Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Historia, jakiej nie znacie: Jak niemiecki myśliwiec ocalił wroga

Boeing B-17F Boeing B-17F USAAF / Wikipedia
Totalny charakter działań zbrojnych II wojny nie sprzyjał rycerskim aktom, zdarzały się przypadki strzelania do pilotów ratujących się na spadochronach. Ale nie wszyscy zdziczeli.

Termin „rycerz przestworzy”, dotyczący pilotów myśliwskich, pojawił się nie na froncie, ale w redakcjach gazet opisujących zmagania I wojny światowej. Okopowa rzeczywistość była zbyt potworna, by przedstawiać ją dosłownie w relacjach prasowych. W obu walczących obozach istniało zapotrzebowanie na bohaterów w starym stylu – padło na pilotów myśliwców, unoszących się wysoko nad chmurami trujących gazów, ich walki nazywano „pojedynkami” i dopisano im dżentelmeński „kodeks”.

Sami piloci chętnie przyjęli przypisywaną im rolę, i choć często w powietrzu dochodziło do aktów barbarzyństwa, starali się zachować odrobinę człowieczeństwa – dość powszechnie odwiedzano w szpitalach wziętych do niewoli rannych przeciwników, jeńców zapraszano na wystawne kolacje czy zrzucano wieńce na groby poległych po drugiej stronie frontu.

II wojna światowa poddała ten kodeks postępowania poważnej próbie, totalny charakter działań zbrojnych, z niszczycielskimi bombardowaniami miast na czele, nie sprzyjał rycerskim aktom, po obu stronach zdarzały się przypadki strzelania do pilotów ratujących się na spadochronach. Ale nie wszyscy biorący udział w wojnie zdziczeli.

Czytaj też: Masakra w Niedzielę Palmową

Trumienny zakątek

Amerykański bombowiec B-17, należący do 379. Grupy Bombowej 8. Armii Powietrznej, nazwany przez załogę Ye Olde Pub, 20 grudnia 1943 r. wystartował do nalotu na Bremę, gdzie znajdowały się zakłady produkujące myśliwce Fw 190. Ten ważny obiekt broniony był nie tylko przez silną artylerię przeciwlotniczą, ale też wiele jednostek myśliwskich. Dla załogi Ye Olde Pub miał to być pierwszy lot bojowy, przydzielono więc jej miejsce na końcu formacji, gdzie niedoświadczeni piloci nie mogli narobić bałaganu w szyku. Niestety, pozycja ta należała do najniebezpieczniejszych, bo najchętniej atakowanych przez niemieckich myśliwców – nazywano ją „trumiennym zakątkiem”...

Czytaj też: Zemsta pilota na gestapo

I stało się. Na wysokości ponad 8 tys. m celny pocisk z działa przeciwlotniczego trafił w dziób samolotu, oderwał pleksiglasową osłonę, zniszczył jeden i uszkodził drugi silnik bombowca. Dowódca załogi podporucznik Charles L. Brown, zwany Charliem, zawrócił zwalniającą maszynę, mając nadzieję, że uda mu się samotnie dotrzeć do Anglii. Niemieccy myśliwcy wypatrzyli jednak ofiarę i rozpoczęli trwający ponad dziesięć minut atak. Bombowiec, uzbrojony w 13 ciężkich karabinów maszynowych, bronił się dzielnie, ale gdyby nie mocna konstrukcja, z której zresztą słynął B-17, nie przetrwałby ataku. Myśliwce podziurawiły samolot, pociski wyłączyły jeszcze jeden silnik, zniszczyły instalację elektryczną i tlenową, zabiły tylnego strzelca i raniły trzech innych lotników. Załoga rozważała skok na spadochronach, ale jeden z rannych otrzymał postrzał w nogę, lotnicy postanowili więc nie zostawiać kolegi na pewną śmierć i spróbować doprowadzić samolot na przyjazne lotnisko.

Czytaj też: Asy przestworzy

Szlachetnie, czyli wbrew regulaminowi

W tym czasie niemiecki as myśliwski Franz Stigler, weteran walk w Afryce, uzupełniał po walce paliwo i amunicję przed kolejnym lotem. Mechanicy ostrzegli go, że w chłodnicy jego Bf-109 znajduje się amerykański pocisk. Stigler machnął na to ręką i wystartował do kolejnej walki. Niemiecki pilot dostrzegł chwiejnie lecącą latającą fortecę. Załoga nie strzelała, bo po zniszczeniu instalacji, w temperaturze -60 st. C, większość karabinów zamarzła.

Stiegler zbliżył się i zobaczył poszatkowany, ledwie trzymający się w powietrzu samolot i rannych na jego pokładzie. Wbrew procedurze i odrzucając łatwe zwycięstwo, postanowił nie strzelać. Podleciał tak, by pilot bombowca go zobaczył, i zaczął sygnalizować, by amerykański bombowiec poleciał za nim na niemieckie lotnisko.

Brown nie zrozumiał lub udawał, że nie rozumie, i kontynuował lot do Anglii. Stigler zaczął mu wskazywać kierunek do neutralnej Szwecji, gdzie co prawda załoga zostałaby internowana, ale mogła bezpiecznie lądować, ale Brown nadal nie reagował. Stigler wiedział, że w takiej sytuacji ma nie tylko prawo, ale i obowiązek strzelać, ale zamiast tego zajął pozycję blisko wrogiego bombowca, by artyleria przeciwlotnicza nie mogła otworzyć ognia, odprowadził go nad morze, zasalutował i odleciał do bazy. Ye Olde Pub szczęśliwie dotarł do Anglii, gdzie wylądował na trójkątnym pasie bazy RAF w Mundham. Kiedy opowiedział o dziwnym zdarzeniu, przełożeni zabronili mu powtarzać komukolwiek historię o rycerskim Niemcu. Stigler, któremu za ten akt człowieczeństwa groził sąd wojenny, również zachował milczenie.

Brown i Stigler przeżyli wojnę, spotkali się jednak dopiero w 1990 r. i zostali przyjaciółmi aż do śmierci; obaj zmarli w 2008 r.

Czytaj też: Jak John F. Kennedy wypłynął w polityce

Szczęśliwa trzynastka

Na koniec polski akcent – kapitan Bolesław Gładych, as myśliwski z 14 zwycięstwami na koncie (zasłynął nie tylko jako „Mike Killer”, jak nazwali go amerykańscy koledzy, ale też jako pilot, który o mało co nie zestrzelił nad Anglią samolotu z... Winstonem Churchillem na pokładzie), aż trzy razy miał podobną przygodę z niemieckim myśliwcem z wymalowaną na kadłubie liczbą 13. Po wojnie okazało się, że był to Georg-Peter Eder, słynny as znany również z tego, że nigdy nie atakował uszkodzonych samolotów wroga. Jak się okazuje, w każdych okolicznościach można pozostać człowiekiem.

Czytaj też: Fronty peryferyjne II wojny światowej

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną