Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Lusterko na biurku

Więcej pijemy – w pracy i po pracy

Nie ustają poszukiwania nowych medycznych metod walki z alkoholizmem, zwłaszcza powstrzymujących nawrót nałogu. Nie ustają poszukiwania nowych medycznych metod walki z alkoholizmem, zwłaszcza powstrzymujących nawrót nałogu. focuspocusltd / PantherMedia
Alkoholik potrzebuje lustra, żeby dostrzec swoją chorobę. Tym lustrem może być pracodawca, który powie mu: leczysz się albo wylatujesz. W Polsce najczęściej pracownik od razu wylatuje.
Przełomem w dotychczasowym podejściu do leczenia osób uzależnionych jest propozycja ograniczania picia monitorowana przez terapeutę.Garo/Phanie Sarl/Corbis Przełomem w dotychczasowym podejściu do leczenia osób uzależnionych jest propozycja ograniczania picia monitorowana przez terapeutę.

Artykuł w wersji audio

Tekst został opublikowany w POLITYCE w marcu 2016 roku.

Historia 30-letniego Pawła, ratownika medycznego, uzależnionego od alkoholu i marihuany, który trafił do Kliniki Ostrych Zatruć Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, mogła znaleźć się na pierwszych stronach gazet. Tytuł brzmiałby pewnie: „Zamroczony w karetce!”. Ale wszystko rozegrało się bez rozgłosu. I nietypowo. Szefowa nie wyrzuciła Pawła z pracy, za to postawiła warunek: leczenie. – Przyszedł do nas z musu, jednak kiedy kończyła mu się 6-tygodniowa terapia, poprosił o przedłużenie leczenia – mówi Anna Krusińska, terapeutka uzależnień, kierownik oddziału dziennego w Miejskim Centrum Zdrowia Publicznego w Łodzi. Wytrwał, nie pije.

Zbyt pijana, by żyć

To zupełnie inaczej niż w przypadku byłej wiceminister sprawiedliwości, prawniczki o dużym dorobku. Policja zatrzymała ją, kiedy prowadziła samochód po pijanemu. Miała 2 promile. Był październik 2015 r., do wyborów parlamentarnych zostało kilka dni. Ówczesna premier jeszcze tego samego dnia odwołała minister. A potem poleciała lawina dalszych ciosów: dziekan Wydziału Prawa, Okręgowa Rada Adwokacka, rzecznik dyscyplinarny. Jak się potem okazało, znajomi, także z pracy, wiedzieli o jej alkoholowym problemie. Tydzień po zatrzymaniu wiceminister tabloidy znów o niej napisały: że popełniła samobójstwo ze wstydu.

Europoseł Bolesław Piecha, który kilka lat temu publicznie przyznał się do uzależnienia od alkoholu, konstatuje, że polityka jest wyjątkowo brutalna, a od człowieka ważniejsze jest pół promila poparcia. – Swoją drogą, ceną pewnych stanowisk jest to, że drugiej szansy się nie dostaje – mówi. Ale dodaje, że może w środowisku można było zrobić więcej. On sam za jeden z momentów przełomowych w chorobie uważa ten, gdy usłyszał, że za dużo pije, od kolegi z pracy. Podobne zdania, słyszane wcześniej we własnym domu, jakoś sobie racjonalizował. – Z perspektywy czasu przyznaję, że takie zachowanie to rzadkość. Ludzie, nawet widząc, że ktoś za dużo pije, milczą, bo po prostu nie wypada się wtrącać – tłumaczy. – Picie osób, które mają wysoką pozycję zawodową, po prostu się tuszuje, tych słabszych szybko się wyrzuca.

Za Halinę, która wytrzeźwiała w podobnym momencie co dzisiejszy europoseł, problem długo próbowała załatwiać jej mama. Gdy córka w swoje imieniny wróciła pijana z pracy i zapowiedziała mamie, żeby wszystkim mówiła, że solenizantki nie ma w domu, ta nie posłuchała. „Dobrze, że cię zobaczyła koleżanka, jak leżysz pijana” – powiedziała potem. Mama dokuczała jej, jak mogła, żeby tylko odciągnąć ją od alkoholu. Nie tuszowała żadnych kompromitujących sytuacji, w jakich Halina znalazła się przez wódkę. Liczyła, że wstyd może ją ocalić – ale nie. Halina była kelnerką. Szefowie karali ją za picie zabieraniem premii albo przenosili do gorszej restauracji; myśleli, że w ten sposób mogą jej pomóc. A Halina piła dalej.

W Instytucie Medycyny Pracy w Łodzi, gdzie prowadziła bufet, dochodziło do tego, że pijana obsługiwała ludzi. – Dyrektor, nieżyjący już prof. Janusz Indulski, mógł mnie bez słowa zwolnić dyscyplinarnie, ale nie zrobił tego – opowiada. – Nie byłam nikim ważnym. Ale on widział we mnie po prostu człowieka. Wezwał mnie i powiedział, że jeśli chcę nadal pić, zwalnia mnie, a jeśli zaczynam się leczyć – zostaję. Ultimatum profesora padło w dobrym momencie i na dobry grunt. Dziś Halina jest terapeutką uzależnień.

Z ubiegłorocznych badań Organizacji Współpracy Europejskiej i Rozwoju wynika, że statystyczny Polak wypija rocznie 10,3 litra czystego alkoholu, o dwa litry więcej niż w 1992 r. Dla porównania, w ciągu minionych 20 lat w krajach członkowskich tej organizacji spożycie alkoholu spadło o 2,5 proc. OECD zalicza Polskę do grupy ryzyka, uważając, że rosnący poziom picia powinien zaniepokoić władze. Wzrostowy trend pokazują też dane GUS. W 2014 r. wielkość spożycia stuprocentowego alkoholu na mieszkańca wynosiła 9,4 litra, a w 1998 r. – 7,02 litra. Zdaniem Jadwigi Fudały, kierownika działu lecznictwa odwykowego i programów medycznych w Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, do spożycia należałoby doliczyć ok. 20–30 proc. alkoholu spoza oficjalnego obrotu (przywożonego lub produkowanego domowymi sposobami). Ponad 3 mln Polaków w wieku 18–64 lat pije więc w sposób szkodliwy. W grupie tej ponad 600 tys. osób jest uzależnionych.

Szefowski charakter

Pijemy więcej niż w końcówce PRL. To mit, że wraz z wyrugowaniem z zakładów pracy zakrapianych imienin problem zniknął. Przeciwnie, korporacje ze swoim zbiorem sztywnych zasad, dotyczących relacji pomiędzy pracownikami czy ubioru, okazują się wygodnym miejscem do picia dla prezesów, dyrektorów, kierowników. Na zebrania zarządu przychodzą przecież trzeźwi. Podwładni niekontrolowane wybuchy gniewu biorą za cechę charakteru, a na „charakter szefowski” jest w Polsce przyzwolenie. Natomiast trybiki rozładowują alkoholem stres w weekendy, w tygodniu skutki picia kamuflując dopalaczami. A na to korporacyjne picie po nowemu nakłada się jeszcze środowiskowe. W wielu kręgach – lekarskich, mundurowych, dziennikarskich, kościelnych – problem wciąż jest żywy.

W krajach zachodnich od kilkunastu lat popularne są programy wsparcia pracowników (w skrócie EAP – od employee assistance program), adresowane m.in. do ludzi uzależnionych. Pracownicy mają opłacany przez swoje firmy dostęp do specjalistów i do terapii. W USA więcej niż co dziesiąta z ponad 500 największych firm zapewnia taką pomoc. – I w Polsce pracodawcy powinni być szkoleni, jak postępować z osobami uzależnionymi, ale tu nikogo to nie obchodzi – twierdzi dr Bohdan T. Woronowicz, wieloletni terapeuta uzależnień. – Sam podejmowałem próby wdrażania programów pomocy pracownikom, ale na dłuższą metę nic z tego nie wyszło. Nie było zainteresowania ze strony szefów i rad pracowniczych. Na imprezy integracyjne, na których często leje się alkohol strumieniami, nie szkoda było pieniędzy, ale na to żałowano.

Z sytuacjami, kiedy pracodawca interesuje się przebiegiem leczenia pracownika i za zgodą pacjenta obserwuje jego postępy w leczeniu, dr Woronowicz spotyka się rzadko. Czasami zdarza się, że przełożeni opłacają jego leczenie w prywatnych placówkach – ale raczej wyższej kadrze kierowniczej, w którą już wiele zainwestowano. Trybików to nie dotyczy. Choć zwłaszcza w przypadku kobiet wsparcie z tego akurat źródła miewa wyjątkowo dobre skutki.

Dr Justyna Klingemann z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w pracy „Horyzonty zmiany zachowania nałogowego w Polsce” pisze, że ich uzależnienie najczęściej przez wiele lat rozwija się w ukryciu, gdyż kobiety chcą sprostać społecznym oczekiwaniom perfekcyjnej matki i pracownika. Badane przez nią alkoholiczki bardzo starały się, aby partner, dzieci, dalsza rodzina, znajomi, współpracownicy i sąsiedzi nie wiedzieli o ich problemach. Alkohol kupowały w sklepach oddalonych od domu, piły, gdy bliscy spali, podczas spacerów z psem, w pracy – po trochu, ukrywając butelki pomiędzy dokumentami. One są szczególnie czułe w kwestii wizerunku. Krytyka łatwiej je otrzeźwia. Wsparcie okazuje się bezcenne.

Trochę zdrowi

Co więcej, dzisiejsze oferty leczenia to nie tylko psychoterapia i wspólnota Anonimowych Alkoholików. Pojawiają się nowe możliwości – jak choćby terapia EMDR. Ta prężnie rozwijająca się na świecie forma terapii, w Polsce dostępna od kilku lat, początkowo wykorzystywana głównie w leczeniu syndromu stresu pourazowego, dziś jest stosowana w wielu problemach i zaburzeniach psychicznych. – My, terapeuci EMDR, nie skupiamy się na niwelowaniu zachowań uzależnieniowych, ale chcemy dociec, jakie przeżycia i doświadczenia z przeszłości spowodowały tego typu zachowania – mówi Marzena Olędzka, psycholog i psychoterapeutka. Z doświadczeń wielu terapeutów EMDR wynika, że jest możliwe, że po takiej terapii człowiek może sięgnąć po alkohol bez zagrożenia. Niestety, jest to terapia dla niektórych – na pewno nie tych głęboko uzależnionych.

Przełomem w dotychczasowym podejściu do leczenia osób uzależnionych jest też propozycja ograniczania picia monitorowana przez terapeutę. Bo pełna abstynencja w przypadku wielu pacjentów to cel niemożliwy do zrealizowania. Według różnych źródeł blisko 80 proc. alkoholików łamie ją w ciągu kilku pierwszych lat. Dla nich program ograniczania szkód picia jest realną szansą. – Niestety, większość placówek leczenia uzależnienia od alkoholu nie ma oferty dla pacjenta, który szuka pomocy z powodu problemów wynikających z nadużywania alkoholu, a nie chce rozstać się z piciem – mówi Jadwiga Fudała. – Owszem, są terapeuci, którzy pracują z takimi pacjentami indywidualnie, ale grupowe propozycje są w powijakach. I wcale nie chodzi o pieniądze, kontrakty z NFZ, tylko o brak powszechnej akceptacji w środowisku terapeutów dla innej formy leczenia niż pełna abstynencja.

Pierwsza, i na razie jedyna, grupa w Polsce nakierowana na ograniczanie picia powstała w Wojewódzkim Ośrodku Terapii Uzależnień i Współuzależnienia w Toruniu, cztery lata temu. – Grupę można traktować jako etap motywacji pacjenta do pełnej abstynencji – mówi dr Jolanta Celebucka, kierowniczka ośrodka i terapeutka uzależnień. – Nie robiłam dokładnych badań, ale ok. 40 proc. ludzi zdecydowało się na abstynencję, bo przekonali się, że trudno jest im pić w sposób ograniczony. Mówili potem: „Nie dopiliśmy”.

Z badań, jakie przeprowadziła dr Justyna Klingemann we współpracy z PARPA, wynika, że co trzeci polski terapeuta odrzuca jakąkolwiek pracę terapeutyczną w celu ograniczania picia w przypadku uzależnionych, uznając, że tylko albo – albo. Nałóg lub pełna abstynencja. Badania amerykańskie pokazują jednak, że programy ograniczenia picia są dobrym sposobem radzenia sobie z uzależnieniem w przypadku młodszych pacjentów, na wczesnych etapach rozwoju uzależnienia, mających wsparcie rodziny i dobrą pracę. Z kolei z badań niemieckich, przeprowadzonych 12 miesięcy po zakończeniu programu ograniczania picia, wynika, że co czwarty leczony ograniczył picie o więcej niż połowę, podobnie liczna grupa – mniej, ale także znacznie. Co dwunasty wytrwał w pełnej abstynencji. To, w porównaniu do metody AA, całkiem sporo.

Nie ustają też poszukiwania nowych medycznych metod walki z nałogiem. Naukowcy z Kliniki Ernst Gallo i Centrum Badawczego Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco uważają, że są już blisko znalezienia farmakologicznej metody na powstrzymanie nawrotów nałogu. Eksperymenty na szczurach pokazały, że jest możliwe zidentyfikowanie obszaru mózgu, w którym zlokalizowane są wspomnienia związane z pragnieniem alkoholowym, a następnie ich osłabienie bądź całkowite wymazanie. Człowiek traciłby wtedy ochotę na picie. Dr Woronowicz nie wierzy w leki, które umożliwiałyby powrót do tzw. picia kontrolowanego. Natomiast, jego zdaniem, w określonych sytuacjach można wspierać psychoterapię niektórych pacjentów za pomocą leków.

Zagrożone branże

Bardzo powoli, ale jednak świadomość potrzeby wspólnych programów przebija się do niektórych środowisk. Tych mających złą tradycję alkoholową, ale też wyższą niż średnia świadomość istnienia problemu – oraz jakiś wspólnotowy etos.

Od 2007 r., zgodnie z uchwałą Naczelnej Izby Lekarskiej, okręgowe rady lekarskie są zobowiązane do pomocy lekarzom, którzy m.in. mają problem z alkoholem. Czuwają nad tym specjalnie powołani pełnomocnicy. Medyk, który zgłasza się dobrowolnie do pełnomocnika, może być wysłany do ośrodka na leczenie w ramach zwolnienia, może to być ośrodek z dala od jego miejsca zamieszkania. Izba nie prowadzi statystyki, ilu lekarzy się zgłasza – mówią, że to sprawa pomiędzy pełnomocnikiem i pacjentem. Jak zapewnia rzecznik izby dr Zbigniew Brzezin, surowiej traktuje się tych, którzy się nie zgłoszą. Na podstawie wiarygodnego doniesienia mogą być wezwani przez izbę lekarską przed specjalną komisję, która zbada, czy są uzależnieni. Mogą być zawieszeni w prawach wykonywania zawodu do czasu podjęcia leczenia, i dzieje się to w kilkudziesięciu przypadkach rocznie.

Także w służbach mundurowych w ramach unijnego programu opracowano program tzw. wczesnej interwencji. – Zaczęliśmy od straży pożarnej, a w latach 2014–15 do programu weszły pozostałe służby mundurowe – policja, wojsko, więziennictwo, ale celnicy już nie, gdyż ich zwierzchnik, minister finansów, nie zapalił się do tego – mówi Krzysztof Brzózka z PARPA. – Pracodawca znajdzie w tym programie odpowiedź, jak pomóc pracownikowi, który ma problem z alkoholem, jak z nim postępować, jak rozmawiać, czego od niego oczekiwać. Przeszkolono czołówkę mundurowych psychologów, a oni pozostałych w terenie.

Kolejni mają być księża. PARPA, we współpracy z zespołem Konferencji Episkopatu do spraw apostolstwa trzeźwości, zamierza szkolić duchownych, by włączyli się w walkę z alkoholizmem w społeczeństwie. – Duchowni nie wiedzą, jak postępować z ludźmi mającymi problem z alkoholem i ich bliskimi, cierpiącymi z tego powodu – dodaje Krzysztof Brzózka. – Chodzi o to, by mogli im podpowiedzieć, gdzie szukać pomocy, aby nie zachęcali rodzin do dźwigania krzyża. Ale i sam Kościół nie ukrywa, że nie jest wolny od problemu – a program ma pomóc się z nim mierzyć. Ks. Wiesław Kondratowicz, trzeźwiejący alkoholik, w Kowalewie koło Pleszewa prowadzi Diecezjalny Ośrodek Duszpasterstwa Trzeźwości dla uzależnionych duchownych.

Trybików na razie to wszystko jednak nie dotyczy. Halina, która dziś jest konsultantką w łódzkiej Klinice Ostrych Zatruć, nie zachęca pacjentów do szczerości. To mogłoby im zaszkodzić – mówi. Choć też mało kto tak może pomóc jak koledzy z biura oraz pracodawca. Ostatnio jedna z jej podopiecznych po zakończeniu terapii sama zdobyła się na szczerość. Zaproponowano jej dział alkoholowy w sklepie. Gdy przyznała się, dlaczego to nie jest dobry pomysł, nie przyjęto jej wcale. Także Paweł, gdy pojechał z podziękowaniem do szefowej z pogotowia, która dała mu szansę, usłyszał, że zostanie zwolniony. To jednak za duże ryzyko: pijak w pogotowiu. Ale będzie mógł odejść za porozumieniem stron. Nie ma pretensji. Mówi, że dzięki leczeniu zrozumiał, w jakim zakłamaniu żył. Poradzi sobie.

***

Imiona niektórych bohaterów są zmienione.

Polityka 10.2016 (3049) z dnia 01.03.2016; Społeczeństwo; s. 35
Oryginalny tytuł tekstu: "Lusterko na biurku"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną