Klasyki Polityki

Rozkosze zieeeewania

Ziewanie jest bardzo rozpowszechnione w świecie kręgowców. Ziewanie jest bardzo rozpowszechnione w świecie kręgowców. Corbis
Ziewanie podczas zebrania lub wykładu wcale nie musi oznaczać znudzenia. Być może po prostu chłodzimy nasze przegrzane mózgi.

Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w sierpniu 2007 r.

Otwieramy szeroko usta, przechylamy głowę do tyłu, przymrużamy lub zamykamy oczy (często łzawią) i robimy głęboki wdech – ziewamy. Często jeszcze z dodatkowym przeciąganiem się, ale – co charakterystyczne – głównie rano, po obudzeniu się. Wieczorem nie mamy raczej ochoty na wygibasy. Kiedy ziewamy, wzrasta ciśnienie krwi, serce bije szybciej, rozciągamy różne grupy mięśni. Udane, pełne ziewnięcie jest też najwidoczniej przyjemnym doświadczeniem, porównywanym nawet z orgazmem i skutecznym kichnięciem (wystarczy przypomnieć sobie naszych przodków zażywających tabakę).

Robert R. Provine, profesor psychologii na University of Maryland w USA i jeden z głównych specjalistów od ziewania, przyjrzał się temu procesowi dokładniej. Ziewanie trwa przeciętnie 6 sekund i często występuje napadowo – jedno za drugim. Do pełni szczęścia konieczne jest szerokie otwarcie ust.

Ziewanie jest bardzo rozpowszechnione w świecie kręgowców. Ziewają nie tylko hipopotamy i tygrysy, ale również węże i sowy. Człowiek zaczyna już w życiu płodowym – pierwsze ziewnięcia obserwuje się już w 12 tygodniu życia. To zjawisko musi czy też musiało zatem pełnić ważne funkcje. W czasach, kiedy szykujemy się do załogowego lotu na Marsa, wciąż nie wiemy jakie.

Sprawka diabła

Dawniej wszystko było prostsze. Ziewaliśmy, bo nasza dusza chciała wydostać się z ciała. Wierzyli w to starożytni Grecy i Majowie. Mogło też być odwrotnie: ziewanie wywoływał diabeł, żeby wpuścić przez otwarte usta złego ducha. Aby temu zapobiec, zakrywaliśmy podczas ziewania usta, co zresztą zostało nam do dzisiaj. W czasach nowożytnych poszukiwano racjonalnych wyjaśnień. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych było „ziewanie dla dotlenienia”. Uważano, że niedobór tlenu we krwi i nadmiar dwutlenku węgla są bodźcami wywołującymi to złożone zjawisko. W 1987 r. sprawdzono tę hipotezę, podając ochotnikom do oddychania powietrze z zawartością 3 lub 5 proc. dwutlenku węgla (normalnie w powietrzu atmosferycznym stężenie to wynosi ok. 0,03 proc.), a potem czysty tlen. Dwutlenek węgla w większej dawce nie wywoływał ziewania, a czysty tlen go nie hamował. Hipoteza okazała się błędna.

Inna teoria wiąże ziewanie z koniecznością stabilizacji ciśnień po obu stronach błony bębenkowej. Osoby, które często podróżują samolotem, znają uczucie lekkiego głuchnięcia podczas startu i lądowania. Trzeba wtedy mocno otworzyć usta (najlepiej ziewnąć), potem odczuwamy wyraźny trzask w uchu i słyszymy lepiej. Ziewanie może nam być też w jakiś sposób niezbędne do płynnego przejścia ze snu w czuwanie i odwrotnie. Wyjaśniałoby to włączanie się tego złożonego programu po obudzeniu i przed pójściem spać. „Stany przejściowe” związane z ziewaniem to nie tylko sen i czuwanie. Zachowujemy się podobnie przy wzmożeniu uwagi lub jej osłabieniu (nuda), przed „atakiem” lub „ucieczką”, krótko mówiąc, pomiędzy jednym stanem aktywności a drugim. Przykładem są sportowcy, którzy ziewają tuż przed startem w zawodach olimpijskich, drapieżne koty szykujące się w ten sposób do ataku czy spadochroniarze, którzy swój skok rozpoczynają szerokim ziewnięciem. Wyjaśnień fizjologicznych ziewania, związanych z jakąś korzyścią dla naszego organizmu, jest zresztą więcej. Żadne z nich nie tłumaczy jednak jego powszechnej i olbrzymiej zaraźliwości.

Epidemia otwartych ust

„Człowiek jest zwierzęciem społecznym” – pisał Arystoteles i za nim Cyceron. Zgadzają się z nimi psychologowie społeczni. Człowiek wyróżnia się nie tylko samoświadomością, ale i ogromną zdolnością do empatii, która jest podstawą tworzenia związków społecznych. Jak się jednak okazuje, w tych empatycznych zdolnościach nie jesteśmy osamotnieni. Uważa się, że w szczątkowej formie występuje ona również u dorosłych szympansów. I tylko te dwa gatunki: człowiek oraz szympans, są zdolne do ziewania zaraźliwego.

Prof. Provine w serii prostych, ale pomysłowych eksperymentów opisanych w 2005 r. w „American Scientist” pokazywał studentom 5-minutowy film wideo z nagranym ziewającym mężczyzną. Ponad połowa badanych zaczynała ziewać w ciągu następnych 5 min. Siła tego przekazu była tak duża, że nie miało znaczenia, czy obraz oglądany jest do góry nogami, z prawej czy z lewej strony, w kolorze czy czarno-biały, jako cały film lub po prostu stop-klatka. Wydawało się, że głównym bodźcem wywołującym ziewanie będą szeroko otwarte usta. Ku zaskoczeniu eksperymentatorów ziewająca twarz z zakrytymi ustami była tak samo zaraźliwa jak ta sama twarz odsłonięta. Zatem zasłanianie ust po to, aby nie wywołać kompromitującego łańcucha ziewania na zebraniu, nic nie da. Ta sama sztuczka działa również na szympansy. Dwaj japońscy badacze – Masako Myowa-Yamakoshi i Tetsuro Matsuzawa oraz Brytyjczyk James Anderson pokazywali sześciu dorosłym samicom film z ich ziewającymi krewniakami, wywołując na widowni prawdziwą epidemię szympansiego ziewania współgrającą z tym, co działo się na ekranie.

Prof. Provine zbadał wpływ samego czytania o ziewaniu na jego zaraźliwość. Okazało się, że w ciągu pięciu minut od lektury artykułu na ten temat ziewnęło (przynajmniej raz) lub miało ochotę na ziewanie około 75 proc. uczestników badania. Tekst o czkawce wywołał analogiczną odpowiedź tylko u 11 proc. osób.

Idziemy spać

Co sprawia, że ziewanie jest zaraźliwe? Jedna z hipotez zakłada, że w ten sposób synchronizujemy zachowanie całej grupy i stanów psychicznych jej poszczególnych członków. Dawniej, w przebiegu ewolucji człowieka, miało to – według zwolenników tej teorii – większe znaczenie. Byłby to więc komunikat w rodzaju: „A teraz drodzy współmieszkańcy jaskini wszyscy idziemy spać”. Wyjaśniałoby to w pewnej mierze związek ziewania ze spaniem. Podłożem tego rodzaju wbudowanego programu miałyby być neurony lustrzane (opisane m.in. w artykule Marcina Rotkiewicza „Czuła bruzda”, „Polityka” 16). Są to takie komórki w mózgu, które uaktywniają się zarówno w momencie podejmowania przez nas jakiejś czynności, jak i obserwacji takiej samej aktywności, wykonywanej przez kogoś innego.

Inną, bardziej udokumentowaną teorię przedstawił Steven M. Platek, profesor psychologii z Drexel University, publikując wyniki swoich badań w „Cognitive Brain Research”. Nieoceniony okazał się funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI), bez którego psychologowie poznawczy nie potrafią się już obejść. Dzięki niemu można badać nie tylko strukturę anatomiczną mózgu, ale aktywność poszczególnych jego obszarów podczas wykonywania zadanej czynności. Kiedy ziewamy, uaktywnia się szczególnie tylna część zakrętu obręczy oraz przedklinek. Te obszary kory mózgowej nie mają nic wspólnego z neuronami lustrzanymi, ale są odpowiedzialne m.in. za identyfikację słów opisujących nas samych, przypominanie wydarzeń z naszego życia oraz powstawanie tzw. teorii umysłu.

To ostatnie pojęcie jest niezwykle ważne dla samej empatii. Teoria umysłu zakłada, że inni ludzie mają swoje własne umysły, które są różne od naszych, żywią różne (również odmienne od naszych) przekonania, mają inne intencje, pożądają innych rzeczy. Nie jest to takie oczywiste dla chorych na schizofrenię czy autyzm. Prof. Platek zauważył, że u osób o schizotypowym typie osobowości (poza innymi problemami wykazują one ograniczoną zdolność do odczuwania i przewidywania, co inne osoby zamierzają zrobić, czego pragną lub co wiedzą) zdolność do zaraźliwego ziewania jest wyraźnie ograniczona. Być może – jak twierdzi Steven M. Platek – ziewanie zaraźliwe jest wyrazem prymitywnej, pierwotnej i nieświadomej formy empatii, na bazie której powstają bardziej złożone, świadome procesy. Nasze zwykłe, codzienne ziewanie pełni zatem według tej teorii ważną rolę i dotyczy jednej z najbardziej ludzkich cech. Zarażam się ziewaniem, więc jestem człowiekiem lub... szympansem.

Przegrzanie mózgu

Zupełnie inną, nawiązującą do przyczyn fizjologicznych teorię ziewania przedstawili na łamach styczniowego wydania „Evolutionary Psychology” dwaj amerykańscy psychologowie ze State University of New York – Andrew i Gordon Gallupowie. W pierwszym eksperymencie uczestników badania podzielono na dwie grupy – jedna miała oddychać przez usta, druga przez nos. Za każdym razem, wykorzystując nagranie wideo, wywoływano u nich ziewanie. Wśród oddychających przez usta udało się zarazić blisko połowę grupy, w drugiej (oddychającej przez nos) już żadnego. W innym eksperymencie przykładano do czoła ciepły lub zimny okład. W pierwszym przypadku częstość ziewania wynosiła 41 proc., w drugim tylko 9. Według badaczy takie wyniki wyjaśnia „chłodząca” funkcja ziewania, które – podobnie jak przyłożenie do czoła lodu i oddychanie przez nos – obniża temperaturę mózgu.

Dzieje się tak dzięki zwiększonej objętości krwi wpływającej do jamy czaszki działającej jak radiator odprowadzający zgromadzone tam ciepło. Utrzymywanie stałej temperatury mózgu ma z kolei sprzyjać efektywności jego pracy i utrzymaniu uwagi. Taki też komunikat – według Andrew i Gordona Gallupów – wysyłamy do naszych bliźnich: „Uwaga Panie i Panowie, nie śpimy, tylko ziewamy, chłodzimy mózgi i pracujemy dalej w skupieniu”.

Nie ma jednej obowiązującej teorii tłumaczącej, dlaczego ziewamy. Być może jest tak, że wszystkie opisane zjawiska są wtórne wobec pierwotnej funkcji ziewania, którą może być np. modelowanie stawu skroniowo-żuchwowego w trakcie rozwoju zarodkowego. Niewykluczone, że zanim poznamy ostateczną odpowiedź, dolecimy jednak wcześniej na Marsa.

Autor jest lekarzem, dziennikarzem, redaktorem pisma „Lekarz Rodzinny”.

Zaskakujące

• U niewielkiej liczby osób przyjmujących leki przeciwdepresyjne, klomipraminę lub fluoksetynę, podczas ziewania występuje orgazm.
• Wiele osób z porażeniem jednej strony ciała w wyniku udaru mózgu podnosi i opuszcza sparaliżowane ramię w momencie ziewania.
• Poza ziewaniem zaraźliwy jest też śmiech. Wiedzą o tym najlepiej twórcy sitcomów.
• Świadomość, że jest się obserwowanym (np. nagrywanym), hamuje zaraźliwe ziewanie. To samo dotyczy też czkawki. Jeśli chcemy pomóc, podejdźmy do czkającej osoby z dyktafonem.
• U niektórych małp występuje pseudoziewanie, które jest sygnałem złych zamiarów. Gdy osobnik alfa szeroko otwiera paszczę, pokazuje groźne zęby i przekazuje sygnał: „Uwaga, jestem mocny i groźny, lepiej mi się podporządkujcie”.

Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną