Monachium jak ring. J.D. Vance szarżuje. USA i Europa to dwa światy: różne, a może i wrogie
Młody, zdolny, ambitny, prawdopodobnie u szczytu politycznej kariery – choć kto wie. Jeszcze rok temu republikański senator z Ohio, a dziś wiceprezydent USA James David Vance (oficjalnie posługujący się skrótem imion) przypuścił w Monachium werbalny szturm na Europę. Utalentowany pisarz i mówca przemówienie na tradycyjnej i nieco skostniałej transatlantyckiej konferencji przekształcił w szarżę trumpizmu, czując za plecami siłę zwycięstwa MAGA-Republikanów w USA i wiatr w żagle europejskiej i globalnej prawicy.
Kilka godzin wcześniej ujawnił w „Wall Street Journal”, że zamierza oskarżyć Europę o cenzorskie praktyki, ograniczanie wolności politycznej i prześladowania chrześcijan, ale powtórzenie tych zarzutów na wysokiej rangi dyplomatyczno-polityczno-wojskowym forum było kolejnym w tym tygodniu szokiem, jaki spotkał sojuszników i partnerów USA.
Czytaj też: Świat będzie wrzał. Druga kadencja Trumpa może być bardziej destrukcyjna niż pierwsza
Vance nie przebiera w słowach
Tegoroczna konferencja monachijska jest pierwszym wielkim i ważnym forum wymiany poglądów Europy i Stanów Zjednoczonych po tym, jak Donald Trump ogłosił otwarcie rozmów z Rosją ponad naszymi głowami, zagroził cłami i zgłosił pretensje do formalnie europejskiego terytorium Grenlandii. W Monachium liczono na kuluarowe ucieranie poglądów i dojście do porozumienia na gruncie prawa międzynarodowego, przyjaznej współpracy i wspólnych wartości.