Stany Zjednoczone SA
Georgette Mosbacher broni Ubera i blokuje ustawę o transporcie drogowym
Jednym z najważniejszych zadań ambasadorów jest wspieranie przedsiębiorstw ze swojego kraju, więc trudno oburzać na się na to, co robi pani Georgette Mosbacher. Podobnie postępują też inni dyplomaci, tyle że starają się swój lobbing prowadzić bardziej… dyplomatycznie. Ale pani ambasador Stanów Zjednoczonych nie jest przecież zawodowym dyplomatą i podobnie jak jej szef, nie bawi się w konwenanse, tylko mówi bądź pisze zawsze to, co myśli. Taki jest teraz standard w Ameryce Trumpa, trudno zatem żądać od Mosbacher zachowywania dyplomatycznych procedur.
Georgette Mosbacher broni amerykańskiego kapitału otwarcie
Gdy uzna, że jakikolwiek amerykański podmiot jest w Polsce zagrożony, natychmiast pisze jeden ze swoich słynnych już listów. Interweniowała w sprawie telewizji TVN po politycznych atakach PiS, amerykańskiej firmy farmaceutycznej Genentech, która miała kłopot z wpisaniem jednego ze swoich produktów na listę leków refundowanych, a ostatnio zabrała głos, broniąc Ubera przed zmianami przygotowywanymi przez resort infrastruktury. I za każdym razem okazywała się bardzo skuteczna.
We wszystkich tych sprawach jest wspólny mianownik – chronić interesy amerykańskiej gospodarki. Zresztą pani ambasador otwarcie się do tego przyznaje, trudno zatem czynić jej z tego zarzut. Na szacunek zasługuje fakt, że Mosbacher nie dzieli firm na „swoje” i „obce”, tylko angażuje się zawsze po stronie amerykańskiego kapitału, także tego politycznie jej odległego.
Polska wstaje z kolan czy jednak leży?
Paradoksalnie taka otwarta polityka wydaje się nawet lepsza niż lobbing zakulisowy, o którym jako opinia publiczna nie jesteśmy w ogóle informowani. Problemem nie jest zatem pani Mosbacher, tylko to, jak chce z nią postępować polski rząd. Z jednej strony mamy bowiem narrację Polski wstającej z kolan za czasów PiS, a równocześnie politycy tej partii robią wszystko, żeby Donald Trump nie poczuł się choćby trochę urażony. Przed amerykańskim producentem nawet nie klęczą, a po prostu leżą krzyżem.
Interwencji Mosbacher złe i dobre strony
Ma to swoje dobre i złe strony. Dzięki temu wciąż może funkcjonować telewizja TVN mająca amerykańskiego właściciela – jedyna istotna stacja, która potrafi wyrażać się krytycznie o partii rządzącej. To pani Mosbacher zawdzięczamy w dużej mierze tymczasowe wycofanie się PiS z polonizowania, a dokładniej nacjonalizowania niewygodnych mediów. Gdy jednak bezgraniczne posłuszeństwo wobec Stanów Zjednoczonych oznacza dodawanie leków do listy preparatów refundowanych przez NFZ albo zawieszanie prac nad ustawą mającą zrównać w prawach i obowiązkach kierowców Ubera z taksówkarzami, można mieć już spore wątpliwości.
A gdyby robili tak inni?
Wyobraźmy sobie, jak PiS zareagowałby na upubliczniony list ambasadora Niemiec lobbującego za Volkswagenem albo ambasadora Francji żądającego specjalnego traktowania dla Carrefoura. Oburzeniu nie byłoby końca, na taką firmę natychmiast nasłano by zmasowane kontrole, a skutek dyplomatycznego wsparcia z pewnością okazałby się odwrotny do zamierzonego. Na pewno warto dbać o dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, także za czasów takiego właśnie prezydenta. Nie znaczy to jednak, że trzeba spełniać wszystkie żądania pani Mosbacher, nawet te niekorzystne dla polskiej gospodarki. Donald Trump to przede wszystkim bezwzględny biznesmen. Szacunek ma on tylko dla silnych, który potrafią mu się postawić. Słabym może okazać jedynie pogardę.