Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie pojechał do Brukseli, by bronić swojego rządu przed oskarżeniami o łamanie w Polsce praworządności i fundamentalnej w demokracji zasady niezależności sądownictwa. Na publicznym wysłuchaniu przed komisją Parlamentu Europejskiego rządu RP nie reprezentował w efekcie nikt.
Czytaj też: Polska dalej gra z TSUE na zwłokę
Albo stchórzył, albo idzie w zaparte
Przyczyny nieobecności ministra mogą być dwie. Albo Zbigniew Ziobro nie ma argumentów na swą obronę (bo to przecież on forsuje plan osłabienia pozycji sądów i sędziów w Polsce) i w obawie przed kompromitacją zwyczajnie stchórzył. Albo minister sprawiedliwości rządu PiS ma Parlament Europejski, by tak rzec, gdzieś. I ekipa PiS próbuje w tej kwestii nadal iść w zaparte.
Nie bez powodu wypowiadający się eurodeputowani z PiS próbowali zwekslować przesłuchanie na kwestię... dopuszczalności aborcji (Marek Jurek) lub dumy narodowej i win poprzednich ekip rządzących w kwestiach emerytalnych (Jadwiga Wiśniewska).
Czytaj też: Czy Trybunał Sprawiedliwości może oceniać polskie sądownictwo
Wykład Timmermansa
Znamienny – i symboliczny – był miniwykład, jakiego kolejny raz udzielił rządowi w Warszawie wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Przypomniał rzecz podstawową – o której, zdawałoby się, wstyd nie wiedzieć. Otóż Unia – jak żadna inna organizacja międzynarodowa – zabezpieczyła obywateli krajów członkowskich przed uzurpatorskimi zakusami władz tych państw. W tym celu wprowadziła zasadę jednolitości stosowania prawa europejskiego, a na jej straży postawiła m.in. Trybunał Sprawiedliwości UE oraz inne procedury przed organami Unii. I właśnie ten mechanizm zadziałał wobec Warszawy, gdy pojawiły się obawy o zamiar zdominowania sądownictwa w Polsce przez ekipę PiS. Równocześnie, co też charakterystyczne, nie próbowała ona skorzystać z funkcjonujących z powodzeniem w Unii rozmaitych procedur koncyliacyjnych.
Wymowna była wreszcie skierowana do europarlamentarzystów z PiS sugestia (a może ostrzeżenie i przytyk), by zwrócili uwagę, że nadzwyczaj ochoczo wspierają ich teraz akurat ci deputowani z innych krajów, którzy znani są jako sympatycy Władimira Putina.
Czytaj też: Czy Polska podda się orzeczeniu unijnego Trybunału
Czas na ostrzejszą reakcję?
Szczęśliwie nie zabrakło merytorycznego głosu niezależnej polskiej instytucji – a mianowicie rzecznika praw obywatelskich. Adam Bodnar punkt po punkcie opisał zagrożenia dla niezależności sądów i niezawisłości sędziów. I zwrócił uwagę, jakie mogą one mieć skutki dla przestrzegania praw i wolności każdego obywatela.
Trudno się dziwić, że ciała monitujące rozwój wypadków – tak krajowe (Helsińska Fundacja Praw Człowieka), jak międzynarodowe (m.in. Komisja Wenecka i Europejska Sieć Rad Sądownictwa) – przekonują mniej lub bardziej wprost: sytuacja jest kryzysowa. A skoro Warszawa nie zamierza poważnie rozmawiać o rozwiązaniu tego kryzysu, to czas na ostrzejszą reakcję Unii.
Czytaj też: Przypominamy władzy na czym polega członkostwo w Unii