Dramat rozegrał się 18 lutego w Ludwigshafen w Nadrenii-Palatynacie. Były uczeń Florian K. postanowił wyrównać rzekome krzywdy i uzbrojony w nóż, pistolet hukowy i ognie bengalskie zjawił się w swojej dawnej zawodówce, której progi opuścił sześć lat temu. W szkolnych warsztatach odnalazł nielubianego nauczyciela i go zaatakował. Ugodzony w serce 58-latek zmarł na miejscu. Morderca pobiegł do głównego budynku szkoły, odnalazł tam dyrektora i wycelował do niego z broni hukowej. Pedagogowi udało się uciec.
Florian odpalił ognie bengalskie – policja przypuszcza, że wybuchy i dym miały wywabić z klas uczniów i nauczycieli. Wywołały alarm przeciwpożarowy – błyskawicznie pojawiła się straż pożarna i policja. Napastnik nie stawiał oporu przy aresztowaniu.
Młodzi agresywni
Ten 23-latek jest kolejnym sprawcą tragedii w niemieckiej szkole. Do pierwszej doszło 11 lat temu w saksońskiej Miśni – zamaskowany 15-latek wtargnął do klasy i zasztyletował swoją nauczycielkę. Rok później 16-letni Michael zastrzelił w Brannenburgu w Bawarii kierownika internatu, a później siebie. W lutym 2002 r. 22-letni Adam, zanim popełnił samobójstwo, zabił trzy osoby, w tym dyrektora swojej byłej szkoły. W kwietniu tego samego roku Niemcy przeżyli dramat znany im dotąd tylko z doniesień zza oceanu: w erfurckim gimnazjum z ręki 19-letniego Roberta zginęło dwunastu nauczycieli i czworo uczniów. Po tej krwawej rzezi niedoszły maturzysta odebrał sobie życie.
W 2003 r. 16-latek z frankońskiego Coburgu strzelił podczas lekcji do nauczycielki, zranił psycholożkę, w końcu popełnił samobójstwo. W 2006 r. 18-letni Bastian zaatakował szkołę w westfalskim Emsdetten – zanim wymierzył w siebie, postrzelił 38 osób, jedna z nich zmarła. Na tym nie koniec – zaledwie przed rokiem, w marcu 2009 r.