Nic tak nie urozmaica nudnego dnia biurowej pracy, jak e-mail od koleżanki lub kolegi z komentarzem: „Obejrzyj to koniecznie. Bardzo śmieszne”. Do listu dołączony jest obrazek, filmik albo po prostu link do strony internetowej na której to „bardzo śmieszne” można znaleźć. Spora część krążących w sieci krótkich filmów, obrazków i gier przesyłanych z komputera na komputer ma charakter reklamowy. Kto nie widział zakazanej reklamy serka Danio, ten z pewnością ją obejrzy poinstruowany wezwaniem „Musisz to zobaczyć. Ekstra!”. Rzeczywiście, obejrzy, a potem zawoła kolegę. I już obaj będą wiedzieli, co to jest serek Danio i jaki jest „sposób na małego głoda”. Padli ofiarą reklamowego wirusa. Będą teraz jego nosicielami, bo przecież warto podzielić się takim odkryciem.
Zakazana reklama w rzeczywistości zakazana nie jest. Została świadomie pomyślana i przygotowana. Sądząc z jej technicznego zaawansowania (łączone sceny z aktorami i postaciami animowanymi), kosztowała niemało. Choć jest nieco wulgarna, żadna telewizyjna cenzura jej nie odrzuciła, bo z góry została zaplanowana jako wirus przeznaczony do rozpowszechniania w sieci.