KRZYSZTOF BURNETKO: – Czy istnieje realna szansa, by na imprezie w rodzaju finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zapewnić skuteczną ochronę przed zamachem terrorystycznym – zwłaszcza takim, jakim był atak nożownika na prezydenta Pawła Adamowicza?
KRZYSZTOF LIEDEL (Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas): – Tegoroczny finał WOŚP był 27. z rzędu. Przez te lata zanotowaliśmy minimalną liczbę groźnych incydentów. To dowodzi, że taką imprezę generalnie da się przeprowadzić bezpiecznie. Tyle że bardzo trudno zabezpieczyć jakiekolwiek wydarzenie, jeśli ma się do czynienia ze zdeterminowanym napastnikiem, który precyzyjnie zaplanował swoje uderzenie.
Czytaj także: Nowi terroryści. Jak się przed nimi bronić
Nawet jeśli zapewni się bezpieczeństwo przez pryzmat wymogów formalnych, czyli wypełni wszystkie przewidziane prawem warunki, restrykcje i procedury, to najtrudniejszą sprawą jest dokonanie właściwej analizy ryzyka. Czyli przewidzenie, że w tym konkretnym przypadku może nam grozić to i to. Nie ma firmy ochroniarskiej, która dawałaby absolutną gwarancję bezpieczeństwa. W tym przypadku to się niestety nie udało.
Jeśli podczas takiej imprezy na kogoś szykowany jest atak, to aby zapewnić skuteczną ochronę, musiałaby po prostu pracować specjalna ochrona osobista?
Nie przez przypadek rozmaite wydarzenia z udziałem osób publicznych – wizyty państwowe, pielgrzymki, kongresy międzynarodowe itd. – są zabezpieczane standardowo jako eventy publiczne właśnie, ale tzw. VIP-y, czyli głowy państw, szefowie rządów i inni oficjele, i tak korzystają z ochrony osobistej. Czyli nie bazują na tym, że impreza jest pilnowana, i to przez profesjonalne służby – policję, antyterrorystów, żandarmerię – lecz są osłaniani dodatkowo. Jeżeli więc istnieje ryzyko ataku na konkretną osobę, musi ona mieć ochronę osobistą – i dopiero to daje szansę na skuteczną asekurację. Zresztą nie stuprocentową.
Co też ważne, nawet gdyby pracownicy firmy ochroniarskiej byli świetnie wyszkoleni, nie można od nich wymagać, by w konfrontacji z agresywnym napastnikiem narażali własne życie. Firmy ochroniarskie mają dopilnować bezpieczeństwa i porządku publicznego, a nie osobistego. Skupiają się na realizowaniu przewidzianych prawem procedur – kontroli ograniczeń dostępu, sprawdzenia bagaży itp. Lecz gdy stwierdzą ich naruszenie, i tak najczęściej żądają interwencji policji czy innych służb państwowych. Ich pracownicy nie mają w swoich zadaniach zasłaniania własną piersią atakowanej nożem osoby. To już wymagałoby od nich przecież bohaterstwa.
Kto jest szkolony do tego rodzaju zadań?
Jedynie członkowie ochrony osobistej są specjalnie szkoleni do takich interwencji. Ćwiczą przy tym nie tylko samo obezwładnianie uzbrojonego napastnika, ale też m.in. radzenie sobie z częstym w sytuacjach kryzysowych mechanizmem wyparcia. Polega on na tym, że kiedy nawet zauważamy coś dziwnego, najpierw nie dopuszczamy myśli, że dzieje się coś złego, lecz zastanawiamy się, czy może przebieg wypadków nie jest elementem scenariusza. Zwłaszcza jeśli wcześniej miewało ono spontaniczny i dynamiczny charakter, uczestniczyły w nim przypadkowe osoby itp. Z kolei kiedy, przykładowo, widzimy, że ktoś upadł, to w pierwszej kolejności przychodzi na myśl, że może po prostu zasłabł. Stąd może brać się brak reakcji czy spóźnione działanie zwykłej ochrony czy świadków zdarzenia.
Czytaj także: Świat według świadka
Dr Krzysztof Liedel jest dyrektorem Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, należy do grona ekspertów Sekcji ds. Zapobiegania Terroryzmowi Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych, International Association of Crime Analysts oraz International Association for Counterterrorism & Security Professionals.