncernom, które nie zerwą kontaktów z Iranem. Tymczasem Unia podobnych środków nacisków nie ma.
Czytaj także: Donald Trump jednostronnie wycofał USA z układu atomowego z Iranem. Czy ruszy atomowa kaskada?
USA nic nie tracą na przywróceniu sankcji wobec Iranu
Trump może bez obaw wymachiwać szabelką, bo wymiana handlowa między Iranem a Stanami Zjednoczonymi pozostała na minimalnym poziomie nawet po sukcesie negocjacji za czasów poprzedniego prezydenta. Większość amerykańskich firm słusznie zakładała, że Trump w końcu nie wytrzyma i celowo nie angażowała się w Iranie. Do tego znaczna część sankcji (zwłaszcza finansowych) nawet za prezydenta Obamy nie została wcale zniesiona, a sektor bankowy nie chciał mieć z Iranem nic wspólnego. Teraz jedynym poszkodowanym jest tak naprawdę Boeing, który miał nadzieję na dostawy maszyn do Iranu, ale dla niego to i tak kropla w morzu zamówień.
Fatalna sytuacja dla firm ze Starego Kontynentu
Co innego Europa. Zwłaszcza niemieckie i francuskie firmy zaraz po wejściu w życiu porozumienia mającego kontrolować irański program jądrowy ruszyły do Teheranu po kontrakty. Teraz to właśnie te dwa kraje czują się najbardziej poszkodowane, ale ofiary są w całej Unii. Wymiana handlowa między Wspólnotą a Iranem sięgnęła w ubiegłym roku 21 miliardów euro. Także wiele polskich przedsiębiorstw miało nadzieję na podbój Iranu, chociaż akurat na tym polu wielkich sukcesów dotąd nie odniosło. Może i dobrze, bo teraz trzeba byłoby liczyć straty.
Czytaj także: Izrael i USA zaczynają ofensywę przeciw Teheranowi. Będzie z tego wojna?
Firmy z UE muszą wybrać: albo Iran, albo USA
Dla europejskich firm przyszłość irańskich kontraktów stoi bowiem pod ogromnym znakiem zapytania. Mogą oczywiście nie przejmować się amerykańskimi sankcjami, ale wówczas muszą zapomnieć o handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Waszyngton sprawia bowiem sprawę jasno – handlujesz z Teheranem, to znaczy wspierasz terrorystów. Ostatnią deską ratunku dla europejskich koncernów mają być politycy najwyższego szczebla (czyli w praktyce Angela Merkel i Emmanuel Macron), którzy mogliby teoretycznie wynegocjować specjalne warunki u Trumpa. W praktyce będzie to i trudne, i dość poniżające dla Europy.
Trump nie liczy się z Europą, z sytuacji skorzystają Chiny
Ostatnia decyzja Trumpa to kolejny dowód na to, że Europa nie ma dla niego żadnego znaczenia. Szkoda tylko, że sama Europa wciąż żyje przeszłością i nie potrafi wyciągnąć wniosków z ostatnich wydarzeń. A są one oczywiste – relacje gospodarcze z wrogo nastawionymi Stanami Zjednoczonymi trzeba ograniczać, szukać sojuszników w innych regionach świata, a przede wszystkim zachować godność w kontaktach z Trumpem, zamiast ciągle błagać go o litość. Lepiej stosować uzasadnione retorsje niż dawać sobie dyktować, z kim wolno handlować, a z kim nie. Największym wygranym całej irańskiej zawieruchy są oczywiście Chiny, stające się teraz dla Iranu partnerem jeszcze bardziej strategicznym niż dotąd. Chiny amerykańskich sankcji się nie boją, zamierzają z Waszyngtonem twardo negocjować, a ropy od Teheranu będą kupować pewnie jeszcze więcej niż dotąd.
Czytaj także: Iran już nie wzbogaca uranu... wzbogaca się na pistacjach