Miało być nowocześnie, z duchem czasu, na najwyższym medycznym poziomie. Ale nie będzie. Dwa lata temu liczba chorych na nowotwory w Polsce po raz pierwszy wzrosła do 180 tys. Coraz częściej chorują ludzie młodzi, poniżej 35. roku życia, w szczególności kobiety. Jedną z konsekwencji choroby, tych najdotkliwszych, jest utrata płodności.
Współczesna medycyna nie jest w tej kwestii bezradna. W Polsce miał w tym celu powstać Bank Tkanek Germinalnych. Utworzenie takiej instytucji zapowiedział w 2016 r. minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Zadanie zabezpieczenia płodności osobom chorującym na raka zapisano w „Programie kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce 2016–20”. To program, który nie obejmuje – w przeciwieństwie do poprzedniej wersji dokumentu – in vitro, a zapewnia „jedynie” diagnostykę (a więc jego nazwa nie jest adekwatna). Dziś okazuje się, że po cichu – bo tej informacji nigdzie wcześniej publicznie nie udostępniano i piszemy o tym pierwsi – z „Programu kompleksowej ochrony...” usunięto w tym roku punkt, w którym zadanie zabezpieczenia płodności chorym na raka zapisano.
Metoda eksperymentalna zamiast mrożenia zarodków
„Bank Tkanek Germinalnych nie powstał z uwagi na przeszkody prawne. W opinii Departamentu Prawnego Ministerstwa Zdrowia niezbędne jest utworzenie regulacji prawnych w tym zakresie” – wynika z pisma, które prof. Robert Jach, nieformalny lider w tworzeniu zasad oncofertility w Polsce, otrzymał z resortu zdrowia. Prof. Jach jest ginekologiem-onkologiem i od kilku lat działa na rzecz powstania takiej instytucji.
– Decyzja nie ma żadnego uzasadnienia merytorycznego. Jest też zaskakująca. Do tej pory rozmowy z MZ przebiegały dość sprawnie – mówi. Konsultacje trwały dwa lata, Agencja Oceny Technologii Medycznych we współpracy z Grupą Roboczą ds. Zachowania Płodności PTGO publikowała w tym czasie wyniki analiz. Bank Tkanek Germinalnych ma już nawet nieformalną „siedzibę” – zaadaptowano pomieszczenia przy Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Tam czeka sprzęt do badań i zabiegów. I dobrze przygotowani lekarze. Jest też zgoda Komisji Bioetycznej na mrożenie tkanek. W ramach badań przeprowadzono już próbę mrożenia u dwóch kobiet – zakończoną ciążą u jednej z nich.
Zabezpieczenie płodności przy nowotworze
Światowa medycyna zna już kilka metod zachowania płodności u chorych na nowotwory. W przypadku kobiet mrozi się oocyty (dają początek komórkom jajowym), w przypadku mężczyzn – nasienie. Mrozi się też zarodki. Metodą eksperymentalną jest zaś mrożenie tkanki jajnika i ją właśnie wdrażano by w ramach BTG (tylko u kobiet – nie planowano pobierać tkanek jądra).
Czytaj także: Rak jajnika dotyka coraz więcej kobiet. Jak z nim walczyć?
Tkanki pobiera się metodą laparoskopową przed leczeniem onkologicznym, a potem zabezpiecza w niskiej temperaturze. Kobieta, której udaje się wyleczyć z choroby, najczęściej traci możliwość zajścia w ciążę naturalnie. Wówczas w okolice jajnika wszczepia się wcześniej zamrożoną zdrową tkankę, co daje szansę na zajście w ciążę bez zabiegu zapłodnienia pozaustrojowego (który jest wymagany, kiedy mrozi się zarodki). Na świecie urodziło się w ten sposób już ponad 180 dzieci. Pierwsze w Katolickim Uniwersytecie w Leuven w Belgii, kierowanym przez prof. Jacques′a Donneza. Doniesienia naukowe wskazują na możliwość uzyskania ciąży u 25 proc. pacjentek poddanych tej procedurze, jednak jak oceniają specjaliści, w obliczu lawinowego rozwoju nauki jej skuteczność może szybko i wydatnie się zwiększyć.
Polska mogła być pionierem w rozwoju tej innowacyjnej technologii. Mogła.
Nadzieja na powstanie Banku Tkanek Germinalnych
Według zaleceń lekarze powinni poinformować osoby chore na nowotwór o ewentualności utraty płodności jak najwcześniej, przed rozpoczęciem leczenia. Powinni też wyjaśnić, jakie chorzy mają opcje. Pacjentów chcących zachować płodność należy jak najszybciej skierować do odpowiednich specjalistów. Ale w polskich warunkach staje się to niemożliwe. Z publicznych środków nie finansujemy ani procedury in vitro, ani mrożenia tkanek gonady, oocytów czy plemników. – Trudno namawiać pacjentów, żeby taką procedurę sami sobie fundowali. Jest kosztowna, dwu-, trzykrotnie droższa od in vitro. Etyka lekarska mówi, że jeżeli informujemy pacjenta o możliwości leczenia, powinniśmy wskazać miejsce, gdzie można taką procedurę wykonać. W tym przypadku to niemożliwe, choć z psychologicznego punktu widzenia informacja o tym, że medycyna idzie do przodu, to potężny bodziec do walki z chorobą – przyznaje prof. Jach.
Wyzwanie jest duże. W Polsce żyje od 2 do 3 tys. osób poniżej 35. roku życia, które mierzą się z nowotworem, w wyniku którego prawdopodobnie stracą płodność. Program ministerialny zakładał, że z metody skorzysta blisko 75 pacjentek.
Prof. Jach wciąż ma nadzieję, że departament prawny w ministerstwie w ciągu dwóch lat, które pozostały do zakończenia programu prokreacyjnego, przygotuje regulacje prawne pozwalające na utworzenie Banku Tkanek Germinalnych. Wyposażone w sprzęt gabinety czekają na pacjentów, trzeba tylko trochę politycznej woli. Oby pojawiła się prędzej niż później.
Czytaj także: Ideologiczne piekiełko wokół in vitro trwa już 31 lat