Świat

Izrael i USA zaczynają ofensywę przeciw Teheranowi. Będzie z tego wojna?

Premier Izraela Benjamin Netanjahu znany jest z nietuzinkowych zachowań i kontrowersyjnych wypowiedzi. Premier Izraela Benjamin Netanjahu znany jest z nietuzinkowych zachowań i kontrowersyjnych wypowiedzi. Amir Cohen/Reuters / Forum
Premier Izraela rzekomo ma dowody na to, że Iran nie zaprzestał prac nuklearnych zgodnie z zobowiązaniem z 2015 roku, a jedynie je zamroził.

Izrael i Stany Zjednoczone zaczynają ofensywę przeciw Teheranowi. Na razie dyplomatyczną, ale opartą na najpoważniejszych zarzutach – oszukania społeczności międzynarodowej w sprawie planów budowy broni jądrowej. Czy będzie z tego wojna?

Premier Izraela Benjamin Netanjahu znany jest z nietuzinkowych zachowań i kontrowersyjnych wypowiedzi. Jest politykiem dynamicznym, znającym jak mało kto rzemiosło retoryki i propagandy. Idącym z duchem czasu. To, co zrobił w poniedziałek, świadczy nie tylko o doskonałym wyczuciu języka i formy współczesnego przekazu, świadczy też o determinacji. Teraz albo nigdy – musiał pomyśleć Netanjahu, kiedy wchodził na podest, z którego miał przedstawić trwającą niespełna 20 minut prezentację opartą – jak twierdził – na wykradzionych przez izraelski wywiad irańskich archiwach nuklearnych.

Jeśli Państwo nie widzieli, warto to obejrzeć. Jeśli nie macie ochoty, proszę sobie wyobrazić premiera Izraela w roli wykładowcy motywacyjnego cyklu TED.

Bibi à la TED

Rządowa sala konferencyjna, podium z mikrofonem, wielki ekran LED i kilka przykrytych czarnym suknem szaf od razu sygnalizowały, że zdarzy się coś niezwykłego. „Dzisiaj ujawnimy nowe i dobitne dowody na istnienie tajnego programu broni jądrowej, który Iran przez lata ukrywał przed społecznością międzynarodową w swoim tajnym archiwum atomowym. Pokażemy wam Irańskie Tajne Akta Atomowe” – nawet wstęp do prezentacji brzmiał jak telewizyjna reklamówka ekscytującego serialu szpiegowskiego.

Tyle że jeśli premier Izraela mówił prawdę, to serial dział się naprawdę, a jego scenarzyści nie pochodzą z Hollywood. Po takim wstępie przez następny kwadrans, nienaganną angielszczyzną, posługując się obrazami i artefaktami, premier Izraela opisywał ostatnie osiągnięcia swoich służb wywiadowczych.

Co ujawnił Netanjahu?

Najpierw przypomniał deklaracje przywódców Iranu, że nigdy nie starali się budować broni jądrowej. Kolejno odtwarzał fragmenty wystąpień najwyższego przywódcy ajatollaha Chamenei, prezydenta Rouhaniego, ministra spraw zagranicznych Javada Zarifa. Potem na ścianie pojawił się wielki napis: Iran skłamał.

Netanjahu pokazał satelitarne zdjęcie budynku w Teheranie, w którym jego agenci mieli wykryć tajne archiwum, a potem zdjął czarne sukno ze stojących za nim szaf. Pół tony dokumentów, 55 tysięcy stron w skoroszytach, 55 tysięcy dokumentów na płytach CD.

Atomowe tajemnice Iranu od tej pory są nie tylko w rękach Izraela, trafić mają też w ręce USA, innych krajów i Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej – jako dowody oszustwa na gigantyczną skalę. Przez kolejne dziesięć minut Netanjahu z nieskrywaną satysfakcją i aktorską wprawą zdradzał sekrety programu Amad.

Atomowy Amad

Według Netanjahu projekt Amad był kompleksowym programem budowy i testowania broni jądrowej, zmierzającym do uzyskania pięciu 10-kilotonowych głowic możliwych do umieszczenia na pociskach balistycznych. Co więcej, premier Izraela twierdzi, że ma dowody na to, iż Iran nie zaprzestał tych prac zgodnie z zobowiązaniem międzynarodowego porozumienia z 2015 roku, a jedynie je zamroził, zachowując wszelkie niezbędne dane i materiały, by w każdej chwili je uruchomić.

Na potwierdzenie pokazał uzyskane z wykradzionego archiwum zdjęcia, filmy i dokumenty, obrazujące poszczególne elementy programu atomowego: projektowanie i budowę bojowych urządzeń nuklearnych opartych na zjawisku implozji, miejsca wyznaczone do przeprowadzenia próbnych eksplozji, integrację gotowych pakietów nuklearnych na głowicach pocisków balistycznych. Przypomniał, że Iran dysponuje pociskami o zasięgu od 1000 do prawie 2000 km, które mogą dosięgnąć Rijadu i Tel Awiwu – stolic dwóch regionalnych rywali.

Ujawnił, że szef projektu Amad dr Mohsen Fakhrizadeh po zawarciu porozumienia atomowego przeszedł z programu wojskowego do naukowego, gdzie stoi na czele „wydziału specjalnego”. Stwierdził, że w ramach prac naukowych Iran umieści tysiące wirówek do wzbogacania uranu we wnętrzu góry, rzekomo po to, by produkować radioaktywne izotopy do użytku medycznego. Wreszcie przypomniał, że w raporcie dla MAEA Iran zaprzeczył istnieniu programów budowy broni jądrowej, w szczególności istnieniu programu Amad. Zdaniem Netanjahu jego dowody świadczą o tym, iż Iran okłamał sygnatariuszy porozumienia, prowadził zaawansowane badania nad głowicami jądrowymi i jest w każdej chwili gotów je wznowić. Mało tego, według premiera Izraela właśnie to porozumienie, znane na świecie jako JCPoA lub w skrócie „Iran deal”, daje Iranowi swobodę w osiągnięciu celu: posiadania broni jądrowej.

Co chce osiągnąć Izrael?

Netanjahu nie zażądał zerwania porozumienia z Iranem, bo nie musiał – i tak wiadomo, że żąda tego od dawna. Zwrócił się jedynie do prezydenta Donalda Trumpa, by „uczynił, co trzeba” – oczywiście mając na myśli wypowiedzenie porozumienia przez USA poprzez krytyczną ocenę wykonania irańskich zobowiązań i nałożenie sankcji, co Biały Dom ma ogłosić 12 maja.

Zapewne Netanjahu taką reakcję omawiał w czasie wcześniejszego spotkania z nowym sekretarzem stanu Mikem Pompeo, który gościł kilka dni temu na Bliskim Wschodzie. Na każdym spotkaniu – w Jordanii, Arabii Saudyjskiej i oczywiście w Izraelu – temat Iranu był pierwszoplanowy. „To ważne i prawdziwe dowody” – ocenił Pompeo irańskie archiwum w samolocie powrotnym do USA, a departament stanu wydał oświadczenie, w którym niemal słowo w słowo powtarza oskarżenia izraelskiego premiera.

Trudno nie ulec wrażeniu, że przedstawiając swoje rewelacje w skomasowanej graficzno-tekstowej formule, z krótkimi zdaniami i przemawiającymi do wyobraźni obrazkami, Netanjahu apelował nie tylko do społeczeństw cywilizacji obrazkowej, ale być może do jednego odbiorcy, znanego z niechęci do długich prezentacji i ulotnej uwagi. Netanjahu mówił do Trumpa, wyczuwając podskórnie, że właśnie teraz jest ten czas, kiedy przy pomocy USA załatwi „problem irański” raz na zawsze.

Nic nowego pod słońcem

Ale znawcom irańskiego uzbrojenia premier Izraela nie pokazał niczego nowego. Większość przytoczonych faktów była znana już z raportów wywiadowczych USA z 2007 i MAEA z 2011 roku. To, że w 2018 roku nie pojawiło się nic nowego, świadczyć może raczej o zamrożeniu irańskiego programu atomowego lub o skuteczności międzynarodowego porozumienia, które przecież zawarte zostało właśnie z uwagi na podejrzenia podejmowania w Iranie prób budowy broni jądrowej i chęć ich zatrzymania.

Jest jeszcze inna kwestia: małych jak na kraj tej wielkości ambicji atomowych ujawnionych przez Netanjahu. Pięć głowic o mocy 10 kiloton każda to arsenał symboliczny, by nie powiedzieć: nieistotny. Jako program badawczy może budzić niepokój, ale jako fundament odstraszania czy cel strategicznego programu zbrojeniowego Teheranu jest bardziej niż skromny. Nie znaczy to, że pięć takich głowic nie mogłoby zniszczyć Tel Awiwu czy Rijadu. Ale w żadnym razie nie mogłoby zapobiec zniszczeniu w odwecie Teheranu. To jednak bez znaczenia, bo dziś liczy się narracja, a ta właśnie została narzucona. Ponownie.

Netanjahu jak Powell?

Bo prezentacja premiera Izraela musi przypominać to, co działo się w lutym 2003 roku w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Sekretarz stanu USA Colin Powell też używał zdjęć i slajdów, by udowodnić, że Irak posiada broń masowego rażenia i jest w zmowie z al-Kaidą, by użyć jej przeciwko Zachodowi i USA. W Wielkiej Brytanii rząd twierdził nawet, że od wydania rozkazu do odpalenia rakiet potrzeba zaledwie 45 minut. Więc świat musiał działać.

Tyle że po rozpoczęciu wojny przez „największą koalicję kiedykolwiek stworzoną” i przeszukaniu każdego kilometra zajętego Iraku broni masowego rażenia nie znaleziono. Świat, kraje koalicji – takie jak Polska – dopiero wiele lat później przyznały, że zostały oszukane przez raporty wywiadowcze sojuszników. Tak się składa, że architekci tamtej wojny są znowu blisko prezydenta USA. John Bolton, ówczesny podsekretarz stanu u Powella odpowiedzialny za problematykę broni masowego rażenia, jest od niedawna doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego. Czy czeka nas powtórka?

Opcje na stole

Niekoniecznie. Po pierwsze dlatego, że Iran ma dziś silniejszą pozycję – również dzięki zawartemu w 2015 roku porozumieniu. Jego sojusznikiem, co oczywiste, jest Rosja, ale porozumienie sygnowały też Niemcy, Wielka Brytania i Francja – a także Chiny. Mało tego, to Europejczycy byli jego głównymi negocjatorami i od wielu miesięcy przekonują prezydenta Trumpa, że zerwanie układu, a tym bardziej rozwiązanie siłowe w kwestii Iranu byłyby błędem. Na razie Paryż i Berlin zapowiadają szczegółową analizę izraelskiego archiwum i wstrzymują się z reakcjami.

Nie ma wątpliwości, że presja ze strony USA będzie olbrzymia. Stany Zjednoczone nie muszą jednak niczego robić same, wystarczy, że wyrażą zgodę na zbrojną akcję Izraela. Tel Awiw, który nie przyznaje się oficjalnie do posiadania arsenału nuklearnego, za swój strategiczny cel przyjął niedopuszczenie, by ktokolwiek inny na Bliskim Wschodzie taką broń posiadał. To, że jest w stanie zbrojnie zablokować takie próby, pokazał w 1981 roku, dokonując nalotu na iracki reaktor Osirak, czy w 2007 roku, bombardując miejsce rzekomych syryjskich badań nuklearnych. Dzisiaj Izrael jest jeszcze potężniejszy – irańskie instalacje nie stanowiłyby pod względem wojskowym żadnego problemu. Jakie skutki na świecie wywołałoby izraelskie uderzenie, to inna historia.

Iran jak Korea?

Ale prezydent Donald Trump lubi zachowywać się nieprzewidywalnie i zmieniać kurs o 180 stopni. Po groźbach „ognia i wściekłości” wobec Kim Dzong Una jeszcze pół roku temu dziś w planach jest spotkanie na szczycie, a opcja militarna wydaje się nieaktualna. Czy w Białym Domu równolegle z narastającą wojowniczą retoryką nie rodzi się plan dyplomatycznego przełomu?

Jeśli Korea Północna była oceniana jako niezwykle ryzykowny cel akcji zbrojnej, jak musi być oceniany Iran z jego niekwestionowanym potencjałem wykreowania antyamerykańskiej kampanii terrorystycznej? Propozycję spotkania na szczycie Trumpa z Rouhanim na razie trudno sobie wyobrazić, ale czy ktoś rok temu przypuszczał, że będziemy czekać na uścisk ręki Trumpa z Kimem? Scenariusz eskalacji retorycznej, dyplomatycznej i militarnej, która w efekcie doprowadzić ma do deeskalacji i nowego porozumienia, tym razem sygnowanego przez Trumpa, wydaje się dziś tak samo prawdopodobny jak wojna.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama