Projekt był kuriozalny. Wśród wielu zapisów znalazł się i taki, że dziecko – ofiara przemocy domowej – miałoby czekać na zgodę sądu na wszczęcie procedury Niebieskiej Karty (czyli sposobu postępowania w przypadku zauważenia przemocy, tak by szybko i skutecznie chronić ofiary). Całość dokumentu sprawiała wrażenie, że pisano go z troską nie o członków rodziny, ale o jej patriarchalny model, od zastąpienia sformułowań „przemoc w rodzinie”, „członkowie rodziny” innymi, po wydłużanie procedur i wzmacnianie pozycji sprawcy.
Kto był autorem nowelizacji ustawy antyprzemocowej?
Nikt nie wie, kto jest faktycznym autorem projektu. Jeśli była nim wiceminister Elżbieta Bojanowska, tym gorzej; w przestrzeni publicznej ta socjolog po Akademii Teologii Katolickiej znana jest z zamiłowania do pielgrzymek i dziwnych wypowiedzi, jak choćby ta, że przemoc to domena konkubinatów, a nie małżeństw. Inny podejrzany o autorstwo ustawy – ultraprawicowy Instytut Ordo Iuris – zaprzecza, co oznacza, że znalazł już godnych naśladowców.
Czas na inne złe ustawy?
Tymczasem w komisjach czekają kolejne złe ustawy. Począwszy od wymuszającej na ofiarach przemocy domowej, które wniosą o rozwód, wielomiesięczne „mediacje”. Przemoc tym się różni od agresji, że w drugim przypadku sporo można osiągnąć pracą, w pierwszym – kruchą i nadwerężoną pewność siebie ofiary łatwo zniszczyć; dla świętego spokoju, ze strachu zgodzi się na wszystko, z wycofaniem wniosku rozwodowego włącznie.
Jest też projekt wspierania opiekunów osób niepełnosprawnych, który de facto uwięzi ich w domu. Wokół tych projektów też przydałoby się więcej zamieszania. Bo nie pomogą rodzinie, a zaszkodzą jej członkom.
Czytaj także: Panie premierze, skąd te dane o przemocy w nieformalnych związkach?