Bimbając na smog, państwo naruszyło dobra osobiste Grażyny Wolszczak. Skarb państwa musi więc wpłacić 5 tys. zł zadośćuczynienia na konto organizacji charytatywnej wskazanej przez aktorkę – fundacji onkologicznej Unicorn z Krakowa. Wyrok nie jest prawomocny, niemniej zyskał znaczny rozgłos. W sądzie rejonowym w Warszawie aktorkę reprezentował radca prawny Radosław Górski. Poszukuje osób chętnych do dołączenia do kolejnego pozwu, tym razem zbiorowego.
Dlaczego znosić dziadowską jakość
Po tym wyroku będzie odrobinkę trudniej rządzić Polską. I dobrze. Grażyny Wolszczak nie zadowoliły wieloletnie okołosmogowe kity rządzących. Dlaczegóż więc obywatele mniej znani i ustosunkowani mają dalej znosić dziadowską jakość innych usług publicznych? Pora wreszcie skutecznie obniżyć próg tolerancji dla problemów tak długo nierozwiązywalnych, że aż legendarnych: paradoksów służby zdrowia, brudu w pociągach, opryskliwości urzędników. Każdy może tu coś dodać według wrażliwości i doświadczeń.
Nie wszystko da się załatwić pozwami, przy czym akurat one mogą służyć jako narzędzie dyscyplinujące i mobilizujące polityków. Owszem, skarb państwa to nasze wspólne pieniądze, ewentualne powodzenie masowych pozwów nie cieszy. Ale każdy wyrok uznający niedomagania państwa, a jego pracami kierują przecież politycy, to namacalny dowód na to, że politycy coś sknocili i nie powinni być z siebie zadowoleni.
Czytaj też: Dlaczego jesteśmy zakładnikami węgla
Wszystko jest polityką
Nie podniesie się jakości usług publicznych bez nadania im wagi politycznej. Tak potoczyły się losy smogu. Przecież nie zaczął się wczoraj. Jednocześnie zbierała się masa krytyczna. Działalność aktywistów podniosła świadomość społeczną, okazało się, że zimą górskie uzdrowiska nie muszą pachnąć paloną oponą. Zmieniał się kontekst międzynarodowy, nasilił się lęk przed zmianami klimatu, narastał kryzys smogowy w Chinach, swoje dorzucił biznes, który zarobi na odejściu o węgla. I nagle smog stał się rzeczą arcypolityczną.
Idąc tropem tego mechanizmu: dziwne, że jeszcze żadna partia polityczna – zobaczymy, czy zmieni się to przy okazji najbliższych wyborów parlamentarnych – nie dostrzegła potencjału wyborczego tkwiącego w poprawieniu działania urzędników. Polskie dziadostwo nie zawsze wynika z braku pieniędzy. Często to wynik marnej organizacji i komunikacji w urzędach i instytucjach różnych szczebli. Fatalnych procedur, kultu pieczątki, spychologii i zrozumiałych w tych warunkach strachu i frustracji.
Czytaj też: Smog zabija. Raport o zanieczyszczeniu środowiska
Zasługujemy na to, żeby było porządnie
I sądząc po naszych reakcjach, nam obywatelom to w zasadzie pasuje, pozwalamy, żeby tak się sobie toczyło. Kto się buntuje, ten wychodzi na pieniacza i wariata. Nie wypracowaliśmy jeszcze skryptu, jak się o swoje prawa w urzędzie lub sądzie skutecznie upomnieć. Bierzemy za dobrą monetę argument krótkiej kołdry, objaśniającej niemożność. Kupujemy narzekania na przerost aparatu urzędniczego. Tym o poglądach bardziej liberalnych miło gra obietnica taniego państwa. Tym o prawicowych skłonnościach wystarczy opowiastka o państwie silnym. Także albo cięcia aparatu, albo muskuł wymiaru sprawiedliwości. Tertium non datur.
Jakoś nie przebijają się ci, którzy mają propozycję, jak sprawić, by państwo i samorząd były po prostu porządne. A na nie wszyscy zasługujemy.
Czytaj też: Program „Czyste powietrze” upadnie?