„To będzie trudny mecz dla Polaków. Do tej pory mieli swoje problemy, ale to dobrze. Czasami lepiej, gdy w czasie turnieju wszystko nie idzie tak gładko. Ja nie mam swojego faworyta. Patrzę na to starcie i myślę: wow, to będzie świetny mecz” – mówił cytowany w sobotę przez polskie media Vital Heynen, poprzedni trener naszych siatkarzy. Zdobył z nimi m.in. brąz mistrzostw Europy, a wcześniej, w 2018 r., złoto mistrzostw świata.
W kolejnym siatkarskim mundialu przed rokiem nasza reprezentacja – już pod wodzą Nikoli Grbicia – uległa w finale Włochom 1:3. Dzisiejszy bój o europejski czempionat był więc postrzegany i zapowiadany jako swego rodzaju rewanż (Włosi bronili także tytułu mistrzów starego kontynentu sprzed dwóch lat).
Przypomnijmy jeszcze: w półfinałach Polacy pokonali mocnych Słoweńców, z którymi zawsze bardzo trudno im się grało (była wręcz mowa o słoweńskiej klątwie). Włosi natomiast na przedostatnim etapie wyeliminowali mistrzów olimpijskich – Francuzów, którzy w meczu o trzecie miejsce nie dali także rady siatkarzom ze Słowenii (decydował tie-break).
130 km/h. Tak zagrywa Leon
Trener Grbić uznał, że zwycięskiej szóstki (siódemki z libero) się nie zmienia. Na parkiet wyszli: Marcin Janusz, Łukasz Kaczmarek, Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Norbert Huber, Wilfredo Leon oraz libero Paweł Zatorski.
I zaczęło się od 5:0 dla Polaków (genialne zagrywki Hubera oraz m.in. dwa ataki w kontrze Leona). Trener Ferdinando De Giorgi (prowadził kiedyś reprezentację Polski) od razu musiał wziąć czas. Kiedy Włosi zbliżali się nawet na 2 pkt (głównie w wyniku błędów w naszej zagrywce), Polacy znów odskakiwali na 4–5 (znów fenomenalny w zagrywce i ataku ze środka Huber).
W tym momencie zmienić mógł coś tylko kolejny, ostatni czas dla Azzuri.