Europejczycy, zarówno w ramach UE, jak i NATO, weszli w 2022 r. w warunkach najostrzejszej eskalacji w relacjach z Rosją od lat 2014–15. Kreml żąda od Zachodu zgody na nową architekturę bezpieczeństwa na kontynencie (czy raczej na odtworzenie kluczowych elementów architektury sprzed co najmniej 20 lat), jednocześnie – gromadząc wojska wokół granic Ukrainy – wskazując na groźbę swej nowej agresji.
Reakcja na te działania Moskwy będzie w najbliższych tygodniach i miesiącach wielkim testem spójności transatlantyckiej oraz jedności w ramach UE. Głównym orężem Unii jest odstraszanie Rosji zapowiedziami surowych sankcji gospodarczych (koordynowanych z USA) na wypadek wojny. Drugie narzędzie to dozbrajanie Ukraińców, choć w tej kwestii już teraz widać podziały na Zachodzie, który może być wkrótce rozdzierany dylematem między pokusą appeasementu a stanowczym odrzuceniem żądań Putina co do odtwarzania rosyjskiej strefy wpływów.
Czytaj też: Bruksela bierze się za TK Julii Przyłębskiej
Przykręcanie kurka z funduszami
Tej geopolitycznej gorączce na granicach UE będzie zapewne towarzyszyć praworządnościowe przesilenie w relacjach między Brukselą a władzami Polski, a także Węgier. Krajowy Plan Odbudowy nie został uzgodniony do końca 2021 r., co oznacza brak wypłaty zaliczki na podstawie – jak to ujęła szefowa KE Ursula von der Leyen – „jasnych zobowiązań” w sprawie zmian w sądownictwie (chodziło o projekty ustaw wdrażających wyrok TSUE dotyczący systemu dyscyplinarnego dla sędziów).