Pikieta nauczycieli przed zamkniętą bramą MEiN. Czarnek ma nas w nosie
To nie była łatwa decyzja, aby wziąć udział w sobotniej pikiecie ZNP przed budynkiem MEiN w Warszawie. Jedni nauczyciele musieli odwołać korepetycje, inni znaleźć zastępstwo na zajęciach, które prowadzą w weekendy, a najstarsi martwili się, że nie wytrzymają dwugodzinnego stania w tłumie. „Muszę gdzieś usiąść, inaczej nie wytrzymam” – mówili.
W autokarze, który wyruszył o 8 rano z centrum Łodzi, mieliśmy jeszcze inne zmartwienie. Koniecznie trzeba będzie zrobić siku jak najbliżej Warszawy, bo potem może być z tym duży problem. Rzeczywiście w miejscu pikiety nie postawiono przenośnych ubikacji, więc starsze nauczycielki poważnie się wystraszyły. Jedyne miejsce, gdzie można by załatwić taką potrzebę, znajduje się w ministerstwie, ale drzwi okazały się zamknięte. W budynku wprawdzie byli ludzie, ochroniarze, jednak Czarnek zabronił wpuszczać nauczycieli. Nawet gdyby chcieli tylko skorzystać z toalety.
Sprawy do ministra Czarnka
Kilka osób podjęło decyzję, że nie będzie pić wody, nawet łyka. Więc może uda się wytrzymać. Byle tylko punktualne się zaczęło i o czasie skończyło. Chyba nie grozi nam odwodnienie, jeśli przez dwie godziny nie będziemy przyjmować żadnych płynów? Pogoda bardzo nam sprzyjała. Nie było ani zimno, ani ciepło, temperatura w sam raz, aby nie pić wody. Może wytrzymamy. Ktoś rzucił niemiłe słowo pod adresem Czarnka. Mógłby minister pokazać ludzką twarz i pozwolić chociaż najstarszym z nas na skorzystanie z ubikacji. „Przecież ja jestem babcią” – krzyknęła koleżanka.