Są miejsca, gdzie czas się zatrzymał, jak na fotografii w kolorze sepii. Ta ulica jest inna. Czas wyciska w niej swoje znaki jak w plastelinie. Czasem jedne na drugich, ale większość obok siebie. To ulica Okrężna na warszawskiej Sadybie. 145 numerów. Nie ma jedynki. Działki od 25 do 29 zajął hotel robotniczy. Dwójka, zamiast na początku, jest gdzieś w środku ulicy.
Uliczna demonstracja polityczna staje się zjawiskiem coraz bardziej naturalnym w polskiej demokracji. W piątek, 24 września nie spełniły się obawy, że żywioł protestacyjny sparaliżuje i spustoszy Warszawę. Przeciwnie, można było zaobserwować bardzo wyraźne znamiona rutyny w wyrażaniu, w przyjmowaniu i w czuwaniu nad przebiegiem masowego sprzeciwu. Ten wniosek zgodnie podziela sześcioro naszych reporterów, którzy obserwowali mechanikę zdarzenia od kulis.
Prezydent Paweł Piskorski zakazał przeprowadzenia związkowej, podobno stutysięcznej, demonstracji na głównych arteriach komunikacyjnych Warszawy. Prezydent ocenił, że demonstracja, paraliżująca na wiele godzin życie całego miasta, może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi, a także porządkowi publicznemu w stolicy. Pawłowi Piskorskiemu organizatorzy zarzucili, że łamie konstytucję i ogranicza zagwarantowane nią prawo do wolności zgromadzeń. Wojewoda mazowiecki natomiast zakaz uchylił uznając, że zagrożenia nie ma.
Wielka demonstracja sprzeciwu wobec polityki rządu AWS i Unii Wolności ma się odbyć 24 września w stolicy. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie legalna i jakie będą ostatecznie jej rozmiary, niemniej już samo zwołanie akcji stało się faktem społecznym. Niezadowoleni z najświeższych reform, ale także ci rozczarowani przemianami ostatnich lat, chcą sprawdzić swoją siłę, policzyć się, przekonać o zdolności do mobilizacji. Przemarsz kilkudziesięciu tysięcy ludzi przed Sejmem i Kancelarią Premiera ma być kulminacją wielu wybuchających lub tlących się nieustannie protestów, strajków, blokad dróg i głodówek. Cel ekonomiczny warszawskiej manifestacji to podwyżki dochodów i zachowanie miejsc pracy, cel polityczny: dymisja rządu i przedterminowe wybory.
Tej ostatniej niedzieli mogło już nie być. Według wstępnych planów Hitlera wojna miała się zacząć w sobotę, 26 sierpnia. Była to zatem ostatnia - darowana przez los - przedwojenna warszawska niedziela. Nigdy nie było już takiej niedzieli. Ani takiej Warszawy. Ani takiej Polski.
Prezydent Warszawy Paweł Piskorski proponuje rządowi i parlamentowi zawarcie Kontraktu dla Warszawy. Miasto chce ponieść koszty zbudowania dwóch mostów, ale prosi budżet o finansową pomoc w budowie obwodnicy i metra. To miałaby być szansa dla stolicy na przeżycie. W przeciwnym wypadku paraliż będzie całkowity.
Wiadomość o zamiarze wybudowania na terenie miasta stołecznego Warszawy parku rozrywki przez nie najlepiej prowadzącego się Afroamerykanina Michaela Jacksona spotkała się ze zdecydowanym protestem myślących po polsku współobywateli, którzy krzyknęli wraz: Nie będzie Jackson pluł nam w twarz i dzieci nam amerykanił! Rychło powstał kontrprojekt parku rdzennie polskiego, w którym młodzież pod opieką nauczycieli poznawałaby w formie przyjemnej bohaterskie dzieje narodu oraz najwspanialsze osiągnięcia współczesności.
W lipcowy dzień prawie 50 lat temu na placu Konstytucji francuski dziennikarz Jean Guillemont jadł lody. – Piękny macie plac – powiedział lodziarzowi chcąc mu zrobić przyjemność. – Macie jeszcze piękniejszy – plac Zgody – zrewanżował się lodziarz.
- Grzegorz Jarzyna zapowiadał, że jeśli zwolnię go z funkcji dyrektora artystycznego, to w trzy tygodnie nie będzie mnie w teatrze - opowiada Bogdan Słoński. - Jak się okazuje, wiedział, co mówi. Konflikt między dyrektorami warszawskiego Teatru Rozmaitości ciągnie się od kilku miesięcy i ma sceniczną zaiste dramaturgię. Najpierw, jak twierdzi Słoński, Jarzyna chciał wyrzucić prawie wszystkich pracowników. Potem Słoński chciał wyrzucić Jarzynę. Na końcu sam został wyrzucony.
Warszawa jako ostatnia duża polska metropolia w połowie lipca wprowadziła w centrum strefę płatnego parkowania. W ten sposób chce skłonić mieszkańców do bardziej umiarkowanego korzystania z własnych aut, choć w zamian nie jest im w stanie wiele zaoferować. Doświadczenia Krakowa, Poznania lub Gdańska dowodzą, że samym płatnym parkowaniem nie uda się rozwiązać coraz dramatyczniejszych miejskich problemów komunikacyjnych.