Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Piękna robota

Poprawianie urody: masowy biznes

Nie ma we współczesnym człowieku zgody na przemijanie, szorstką skórę, zmarszczki, niedoskonałości i znaki szczególne, takie jak odstające uszy czy piegi. Nie ma we współczesnym człowieku zgody na przemijanie, szorstką skórę, zmarszczki, niedoskonałości i znaki szczególne, takie jak odstające uszy czy piegi. panthermedia/nikolasvn / Polityka
Tu się wytnie, tam się wstrzyknie. Polacy coraz częściej poprawiają sobie wygląd igłą i skalpelem. A gabinetów chirurgii estetycznej przybywa tak szybko jak przypadków powikłań i nieprawidłowo wykonanych zabiegów.
Kosmetyczka nie powinna wykonywać żadnych zabiegów, w wyniku których dochodzi do przebicia powłoki skóry. Nie powinna też robić zastrzyków z kwasu hialuronowego – poucza dermatolog estetyczna dr Barbara Walkiewicz-Cyrańska.Panthermedia/nikolasvn/Polityka Kosmetyczka nie powinna wykonywać żadnych zabiegów, w wyniku których dochodzi do przebicia powłoki skóry. Nie powinna też robić zastrzyków z kwasu hialuronowego – poucza dermatolog estetyczna dr Barbara Walkiewicz-Cyrańska.
O „medycynie estetycznej” mówi się, że „niweluje skutki przedwczesnego starzenia”, nikt jednak nie precyzuje, czym to „przedwczesne starzenie” w istocie jest, jaki moment w życiu je wyznacza, czym się objawia.Igor Morski/Polityka O „medycynie estetycznej” mówi się, że „niweluje skutki przedwczesnego starzenia”, nikt jednak nie precyzuje, czym to „przedwczesne starzenie” w istocie jest, jaki moment w życiu je wyznacza, czym się objawia.

Artykuł w wersji audio

Miał być ślub, a był pogrzeb. Tak rodzime tabloidy podsumowały głośną historię 34-letniej Anny. Młoda kobieta zgłosiła się do jednej z prywatnych klinik w Częstochowie na zabieg odsysania tłuszczu z nadbrzusza, a następnie – w ramach tej samej medycznej procedury – wycięcia fałdu skóry, pod którym tłuszcz się umiejscowił. Pacjentka zmarła dzień później wskutek powikłań. Bezpośrednią przyczyną śmierci był najpewniej zator płucny.

Gabinety chirurgii plastycznej otwierane są coraz częściej w mieszkaniach o niewielkim metrażu i wpisują się trwale w osiedlowy krajobraz, tak jak siłownia, kwiaciarnia czy sklep z tanią odzieżą. Ot, jeden z bloków w Warszawie: na parterze sklep spożywczy, a na piętrze osobliwa strefa piękna. Po sąsiedzku fryzjer, kosmetyczka i gabinet medycyny estetycznej. Co rano łańcuszek eleganckich aut wjeżdża dyskretnie, jeden za drugim, do podziemnego parkingu. Eleganckie panie – bo to głównie kobiety – pospiesznie przemykają do wind. Za kamuflaż służą im duże, ciemne okulary. Z dystansu nie widać więc ani botoksu „na blachę”, ani ust „na glonojada”, ani policzków „na piłę”. Ale one tam są. Pacjentki, przyłapane przez mieszkańców i zakłopotane, zwykle udają, że trafiły tu przypadkiem albo że idą do fryzjera. Potem w śmietnikach, wspólnych dla mieszkańców, pacjentów i lekarzy, lądują przyrządy i tkanki. – Medycyna estetyczna wymknęła się spod kontroli – komentuje chirurg plastyczny dr Andrzej Sankowski. I ostrzega: – Takich przypadków jak śmierć 34-letniej Anny będzie w Polsce coraz więcej.

I nic dziwnego. Branża estetyczna znacząco w Polsce spuchła i puchnie w dalszym ciągu, bo to wyjątkowo opłacalny biznes. Gwarantem jakości jest zwykle – ale nie zawsze – stojący za przedsięwzięciem „doktor nauk medycznych z wieloletnim doświadczeniem”, ze ścianą dyplomów za plecami. Chirurgia plastyczna to nie tylko praca, to nasza pasja – powiadają ludzie z branży. Piękno – tłumaczą – to kwestia odpowiednich proporcji. Jeśli proporcje są zaburzone, to trzeba je tu i ówdzie wyrównać. Albo tak: istnieją dwa rodzaje piękna, to dane od Stwórcy i to wypracowane przez człowieka. „Przynajmniej jedno z nich jest dla nas osiągalne” – wieńczy wypowiedź jeden z lekarzy. Czasem strach pomyśleć które.

Nowy człowiek

W 2016 r. roku wartość rynku medycyny estetycznej przekroczyła na świecie 8,5 mld euro. Najchętniej z usług specjalistów od urody wciąż korzystają Amerykanie, ale i polski rynek galopująco przyspiesza, niemal dwukrotnie przewyższając średnią globalną. W ubiegłym roku jego wartość wzrosła o 15 proc. (jest wart w sumie już ponad 250 mln zł), podczas gdy średnia światowa wynosi stabilne 8 proc. W małych i dużych miastach salony do poprawiania urody wyrastają jak grzyby po deszczu. Tylko na warszawskim Ursynowie jest ich koło 200 (więcej np. niż aptek i innych miejsc pierwszej potrzeby). W całym Krakowie podobne usługi świadczy ponad tysiąc gabinetów. We Wrocławiu skomplikowane, inwazyjne operacje przeprowadza się w 30 różnych placówkach. W zasadzie od ręki.

Pojęciem węższym jest „chirurgia plastyczna”, której można dopisać dwie podstawowe specjalności: rekonstrukcyjną i estetyczną. W pierwszym przypadku poprawia się to, co zostało uszkodzone wskutek choroby, wypadku czy urazu, w konsekwencji zaś utrudnia normalne funkcjonowanie, a często też wpędza w dyskomfort. W przypadku drugim poprawia się to, co się nam nie podoba, co nam w sobie przeszkadza i co uruchamia kompleksy. Pojęciem szerszym od „chirurgii” jest „medycyna estetyczna”: rozbijanie tłuszczu za pomocą urządzeń emitujących ultradźwięki, podgrzewających, mrożących itd., zmiana owalu twarzy, kształtu biustu, pośladków czy kształtu sylwetki podobnymi metodami. Wiele urządzeń stosowanych w tym segmencie to dosłowne kopie maszyn wymyślonych na potrzeby rehabilitacji. Impulsy elektryczne w tym wypadku ćwiczą nie uszkodzone mięśnie, ale kształt pośladków.

Chirurgia rekonstrukcyjna do niedawna w społecznym odbiorze uchodziła za przykrą konieczność, „medycyna estetyczna” – za kaprys wyższych sfer. Dziś próbuje się nas przekonywać – głównie w programach telewizyjnych i mediach – że są równoważne i w pewnym sensie tak samo obowiązkowe. O „medycynie estetycznej” mówi się, że „niweluje skutki przedwczesnego starzenia”, nikt jednak nie precyzuje, czym to „przedwczesne starzenie” w istocie jest, jaki moment w życiu je wyznacza, czym się objawia. Pierwszym siwym włosem? Pierwszą zmarszczką? Z biologicznego punktu widzenia starzejemy się już od urodzenia.

Zaglądając do ofert i cenników, nadziwić się nie można, ile jest w człowieku do poprawy, wymiany czy korekty. Na przykład twarz może się Stwórcy nie udać na minimum kilkanaście sposobów. W podstawowej ofercie: lifting (twarzy, szyi lub czoła; koszt każdego zabiegu z osobna wynosi średnio od 10 tys. zł wzwyż), podniesienie brwi (od kilku do kilkunastu tys. zł), plastyka powiek (dolnych lub górnych; celem zabiegu jest odmłodzenie okolic oczu, usunięcie worków, zmarszczek i wszelkich innych znamion upływu czasu – ceny wahają się od 2 do 10 tys. zł); korekcja uszu (zbyt odstających lub zbyt przylegających; wydatek rzędu 2–5 tys. zł); implanty policzków. Zniwelowanie znamion, odbarwienie piegów (albo wręcz ich wykonanie metodą tatuażu o ograniczonej trwałości). Zmniejszenie albo zmiana kształtu nosa (10 tys. zł w górę). Część gabinetów zatrudnia u siebie stomatologów oraz ortodontów, wchodząc w paradę dentystom, bo wydłużenie przednich zębów licówkami odejmuje lat, nadbudowanie trzonowców zmienia owal twarzy i wysmukla ją. Wybielaniem zębów specjalnymi żelami albo światłem zajmują się także kosmetyczki.

Szczególną rangę w medycynie estetycznej ma tłuszcz. W periodykach wykładanych w gabinetach przeczytać można, że gromadzi się w zasadzie wszędzie: w brzuchu, ramionach, udach, łydkach – i zewsząd można i należy go usunąć (10 tys. w górę). Jednak tłuszcz usunięty też ma wartość estetyczną. Należy wstrzyknąć go w inne miejsce. W kobiecy biust (jeśli przy okazji się go podnosi, trzeba zapłacić powyżej 20 tys. zł) albo męski kark. W gabinetach, także tych „garażowych”, poprawia się estetykę narządów rozrodczych bądź ich funkcjonalność. W całym ciele przeprowadza się więc rozliczne liftingi, liposukcje, rekonstrukcje, symetryzacje, redukcje, korekcje i resukcje. Od stóp do głów – nowy człowiek.

Poprawki po poprawkach

Chirurgia plastyczna, inwazyjna i kosztowna, jak każda dyscyplina medycyny wymaga odpowiednich uprawnień. Zawód wykonują zazwyczaj rozmaici lekarze specjaliści oraz – to wariant najbezpieczniejszy i najbardziej pożądany – dyplomowani chirurdzy plastyczni. Ale nie każdy pracownik gabinetu może się wylegitymować dyplomem. Trafiają się osoby nie dość kompetentne, a czasem wręcz szarlatani i oszuści. W marcu tego roku Ministerstwo Zdrowia obiecało przyjrzeć się sprawie i uregulować rynek, bardziej go profesjonalizując. Ale na obietnicach na razie poprzestano.

W gabinetach przyjmują więc tymczasem m.in. kosmetyczki po kilkudniowych kursach (z wizażu albo stylizacji paznokci), specjaliści po kursach zawodowych i technikach albo absolwenci kosmetologii. – Kosmetyczka nie powinna wykonywać żadnych zabiegów, w wyniku których dochodzi do przebicia powłoki skóry. Nie powinna też robić zastrzyków z kwasu hialuronowego – poucza dermatolog estetyczna dr Barbara Walkiewicz-Cyrańska, założycielka i prezes Polskiego Stowarzyszenia Lekarzy Dermatologów Estetycznych. Teoria rozchodzi się z praktyką. Wiele kosmetyczek przeprowadza drobne zabiegi w swoich prywatnych salonach, a konsekwencje bywają tragiczne. W jednym z gabinetów zamiast wstrzyknąć pacjentce w okolice ust kwas hialuronowy, wstrzyknięto jej żel do EKG, za pomocą którego kosmetyczka tylko ćwiczyła wykonywanie zabiegu. Efekt? Całkowite wycięcie warg, ich chirurgiczna rekonstrukcja i częste hospitalizacje do końca życia.

Przy czym najwięcej zamieszania i niejasności wywołuje hasło „lekarz medycyny estetycznej”. Standardowo, żeby zostać lekarzem, należy skończyć odpowiednie studia, odbyć staż w szpitalu, zdać Lekarski Egzamin Państwowy, a następnie wybrać i ukończyć specjalizację. – W Polsce nie ma takiej specjalizacji jak lekarz medycyny estetycznej – tłumaczy prof. Bogusław Antoszewski, kierownik Kliniki Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcyjnej i Estetycznej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Kim są zatem specjaliści, którzy tytułują się w taki sposób? W najlepszym razie lekarzami – dermatologami, stomatologami, urologami etc. – którzy w ramach swoich specjalizacji wykonują zabiegi upiększające. Znane są takie przypadki: urolog wstrzykuje w penisa kwas hialuronowy, żeby (tymczasowo) powiększyć ten narząd. Dermatolog wygładza zmarszczki z pomocą botoksu. Jeden i drugi specjalista przedstawia się na ogół jako „urolog estetyczny” albo „dermatolog estetyczny”.

W najgorszym przypadku pod hasłem „lekarz medycyny estetycznej” ukrywa się człowiek ze specjalizacją ogólną albo na przykład stomatolog wykonujący zabiegi daleko wykraczające poza jego kompetencje. Bez odpowiedniego wykształcenia, wiedzy, zaplecza medycznego czy nowoczesnego sprzętu.

– Niemal 40 proc. wykonywanych przeze mnie operacji to poprawki po kosmetyczkach, tak zwanych lekarzach medycyny estetycznej oraz innych chirurgach plastycznych – opowiada dr Andrzej Sankowski, chirurg plastyczny, jeden z pierwszych lekarzy w Polsce zajmujących się tą dziedziną.

Skutki nieudanych zabiegów poprawia się aż do osiągnięcia pożądanego efektu w kolejnych gabinetach. Niektórzy pacjenci jednocześnie dochodzą swych praw na drodze sądowej. – Osobiście spotykam się rocznie z kilkudziesięcioma przypadkami roszczeń cywilnych, które dotyczą zabiegów estetycznych i kosmetycznych – mówi specjalistka w zakresie prawa medycznego prof. Justyna Zajdel. – Najsmutniejsze jest to, że pacjenci doskonale wiedzą, do kogo powinni się zgłosić, żeby zabieg był wykonany poprawnie – dodaje dr Walkiewicz-Cyrańska. – W ramach oszczędności decydują się na niższą jakość.

Dają się naciąć

Cena to nadal jedno z podstawowych kryteriów wyboru specjalisty. – Mam wrażenie, że Polki uczyniły swego rodzaju sport z wyszukiwania w internecie najtańszych ofert na zabiegi – zauważa dr Sankowski. O jakość czy dyplomy nie pytają, bo bezwzględnie ufają komentarzom w sieci. W jednym z dużych polskich miast pacjentki dały się skusić wyjątkowo atrakcyjnej ofercie liposukcji. Cena – fantastyczna, noty wystawione pani doktor – wyłącznie superlatywy. Gabinet znajdował się w prywatnym mieszkaniu i nie spełniał podstawowych wymogów sanitarnych. Rurki do odsysania tłuszczu miały swój wylot w zwykłej toalecie. Zabieg, który w normalnych warunkach jest wykonywany w sali operacyjnej i pod znieczuleniem ogólnym, tu odbywał się jedynie przy znieczuleniu miejscowym. Sprawą zajął się sanepid. Urzędnicy nie mieli wątpliwości, że wykonywanie skomplikowanych operacji w tak niewłaściwych warunkach zagraża zdrowiu i życiu pacjentów.

Doktor Z., tak ją określmy, została ukarana. Nałożono na nią zakaz prowadzenia praktyki lekarskiej w jej rodzimym mieście. Lekarka jednak prowadzi gabinet, choć już w innej części Polski. – Niekompetentni lekarze śmieją się w twarz tym uczciwym, obsmarowują ich w internecie i kiedy trzeba, zmieniają miejsce działania. Jesteśmy absolutnie bezsilni – mówi dr Sankowski. A hochsztaplerzy – często absolutnie bezkarni.

Zwłaszcza że uparty pacjent tak długo będzie szukał lekarza, aż znajdzie się taki, który zabieg wykona. A przy okazji nie nadweręży budżetu. 34-letnia Anna, śmiertelna ofiara odsysania tłuszczu, wcześniej konsultowała się m.in. z dr. Sankowskim. – Zleciłem jej długą listę badań, ponieważ miałem podejrzenia, że ze względów zdrowotnych nie kwalifikuje się do operacji odsysania tłuszczu. Poza tym zaleciłem jej schudnięcie, a po ewentualnej operacji restrykcyjne pilnowanie diety – tłumaczy doktor.

Właściwe poprowadzenie pacjenta po operacji jest tak samo istotne jak wszystko, co dzieje się przed nią i w jej trakcie. Pacjent powinien mieć świadomość, co się może dziać z jego ciałem. Wiedzieć, że kiedy zacznie przybierać na wadze po wycięciu części tkanki tłuszczowej, to będzie tyć nierównomiernie. Liposukcja jest trudnym i ryzykownym zabiegiem. Wielu pacjentów – jak Anna – decyduje się wyciąć skórę, która po niej pozostaje. W takich sytuacjach ryzyko jeszcze wzrasta, a czas rekonwalescencji wydłuża się do minimum trzech miesięcy. – Pani Anna nigdy więcej się u mnie nie zjawiła – mówi Sankowski.

Mimo nagłaśniania dramatów – chirurgia plastyczna jest w Polsce na fali. Do niedawna jej usługi były zarezerwowane dla zamożnej klienteli. Po opuchniętych ustach dało się rozpoznać celebrytę, przedsiębiorcę, prezesów banków i dużych firm. Były to generalnie osoby z zasobnymi portfelami, znacznie częściej kobiety niż mężczyźni, ludzie pochodzący raczej z miast niż ze wsi. „Patrzcie, usta sobie zrobiła” – pokpiwano. Dzisiaj kpi się rzadziej. Zaniżanie cen i rozmnożenie specjalistów sprawiły, że rynek się zdemokratyzował. Botoks nie świadczy już wprost o statusie społecznym czy materialnym. To raczej ogólnodostępne remedium na bezlitośnie mijający czas. Z wiekiem człowiekowi zawsze coś oklapnie czy opadnie, ale dotychczas nie miał jak tego powstrzymać albo w porę odwrócić. Zamiast godnie się zestarzeć – udaje więc, że czas cudownie się zatrzymał.

Z badań TNS Polska, opublikowanych w 2015 r. i przeprowadzonych na zlecenie Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor, wynika, że pół miliona Polek planowało wówczas jakiś zabieg z zakresu medycyny estetycznej, najchętniej z zastosowaniem kwasu hialuronowego lub botoksu. Sfinansowanych z oszczędności lub kredytu. Badania coraz częściej dowodzą, że nie czujemy się atrakcyjnie, a jednocześnie przywiązujemy dużą wagę do wyglądu. Coraz chętniej oddajemy się w ręce specjalistów od medycyny estetycznej.

Zmiany kosmetyczne

Nie ma we współczesnym człowieku zgody na przemijanie, szorstką skórę, zmarszczki, niedoskonałości i znaki szczególne, takie jak odstające uszy czy piegi. Przeciwnie – ów znak szczególny, jakaś nasza osobliwość czy wyróżnik charakteru, dziś głównie wadzi i wpędza w kompleksy. Przy całej współczesnej narracji, żeby odróżniać się w tłumie i wyprzedzać wszystkich o kilka długości, akurat sfery wyglądu to zupełnie nie dotyczy: w tej kwestii im bliżej wzorca, tym lepiej. Gabinety chirurgii estetycznej to zaś nęcąca droga na skróty. – Coraz częściej się zdarza, że pacjenci przychodzą do gabinetu ze zdjęciem celebryty i żądają, aby zrobić im taką samą twarz albo taki sam nos – mówi Walkiewicz-Cyrańska. Tak jakby twarz dało się zmienić równie szybko (i odwracalnie) jak fryzurę.

Na domiar złego Polki są wobec siebie wyjątkowo krytyczne, uznając, że jeśli w Europie jakkolwiek przodują, to najpewniej pod względem brzydoty (POLITYKA 19). Surowość wobec siebie jest niejako wyuczona, ale też stale nam wdrukowywana. W programach TV wszelkie odstępstwa od akceptowalnej społecznie normy – jak te odstające uszy – to nie walory, lecz ułomności. Świadczą o tym już same tytuły: „Bez skazy”, „Życie bez wstydu”, „Fabryka piękna” itd. To przeboje w ramówkach najważniejszych polskich stacji, najczęściej formaty ściągnięte do nas z zagranicy. Człowiek, poddany obróbce przed kamerami, pozbywa się kłopotu – za dużego nosa czy biustu – a przy okazji całkiem odmienia swój los, jest szczęśliwszy, gotów raz jeszcze pokazać się światu. Jakby zmiana w wyglądzie wymuszała zmiany w charakterze.

Grają na tych sentymentach chirurdzy estetyczni w osiedlowych gabinetach, przekonując, że człowiek zadowolony ze swojego wyglądu łatwiej osiąga sukcesy zawodowe i prywatne. Że pierwsze wrażenie zawsze będzie się liczyć, a ludzie zawsze będą nas oceniać na podstawie wyglądu. I że na szczęście nikt już nie jest skazany na to, co otrzymał w genach, bo może liczyć na skalpel.

Polityka 27.2017 (3117) z dnia 04.07.2017; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Piękna robota"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną