O tym, że może dojść do walk, wiadomo było od dawna. Od czasu zamachu w 2005 roku na byłego premiera Rafika Hariri sytuacja w kraju zaczęła się pogarszać wbrew wszelkim nadziejom, jakie dawała Cedrowa Rewolucja - i w konsekwencji wycofanie się wojsk syryjskich. W ciągu ostatnich 3 lat zginęli najbardziej aktywni politycy i dziennikarze. Sytuacji w Libanie nie poprawiła także lipcowa wojna z Izraelem w 2006 roku, kiedy południowy sąsiad w odwecie za działania Hezbollahu rozpoczął akcję militarną na terytorium kraju. Po jej zakończeniu Partia Boga ogłosiła „boskie zwycięstwo" i uznała się za jedyną siłę gotową do podjęcia działań obronnych, w efekcie czego coraz bardziej zdecydowanie zaczęła blokować prace rządu, wycofując swoich ministrów i okupując centralny plac stolicy. Razem z pozostałymi członkami opozycji, między innymi chrześcijańską partią marzącego o prezydenturze gen. Aouna oraz szyickim Amalem (partią przewodniczącego parlamentu), żądają dymisji rządu, uznając go za nielegalny i będący narzędziem zachodnich interesów.
Sytuacja pogorszyła się pod koniec kwietnia, ale swoje apogeum osiągnęła w chwili, gdy druzyjski polityk Walid Dżumblat oskarżył Hezbollah o zainstalowanie kamer i planowanie ataków na pas lotniska wykorzystywany przez polityków związanych z rządem oraz utrzymywanie prywatnej sieci telekomunikacyjnej. Rząd postanowił wtedy zwolnić dowódcę służb bezpieczeństwa lotniska, oskarżonego o sympatyzowanie z opozycją, a sieć telekomunikacyjną uznał za nielegalną i postanowił ją zlikwidować (przynajmniej w tych miejscach, które nie znajdują się pod bezpośrednią kontrolą Hezbollahu). W środę miało dojść do protestów związków zawodowych związanych z opozycją przeciwko niskiej pensji minimalnej i pogorszeniu warunków życia.