Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Minister środowiska mówi o „nadmiernej wrażliwości w ochronie zwierząt”

Pretekstu do wypowiedzi ministra dostarczył jeden z uczestników konwentyklu, radny powiatu, rozpoczynając rozmowę o polowaniach na dziki. Pretekstu do wypowiedzi ministra dostarczył jeden z uczestników konwentyklu, radny powiatu, rozpoczynając rozmowę o polowaniach na dziki. vlod007 / Flickr CC by 2.0
Wrażliwość, jak wiadomo, tylko przeszkadza w życiu i działaniu. Poprzedni minister musiał wycofać decyzję o odstrzale chronionych prawnie łosi, bo kłóciła się ona z wrażliwością prezesa Kaczyńskiego.

Minister Henryk Kowalczyk dał właśnie popis, jak na szefa resortu środowiska przystało. Otóż podczas spotkania z mieszkańcami Mławy, zorganizowanego przez lokalny PiS, wyłożył otwarcie filozofię sprawowania urzędu. Pretekst dostarczył jeden z uczestników konwentyklu, radny powiatu, rozpoczynając rozmowę o polowaniach na dziki, zagrażające zapewne bezpieczeństwu Mławy. Radny dziękował ministrowi za umożliwienie polowań na te zwierzęta bez względu na okres ochronny (fachowo nazywa się to zdjęciem okresu ochronnego). Dzik to wróg, wolno strzelać nawet do loch z młodymi, a pewnie i do warchlaków. Ale jak się rozprawić z pozostałymi zwierzętami? – pytał radny.

Czytaj także: Myśliwi na celowniku

Wrażliwość ministra, wrażliwość prezesa

Na te słowa dumny z siebie minister z wzruszającą i niebywałą szczerością wyznał, że „zwierzęta to trudny problem, bo żyjemy w czasach nadmiernej wrażliwości w ich ochronie”. Wrażliwość, jak wiadomo, tylko przeszkadza w życiu i działaniu. A zwłaszcza wrażliwość na cierpienie i ochronę zwierząt jest szkodliwa.

Na przykład taki minister Szyszko, który wydał zgodę na odstrzał chronionych prawnie łosi, musiał się z decyzji wycofać, bo kłóciła się z wrażliwością prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który w sprawie łosi skutecznie interweniował. Tymczasem zwierząt chronionych, które przeszkadzają ludziom, a zwłaszcza ministrowi w pełnieniu urzędu, jest – jak się okazuje – sporo. Poza wspomnianymi łosiami są przecież bobry, żubry, żurawie, no i wilki. Wilki też czekają w kolejce, a nawet się doczekały – tu minister przytoczył niedawne zdarzenie, atak wilka w Bieszczadach. Wszystkiego tego tałatajstwa trzeba by się pozbyć z terytorium Polski, póki PiS jest przy władzy. Wtedy dopiero życie będzie proste i przyjemne.

Pozbyć się, ale jak? Minister Kowalczyk, pomny doświadczeń poprzednika, wyznał, że aby zwalczyć cały ten zwierzostan, trzeba się uciekać do fortelu. Bo gdyby jego urząd pozwolił strzelać do wszystkiego, co się rusza, czyli zrezygnował z ochrony gatunkowej w Polsce (co jest pewnie marzeniem ministra), naraziłby się na konflikt z całą Europą, a może i z prezesem Kaczyńskim. Ze względu na jego nadmierną wrażliwość w kwestii zwierząt, oczywiście.

Jak minister chciałby pozbyć się zwierząt?

I tu minister mógł rozwinąć inicjatywę. Pomysł jest taki, żeby pozbywać się zwierząt po cichu, chyłkiem, krok po kroku, ale skutecznie. Dlatego on i jego resort wprowadził zasadę i wydał stosowne polecenia regionalnym dyrekcjom ochrony środowiska, żeby te bez zastrzeżeń zgadzały się na odstrzał zwierząt chronionych, jeśli zwierzę komukolwiek przeszkadza. Darz bór! Nie ma się co patyczkować, na ramię broń i pozbyć się intruza. W ten sposób – wymyślił minister – wytłuczemy wszystko, co chodzi w naszych lasach, na polach i łąkach, co się unosi w powietrzu i pływa w wodzie. Jakiż to będzie sukces PiS! A w dodatku nikt nie zauważy, że znikły gatunki chronione w Polsce, Europa się na tym fortelu nie pozna. Ani prezes Kaczyński. Tak osiągniemy zwycięstwo nad przyrodą i środowiskiem. Zwłaszcza minister personalnie się zasłuży.

Pewnie Henryk Kowalczyk sądził, że skoro jest między swoimi, to jego genialny pomysł nie wycieknie poza zgromadzenie. Nie przewidział widocznie, że dziennikarze portalu NaszaMlawa.pl okażą czujność, wyciągając go na światło dzienne.

Czerwona kartka dla ministra Kowalczyka

Panie Ministrze, nie dosyć, że pan lekceważy prawo, to jeszcze nakłania pan urzędników podległych ministerstwu do jego naruszania. Namawia pan do oszustwa, do dewastacji środowiska, choć z wysokości swego urzędu ma pan obowiązek je chronić. Namawia pan wreszcie do oszukiwania swojego szefa, prezesa Kaczyńskiego. Czy tak się pan odwdzięcza za to, że usadził pana na ministerialnym stołku? Czy sądzi pan, że prezes stracił kontakt z rzeczywistością i nie zauważy, że żaden żubr, łoś czy bóbr już w Polsce nie pozostał? To wprost nie do wiary, że urzędnik państwowy, opłacany przez podatnika, wpadł na pomysł, jak tego podatnika (oraz suwerena) oszukać, jak działać na jego szkodę, uśmiechając się przy tym dobrotliwie i odgrywając komedię. W dodatku mówi pan głośno, że omijanie prawa to szczytny cel działania resortu.

Za to wszystko, Panie Ministrze, należy się Panu czerwona kartka! Powinien Pan natychmiast zejść z boiska. Mam nadzieję, że sędzia główny, prezes Kaczyński, nie zlekceważy pańskiego faulu. I że żaden system VAR nie jest tu potrzebny.

Czytaj także: Jakie będą losy ustawy o zakazie hodowli zwierząt futerkowych

Reklama
Reklama