Od 10 września do 2 listopada przed jedną z wiedeńskich szkół obowiązywał zakaz odwożenia dzieci do szkoły samochodem. Eksperyment był stale obserwowany przez miejskich specjalistów ds. organizacji ruchu. Spodobał się tak bardzo, że – jak donosi portal Transport Publiczny – rodzice już zażyczyli sobie, aby ulica Vereinsgasse pozostała zamknięta dla ruchu samochodowego w godzinach rozpoczynania lekcji w szkole. Z prośbą o wprowadzenie podobnego rozwiązania zwróciło się kolejnych 20 szkół, a następne zapewne wkrótce też będą chciały blokady rannego ruchu.
Projekt wzbudził zainteresowanie nie tylko w stolicy Austrii. Do wiedeńskiej Agencji Mobilności napłynęły już pytania m.in. z Berlina i Montrealu. Idea „Schulstraße” już spodobała się też prezydentom co najmniej dwóch polskich miast – Krakowa i Poznania – a także radnym w Łodzi. Ale jej wprowadzenie nie jest takie proste.
Czytaj także: Miasta przyjazne dla ludzi: czy da się żyć bez aut?
Bezpieczniej, czyściej i zdrowiej
Wiedeński pilotaż miał na celu ograniczenie ruchu samochodowego, a tym samym zanieczyszczenia, podniesienie poziomu bezpieczeństwa dzieci, a przy okazji zachęcenie ich do większej aktywności fizycznej i pośrednio – walki z otyłością. Wyniki eksperymentu pokazały, że spełnił on pokładane w nim nadzieje. Udział uczniów idących do szkoły piechotą wzrósł z 47 proc. do 56 proc. w okresie trwania pilotażu.
Przedstawiciele wiedeńskiej administracji zwracają uwagę, że obecnie około jednej piątej uczniów w tym mieście jest odwożonych do szkół samochodami i mniej więcej tyle samo ma problemy z otyłością. Bezpośredniego związku nie potwierdzono, choć skojarzenie nasuwa się samo.
Spacer do szkoły może nie tylko zapewniać dzieciom potrzebną dawkę aktywności fizycznej, ale też korzystnie wpływać na ich wyniki. Duńskie badania z 2012 r. udowodniły, że uczniowie idący, jadący rowerem lub hulajnogą dostawali powtarzalnie lepsze oceny niż ci, którzy byli dowożeni lub korzystali z transportu publicznego.
Czytaj także: Do centrum na prąd lub za opłatą
Łatwiejszy i szybszy dojazd do szkoły
Zakaz podwożenia może też po prostu ułatwić poranny transport do szkoły, bo dziesiątki samochodów podjeżdżających mniej więcej w tym samym czasie na wąską ulicę pod szkołą powodują chaos i niebezpieczeństwo. Dzieci często wysiadają gdzie popadnie, przechodzą między samochodami, które ni to stoją, ni to jadą, a do tego wszyscy się denerwują, że trwa to tak długo.
Samochodem nadal można podjechać na sąsiednie ulice; chodzi głównie o to, aby nie tworzyć zatorów bezpośrednio przed wejściem do szkoły. Zresztą wyniki pilotażu pokazują, że o ile normalnie co dziesiąty uczeń lub uczennica jest dowożony do szkoły na Vereingasse samochodem, to w trakcie eksperymentu udział ten nadal wynosił 7 proc.
Wiedeńczykom – rodzicom, dzieciom, administracji miasta i szkoły – takie zasady odpowiadały. Przedstawiciele Agencji Mobilności podkreślają, że reakcje były przede wszystkim pozytywne, a duże zainteresowanie innych szkół gwarantuje, że wkrótce Schulstraße wyjdą z fazy testów i staną się normalną zasadą w ruchu drogowym w stolicy Austrii.
Nie zawsze zadziała. A w Wiedniu było łatwiej
Zupełnie niezobowiązujące jak do tej pory zapowiedzi prezydentów Krakowa i Poznania, że są zainteresowani projektem, wzbudziły już falę krytyki. Jak zwykle, pochodzącej głównie z prawej strony sceny politycznej oraz od opętanych samochodozą mieszkańców, choć nie znaczy to, że do pomysłu nie należy podchodzić krytycznie.
Wiedeń od wielu lat wygrywa w uważanym za najbardziej rzetelny rankingu jakości życia w miastach firmy Mercer. Wśród powodów takiego stanu rzeczy są m.in. doskonały system transportu publicznego, ograniczanie ruchu samochodowego, stosunkowo niskie zanieczyszczenie, a do tego niewielkie dystanse oraz przemyślany układ urbanistyczny.
Jednak nawet w austriackiej stolicy, gdzie od dawna ruch samochodowy jest ograniczany na rzecz transportu zbiorowego i ruchu pieszego, rodzice przyzwyczajeni do odwożenia dzieci do szkoły nie chcieli poddać się łatwo. Do egzekucji Schulstraße konieczny był montaż podnoszonych automatycznie barier, które fizycznie nie pozwalały wjechać na ulicę przy szkole w godzinach obowiązywania zakazu.
Pomysł zadziałał jednak, bo w Wiedniu już teraz bardzo mało uczniów jest wożonych do szkół. Do placówek jest też blisko, ulice są bezpieczne, a dystanse zwykle nieduże.
Zobacz także: Dlaczego Wiedeń od 9 lat wygrywa w rankingach najlepszych miast?
Czy w Polsce zakaz podwożenia dzieci samochodem pod szkołę ma szanse?
Danych dla Polski brakuje, ale badania w innych krajach pokazują, że 10-proc. udział odwożonych dzieci to sytuacja niemal idealna. Ankieta z 2014 r. pokazała, że aż 46 proc. uczniów w wieku 5–10 lat w Wielkiej Brytanii jest dowożonych samochodami. Dla uczniów w wieku 11–16 lat, odsetek ten nadal wynosi 23 proc. W Australii, gdzie do szkół jest znacznie dalej, a samochód jest równie hołubiony jak w Stanach, dowożonych jest nawet dwie trzecie uczniów.
W Polsce o wprowadzeniu Schulstraße na szeroką skalę można by myśleć dopiero wtedy, gdy transport publiczny działałby jak należy, a ścieżki rowerowe byłyby wszędzie i były bezpieczne. Bez kursujących często i prosto do szkoły autobusów, dzieci z przedmieść mogłyby nie mieć jak dotrzeć do placówek lub zajmowałoby im to godziny; powroty – z uwagi na kończenie zajęć o różnych godzinach – są jeszcze bardziej skomplikowane.
Czytaj więcej: Połowa Polaków nie ma jak dojechać do miasta bez samochodu
To nie znaczy jednak, że pomysł jest nie do zastosowania. Już teraz na pewno są szkoły, gdzie można by go rozważyć jako pilotaż. Dostępne są też rozwiązania przejściowe, np. stworzenie stref postoju do wysadzenia dzieci w pewnej odległości od szkoły, np. przy głównej ulicy, skąd uczniowie mogliby sami lub pod nadzorem dochodzić do placówki.
Strefy wolne od samochodów nie tylko przed szkołami
A samego zakazu nie ma też co ograniczać do szkół. Skoro rozważamy Schulstraße bez samochodów, to równie dobrze można wprowadzić Amtstraße, czyli zakaz dojazdów do pracy samochodami dla urzędników miejskich, czy przynajmniej w wybranych miejscach – Bürostraßen przy biurowcach.