Oskar Szafarowicz od ponad roku działa w młodzieżówce PiS. Detalicznie ten etap jego kariery politycznej opisała już w „Polityce” Agata Szczerbiak, przypomnijmy więc tylko pokrótce.
Oskar walczy dla Partii
Najpierw z dwójką towarzyszy na tiktokowym kanale Okiem Młodych chwalił rząd i atakował Donalda Tuska. Poza wszystkim miał to być dowód, że PiS ma też sympatyków wśród ludzi młodych. Potem Oskar to samo robił na Twitterze – zdobył 15 tys. obserwatorów, tyle że w wielu przypadkach i tu w komentarzach pojawiała się kpina czy wręcz, jak mawia młodzież, beka.
Oskar walczył jednak o Partię dalej, a przy okazji promował się zdjęciami z Mateuszem Morawieckim i Elżbietą Witek. I przestał już przebierać w środkach. Na początku roku w ślad za innym funkcjonariuszem pisowskich mediów zaczął nagłaśniać – i żenująco komentować – dawno już wyjaśnioną przez sąd tragedię pedofilskiego molestowania w Szczecinie, której sprawcą był lokalny działacz PO. Kiedy w efekcie jedna z ofiar – tak się złożyło, że był nią syn posłanki PO – popełniła samobójstwo, Oskar poszedł na obrzydliwą całość. Oskarżył mianowicie władze PO o wymuszenie na matce milczenia, a ją samą o stawianie kariery politycznej „ponad dobro dzieci”. Dla każdego było jasne, że nagłaśnianie takich historii może mieć dramatyczne skutki dla ofiar (co się, niestety, potwierdziło).
Młody dostał wiatru w żagle
Wynurzenia pisowskiego hunwejbinka oburzyły m.in. władze Uniwersytetu Warszawskiego (młodzian studiuje tam… prawo) i studentów tej uczelni. W obronę wzięli go m.in. minister oświaty (wezwał rektora UW na dywanik), wiceminister sprawiedliwości i słynna krakowska kuratorka oświaty. Padły słowa o zagrożeniu wolności słowa i totalitaryzmie. Szły za nimi jednak także bardziej wymierne wyrazy wdzięczności. Oskar został „młodszym” (faktycznie) specjalistą ds. promocji w państwowym Krajowym Zasobie Nieruchomości, zaczął prowadzić program „Hity w Sieci” w prorządowej TV Republika, w końcu stał się także pracownikiem PKO BP.
Trudno się dziwić, że młody dostał wiatru w żagle. Obiecał publicznie, że się nie ukorzy i nie cofnie.
Słowa dotrzymał. Oto w niedzielę Oskar Szafarowicz zamieścił w mediach społecznościowych swój portret przy wyborczej urnie. Z ostentacją i dumą dzierżył w rękach kartę do głosowania w referendum. Widać przy tym wyraźnie, że wypełnił partyjne zalecenie „4 razy »nie«”. Na karcie dopisał hasło: „Niech żyje Polska!”. A żeby już nie było wątpliwości, to sam tweet opatrzył komentarzem: „Z miłości do Polski”. Co więcej, zawsze aktywny Oskar był tym razem... członkiem komisji wyborczej.
I cisza wyborcza złamana
Pytanie brzmi: czy to z nieuctwa, czy może z głupoty, a może z cynizmu i bezczelności pomieszanych z nieposkromioną ambicją Oskar naruszył zasadę ciszy wyborczej? Owszem, dokumentowanie w sieci udziału w wyborach jest dopuszczalne – zakazana jest agitacja za poszczególnymi kandydatami, ale można jak najbardziej zachęcać do samego głosowania. W przypadku referendum (nawet jeśli było farsą niegodną miana tej instytucji demokracji bezpośredniej) jest inaczej, tu istotna jest frekwencja. Zatem publiczne namawianie do udziału w nim – i to z lokalu wyborczego – wydaje się bezprawnym wpływaniem na jego przebieg.
Oskar powinien o tym wiedzieć – przecież żywo interesuje się polityką, aspiruje do tytułu prawnika, a i przeszedł przeszkolenie obowiązujące członków komisji wyborczych. W grę wchodzi więc chyba kalkulacja na przysłużenie się swojej formacji (z doświadczenia Oskar wie, że można wtedy liczyć na rozmaite wyrazy wdzięczności) i kolejne kilka minut medialnej sławy. Cóż z tego, że wedle niektórych mołojeckiej...
No bo to chyba nie głupota i młodzieńcza naiwność, nieprawdaż? Chyba że wszystko razem. Bo nawet jak Partia straci władzę, to umie chronić wiernych.