Błotem w króla i premiera. Dlaczego powódź w Hiszpanii zebrała tak tragiczne żniwo
Liczba ofiar śmiertelnych powodzi, z którą Hiszpania zmaga się od niemal tygodnia, sięgnęła w poniedziałek 4 listopada 217 osób. Ostateczny bilans katastrofy nie jest jeszcze znany, a władze nie podały do wiadomości publicznej liczby zaginionych. W zamyśle miało to zapobiec szerzeniu paniki i chaosowi informacyjnemu – liczby są nieprecyzyjne, bo zgłoszenia często są zdublowane, a bliscy nie dzwonią na infolinie alarmowe, by powiadomić, że poszukiwana wcześniej osoba została już odnaleziona. Brak informacji doprowadził jednak do licznych spekulacji na temat dodatkowych setek lub nawet tysięcy możliwych zmarłych.
Od kilku dni ogromne emocje wzbudzał temat centrum handlowego Bonaire na przedmieściach Walencji. To największy obiekt handlowy w regionie, z 1,8 tys. miejscami parkingowymi. Nie wiadomo, ile samochodów znajdowało się w jego podziemnej części w momencie przyjścia fali powodziowej, a fakt, że od kilku dni wejście na parking jest zablokowane masami błota, wywołał spekulacje co do liczby osób, które mogły zostać tam uwięzione. Poszukiwania z udziałem kilkunastu nurków oraz ratowników na łodziach i kajakach rozpoczęły się w sobotę wieczorem, ale ponad półtorametrowy poziom wody znacznie je utrudniał. Dopiero w poniedziałek rano udało się odprowadzić większość wody i ekipa ratownicza dotarła do kilkudziesięciu samochodów. W południe policja potwierdziła, że wbrew mrożącym krew w żyłach domysłom na parkingu na razie nie odnaleziono żadnych ofiar.
Król i premier obrzuceni błotem
W sobotę 2 listopada do Paiporty, małego miasteczka, gdzie w wyniku powodzi zginęło co najmniej 60 osób, przyjechali