Społeczeństwo

Bez nabożeństwa o Cerkwi

Polska Cerkiew niebezpiecznie gra z Moskwą

Zwierzchnik Kościoła prawosławnego w Polsce metropolita Sawa i patriarcha Moskwy i całej Rusi Cyryl I z wizytą w soborze św. Trójcy w Hajnówce, 2012 r. Zwierzchnik Kościoła prawosławnego w Polsce metropolita Sawa i patriarcha Moskwy i całej Rusi Cyryl I z wizytą w soborze św. Trójcy w Hajnówce, 2012 r. Wojciech Pacewicz / PAP
Rozmowa z dr. Pawłem Wróblewskim, ekspertem od prawosławia, o najnowszej historii polskiej Cerkwi, jej relacjach z Moskwą, uwikłaniu agenturalnym jej przedstawicieli i uprawianiu polityki pod osłoną wiary.
Dr Paweł Wróblewskimateriały prasowe Dr Paweł Wróblewski

KATARZYNA KACZOROWSKA: – Kilka dni po wybuchu wojny w Ukrainie we Wrocławiu odbyło się nabożeństwo ekumeniczne. Byli hierarchowie grekokatoliccy, katoliccy i protestanccy, ale nie było bp. Jerzego z prawosławnej diecezji wrocławsko-szczecińskiej. Zaskoczyło to pana?
PAWEŁ WRÓBLEWSKI: – Władyka Jerzy jest też ordynariuszem polowym Wojska Polskiego. Na stronie jego diecezji jest komunikat – brał udział w innych obowiązkach. Choć to niewystarczające alibi dla faktu, że przedstawiciel Cerkwi na tym spotkaniu się nie pojawił.

W 2019 r. opracował pan dla jednej z instytucji państwowych ekspertyzę, czy zasoby personalne Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (PAKP) mogą być operacyjnie wykorzystane przez służby specjalne Federacji Rosyjskiej.
I wskazałem na wszystkie możliwości, w tym również na taki scenariusz.

W tym samym roku ze wsparciem prezydenta Poroszenki doszło do autokefalii, czyli ogłoszenia niezależności Cerkwi ukraińskiej od Patriarchatu Moskiewskiego. PAKP nie uznaje tej decyzji. Dlaczego?
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to…

…chodzi o pieniądze.
Państwo podpisało w formie ustaw porozumienia z Kościołami mniejszościowymi, m.in. z PAKP, gdzie są zobowiązania do finansowania. W 2010 r. doszło do kryzysu na tym tle. Przełomowy okazał się 2018 r., kiedy wznowiono relacje rządu i synodu biskupów prawosławnych.

Z czego wynikało to wznowienie?
Raczej z czego wynikał brak tych relacji – z wzajemnej nieufności związanej z tym, że PAKP prowadził grę polityczną, szukając zaplecza finansowego.

Rosyjska Fundacja Wspierania Kultury i Dziedzictwa Chrześcijańskiego patriarchy Cyryla I, finansowana przez Rosatom, wsparła dokończenie budowy świątyni Hagia Sophia w Warszawie. Gazprom współfinansował wynajem prywatnego samolotu przywożącego z Jerozolimy do Polski Święty Ogień w Wielką Sobotę. O tym mowa?
Od 2020 r. z inicjatywy prezydenta Andrzeja Dudy te loty finansuje samorząd Podlasia. Protokół z posiedzeń komisji mieszanej, która obradowała dwa lata wcześniej, jest jawny. Wystarczy go przeczytać, by zobaczyć, jak radykalne są roszczenia majątkowe Cerkwi prawosławnej w Polsce. Domaga się przekazania na własną rzecz dużej ilości ziemi, ale też tworzenia dodatkowych etatów kapelańskich dla służb mundurowych: wojska, służb celnych, straży pożarnej, policji. Chodzi o fikcyjne parafie. A wracając do pytania, dlaczego PAKP nie poparł autokefalii Cerkwi ukraińskiej ogłoszonej przez Patriarchat Konstantynopola – moim zdaniem nie ma tu przeszkód teologicznych czy kanonicznych.

A więc są polityczne. Ukraina ma być zależna od Moskwy?
Nawet najmłodsi biskupi występują w rosyjskojęzycznych materiałach propagandowych Patriarchatu Moskiewskiego, gdzie wypowiadają się przeciwko autokefalii. Te filmy nie są u nas znane, ale śledzę je regularnie.

Odcięcie się po niemal miesiącu milczenia przez polskich biskupów prawosławnych od Cyryla I jest powieleniem schematu ratunkowego, jaki realizuje metropolita Onufry, zwierzchnik podlegających Moskwie eparchii w Ukrainie. Tamtejsza struktura moskiewska obawia się reperkusji z powodu uwikłania politycznego, więc podejmuje kontrolowaną przez Kreml krytykę Cyryla, by zachować majątkowy status quo. Obecnie 74 proc. Ukraińców chce zerwania związków z Patriarchatem Moskiewskim, a 51 proc. opowiedziało się za pozbawieniem go mienia. Do Werchownej Rady wpłynęły dwa projekty, mające zneutralizować jego potencjał polityczny w Ukrainie. Siłą rzeczy więc polska Cerkiew też jest w trudnej sytuacji. I dlatego potępiono Patriarchat Moskiewski, by zabezpieczyć status quo, zwłaszcza stan majątkowy. Kwestie materialne zajmą na liście tematów kolejnego spotkania rządu i biskupów pierwszą pozycję.

Jeśli chcecie, żebyśmy się odcięli od Moskwy, musicie nam zapłacić?
Tu nie ma poważnej teologii. Metropolita Sawa podjął kwestię wojny w Ukrainie dwutorowo. Mamy do czynienia z mocną uchwałą synodu biskupów, która w punkcie wyjścia nie została przetłumaczona na język rosyjski, jednocześnie jednak w tym języku Sawa wystosował list skierowany wprost do Cyryla. List ten jest już utrzymany w tonie dyplomatycznym. Oba dokumenty wskazują rosyjskich agresorów. Jest jednak kilka „ale”.

Jakich?
Zaskakują w tym piśmie błędy m.in. stylistyczne i użycie pewnych słów. Metropolita pisze np., że agresji dokonuje – i tu używa frazy – „russkaja armija”.

A co w tym dziwnego?
W historiografii jest to termin zarezerwowany dla armii Denikina i Kołczaka, czyli kontrrewolucjonistów. Rosjanie o swojej armii mówią „rossijskaja armija”. Zwrócił mi na to uwagę Konstantin Preobrażeński, były asystent gen. Kruczkowa. Preobrażeński uzyskał w USA azyl polityczny, wykładał na Uniwersytecie w Georgetown i jest specjalistą od inwigilacji Cerkwi przez specsłużby. Wprost wskazuje, że popełnienie takiego błędu przez nadawcę jest sygnałem dla adresata, że treść listu nie jest zgodna z prawdziwą intencją i jest wymuszona przez zewnętrzne okoliczności.

W latach 20. XX w. była próba autokefalii, a więc uniezależnienia się polskiej Cerkwi od Moskwy i przejście pod zwierzchnictwo Konstantynopola. Towarzyszyły jej dramatyczne wydarzenia.
Bp Jerzy Jaroszyński został zamordowany przez rosyjskiego mnicha Smaragda. Polski rząd chciał stworzyć warunki do kontroli mniejszości narodowych. Dlatego wspierał autokefalizację, czyli niezależność prawosławia w Polsce. Po rewolucji październikowej 1917 r. powstały trzy linie prawosławia: składająca się z „białych” uchodźców tzw. Cerkiew zarubieżna, katakumbnicy, którzy pozostali w Rosji i zeszli do podziemia, a także grupka kilku biskupów, którzy w 1927 r. ogłosili lojalność wobec Stalina. Jeszcze w 1923 r. sytuacja nie była jasna. Komuniści usunęli patriarchę moskiewskiego Tichona, który wcześniej wydał dekret pozwalający na organizowanie diaspor rosyjskiej Cerkwi w ramach autonomii. Patriarcha Konstantynopola odgrywał z kolei istotną rolę w formalnej regulacji życia cerkiewnego Rosjan na uchodźstwie – sobór w Chalcedonie w pierwszym tysiącleciu chrześcijaństwa nadał mu kanoniczny przywilej sprawowania władzy jurysdykcyjnej nad terytoriami, które są niczyje w sensie administracyjnym.

Po rozpadzie carskiej Rosji powstał ZSRR i nie wiadomo było, jaki status miały grupy prawosławne na terenie tego kraju i państw, które były częścią imperium, a się usamodzielniły – jak Polska. Prawo Kościoła prawosławnego stanowi, że organizacja cerkiewna powinna być dostosowywana do administracji państwowej, i to dało możliwość pozytywnego zinterpretowania władzy patriarchy Konstantynopola na terenie II RP. W 1924 r. wydał on tomos autokefaliczny, ogłoszony rok później, mówiący, że nigdy nie wyrzekł się prawa do sprawowania duchowej władzy nad tą częścią Europy Wschodniej, związanej pierwotnie z metropolią kijowską. Co więcej, z tego dokumentu wprost wynika, że metropolia kijowska też ma prawo do wolności. Kiedy więc dzisiaj mówi się o tym, że Kościół prawosławny w Polsce podlega pod jurysdykcję moskiewską, sięga się po kontrowersyjny akt z 1948 r.

Dlaczego kontrowersyjny?
Bo wymuszony na częściowo nielegalnej władzy Kościoła prawosławnego w Polsce. W 1944 r. duchowni prawosławni z Białostocczyzny zwrócili się do Patriarchatu Moskiewskiego o zwierzchnictwo. I patriarcha Aleksy ustanowił administrację samodzielną, podbierając tę diecezję Kościołowi prawosławnemu w Polsce. Rok wcześniej Stalin reaktywował Patriarchat, bo potrzebował jego wsparcia w wojnie. Ta swoista aneksja Białostocczyzny była problematyczna dla relacji między świeżą powojenną władzą w Polsce i ZSRR.

Komuniści próbowali budować niezależność od Wielkiego Brata?
I wymusili na biskupie Tymoteuszu Szretterze, by wyruszył do Moskwy i podpisał wszystkie dokumenty. Wtedy Moskwa zrezygnuje z Białegostoku. I tak się stało. Polska Cerkiew odzyskała w ramach powojennych granic kraju integralność terytorialną, ale straciła niezależność. To krótki dokument. Nie ma tam teologii, mowa jest tylko, że metropolita Dionizy Waledyński, założyciel autokefalii w Polsce, z racji tego, że nie uznał zwierzchności Patriarchatu Moskiewskiego, nie ma prawa do kontynuowania swojej roli jako zwierzchnik PAKP. Odebrano mu przywileje, a warunkiem uznania kanoniczności przez Patriarchat było wyrzeczenie się autokefalii z 1924 r. Co się stało, bo Szretter podpisał się pod tym pismem w Moskwie. Biskupi PAKP związani z polskim rządem emigracyjnym nie uznawali powojennej struktury cerkiewnej w Polsce i przeszli do Patriarchatu Konstantynopola. A greckojęzyczne Cerkwie, przede wszystkim starożytne Kościoły prawosławne – Aleksandria, Antiochia, Jerozolima, Konstantynopol – nie uznały tego aktu.

Uznawały go za polityczny?
I podtrzymywały, że jedynym zwierzchnikiem polskiej Cerkwi jest przedwojenny metropolita. Tak było do śmierci Waledyńskiego w 1960 r. Do tego czasu PAKP miał relacje tylko z Cerkwiami w osi oddziaływania Moskwy. Dopiero w latach 70. zaczął regulować relacje z greckim światem prawosławnym, z samym Konstantynopolem wznowiono realne kontakty w 1986 r.

Jednocześnie mamy do czynienia z uwikłaniem większości biskupów prawosławnych we współpracę z różnymi agendami służb specjalnych bloku komunistycznego. Wszystkie te działania były koordynowane przez KGB. W 2008 r. historycy z IPN, Sychowicz i Krzysztofiński, ujawnili agenturalną przeszłość metropolity Sawy, choć akta potraktowali wybiórczo, prezentując tylko część zawartości teczek. Dotarłem do dokumentów z przełomu lat 70. i 80., opisujących strategię inwigilacji nierzymskokatolickich związków wyznaniowych i Kościołów w Polsce. Celem było stworzenie międzynarodowej siatki tajnych współpracowników wywodzącej się z tych środowisk, składającej się początkowo z 18 agentów, później dołączono do nich kolejnych dwóch.

Jakie były cele tej siatki?
Choćby inwigilacja międzynarodowych organizacji religijnych, takich jak Światowa Rada Kościołów.

Do której wydelegowano z Moskwy przyszłego patriarchę Cyryla I.
Ze strony polskiej zaś metropolitę Bazylego, poprzedniego zwierzchnika Cerkwi, później jego następcę Sawę i abp. Jeremiasza Anchimiuka. Do nich dochodzi jeszcze bp Warsonofiusz Doroszkiewicz. To cztery osoby, które funkcjonowały w tej siatce.

Czym się zajmowały?
ZSRR początkowo był w opozycji do ruchu ekumenicznego, potem próbowano przejąć tę ideę, m.in. tworząc komunistyczną alternatywę dla Światowej Rady Kościołów – Chrześcijańską Konferencję Pokojową, z siedzibą w Pradze. Tam aktywność siatki ma swój początek. Agenci zajmowali się dezintegracją, dezinformacją, kompromitacją osób wrogich światopoglądowo i ograniczaniem kanałów przemytu zachodniej literatury religijnej. Działalność agenturalna prawosławnych hierarchów jest dobrze udokumentowana, także na poziomie lokalnym. Czasem te donosy są bezwartościowe, czasem odwrotnie. Ich ogólna ocena jest niejednoznaczna. Ma się wrażenie, że np. młody Sawa chciał dla prawosławia wiele zrobić. Kierował się teologicznymi ideałami, krytykował zwierzchników, a więc Bazylego. Na posiedzeniach soboru działy się rzeczy niepokojące, dochodziło do aktów przemocy. Metropolita Bazyli był tak porywczy, że szarpał i bił biskupów. Wszyscy się go bali, bo wydawało się, że jest niezrównoważony, przynajmniej pod koniec życia. Nie można wykluczyć, że sam Bazyli czuł się zagrożony i pozorował taki stan.

Z materiałów archiwalnych wynika, że wszyscy grali i wszystkim się wydawało, że ogrywają SB, ale dawali się wykorzystywać w celach, które nie do końca były przez nich kontrolowane. To trudne uwikłanie, bo jeżeli ktoś spotyka się z oficerem prowadzącym, udziela mu informacji, to nie wie, w jaki sposób te informacje będą wykorzystywane.

Dlaczego sięgnął pan do teczek metropolity Sawy, TW Jurek?
W 2010 r. Amerykanie organizowali w Parlamencie Europejskim sesję poświęconą Grekom prawosławnym w Turcji, a wcześniej zajmowałem się sytuacją mniejszości etnicznych i religijnych w tym kraju. Do współpracy zaprosił mnie też Patriarchat Konstantynopola. W tle była kwestia akcesji Turcji do Unii Europejskiej, którą „na miękko” wspierała Polska. Poprosiłem metropolitę Sawę o wsparcie dla działań patriarchy Bartłomieja. Zdecydowanie, acz grzecznie, mi odmówił. Wtedy zacząłem się zastanawiać, dlaczego. I sięgnąłem po teczki, które przeczytali Sychowicz i Krzysztofiński. Dotarłem także do innych dokumentów.

W 2012 r. Cyryl I przyjechał do Polski, by podpisać wspólny list Konferencji Episkopatu Polski i Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego. To miał być krok do dialogu dwóch Kościołów.
A jednak list ten nie wywołał szerokiego rezonansu, czym byli zainteresowani Rosjanie. Trzy lata później na Uniwersytecie Wrocławskim pojawił się prof. Roman Swietłow z Petersburga, autor książeczki „Przyjaciele i wrogowie Rosji”, gdzie Polacy są pokazani w nie najlepszym świetle. Byliśmy zakłopotani, ale przyjazd wynikał z bilateralnej umowy między uczelniami… Padło na mnie, bo Swietłow zajmował się m.in. bizantynologią, tak jak ja. Wizyta była sympatyczna, unikaliśmy kwestii politycznych. Zaproponował mi jednak przygotowanie numeru periodyku religioznawczego wydawanego przez Akademię Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej przy prezydencie Rosji.

Ciekawe.
Dalej było jeszcze ciekawiej. Miałem być jednym z dwóch współredaktorów, drugim był Rosjanin, pięknie władający polszczyzną. Mieliśmy znaleźć w Polsce grupę naukowców, którzy przedstawiliby deficyty związane z tym, że ani elity polskie, ani rosyjskie nie chciały podjąć inicjatywy dwóch Kościołów. Nadzieje były spore, ale nie na przełamanie polityki historycznej, tylko przejście do tego, co widać dziś, a więc próby odnalezienia sympatyków skrajnie konserwatywnej polityki społecznej.

Tradycyjna rodzina kontra LGBT czy gender?
W punkt. Ostatecznie weszły w to pewne think thanki z Polski, ale wcześniej episkopat „kupił” prezent podrzucony przez Cyryla. A wracając do tego periodyku, znalazłem kilku naukowców, którzy chcieli się wypowiadać, co nie było łatwe. Spotkałem się też z metropolitą Sawą, wspominając przy okazji o tym planie Rosjan. Bardzo wypytywał, czy mógłbym mu przekazać listę z nazwiskami tych badaczy. Zapomniałem o tym, ale w listownej korespondencji metropolita przypominał, że chętnie pozna te nazwiska. Więc mu je przesłałem.

I co się stało?
Rosjanie zerwali kontakt.

Wojna w Ukrainie jest częścią budowy „ruskiego miru”, a więc niezależnie od politycznego konfliktu dotyczy też rządu dusz.
Na WikiLeaks można było znaleźć dokumenty z lat 70., z których wynika, że CIA podjęła walkę o dominację w prawosławiu. Chodziło o to, by nie dopuścić, żeby Moskwa i radykalni duchowni greccy, m.in. uzależnieni od rosyjskich dotacji mnisi na Athos, nadawali ton prawosławiu w świecie. Ale od jakiegoś czasu Moskwa przejęła wszelką inicjatywę. Stworzyła struktury międzynarodowe, wchłonęła rosyjską Cerkiew zarubieżną, trwa inwazja na tereny Patriarchatu Aleksandryjskiego w Afryce. Są doniesienia, że ta działalność ma na celu rekrutację również na rzecz wojny w Ukrainie. Mam kontakt m.in. z tamtejszymi misjami i wiem, że kilkunastu duchownych przeszło już pod jurysdykcję Moskwy. To niebezpieczna gra, potężne inwestycje finansowe, również w odniesieniu do dużych wspólnot, które identyfikują religię z pojęciem etnicznym. Chodzi o Kościoły orientalne, nieuznawane za prawosławne, bo nie przyjęły dogmatyki chalcedońskiej z V w. i pozostają w pewnej izolacji, a więc Etiopię, Koptów nieuznających Watykanu, obrządki wschodnie na terenie Syrii, Iraku.

Patriarchat Moskiewski chce je wchłonąć?
Moskwa prowadzi zaawansowane rozmowy, by eksplorować zasoby personalne tych Kościołów.

Kolonizacja?
Tak, polityczna i religijna. Razem z Pawłem Przeciszewskim, katolickim publicystą i byłym wicedyrektorem Instytutu Polskiego w Moskwie, przetłumaczyliśmy na polski deklarację Akademii z Wolos i Uniwersytetu Fordham, podpisaną przez ponad 1200 akademików sprzeciwiających się szerzeniu „ruskiego miru”.

ROZMAWIAŁA KATARZYNA KACZOROWSKA

***

Dr Paweł Wróblewski – historyk idei i filozof religii, kierownik Pracowni Badań Prognostycznych nad Przemianami Religijnymi na Uniwersytecie Wrocławskim, jako ekspert uczestniczy w projekcie NUP2X35 Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w zakresie analizy środowiska bezpieczeństwa z perspektywy relacji międzywyznaniowych. Współpracował z sejmową komisją mniejszości narodowych i etnicznych oraz departamentem polityki europejskiej MSZ.

Polityka 17.2022 (3360) z dnia 19.04.2022; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Bez nabożeństwa o Cerkwi"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną