Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Habemus Hołowniam!

Szymon Hołownia na Open Eyes Economy Summit w Krakowie Szymon Hołownia na Open Eyes Economy Summit w Krakowie Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Ewangeliczne posłanie Hołowni, które denerwuje w formacie inauguracji kampanii, świetnie sprawdziłoby się – piszę to bez ironii – na ambonie czy w przykościelnej salce.

Nie jestem ekspertem od Szymona Hołowni. O tym, że prowadzi jakiś rozrywkowy program w TVN (kojarzyłem go raczej z tematyką religijną), dowiedziałem się wtedy, kiedy postanowił z niego zrezygnować. Nie czytałem żadnej jego książki. Sporadycznie w „Tygodniku Powszechnym” czy na Facebooku czytałem jego felietony w sprawach bieżących. Zainteresował mnie, gdy okazało się, że na serio planuje wystartować w wyborach prezydenckich. Moje wrażenia są siłą rzeczy dość powierzchowne i raczej świeżej daty. Jak większości wyborców w kampanii.

Sympatyczny fundamentalista religijny

Pierwsze brawa Hołownia dostał za słowa o rozdziale Kościoła od państwa. Symptomatyczne. Czy to znaczy, że katecheza wróci do salek parafialnych, a państwo przestanie finansować inicjatywy czysto religijne? Tego się nie dowiedzieliśmy. Hołownia uważa in vitro za metodę nieetyczną, jest przeciwnikiem związków partnerskich, zawetowałby prawo liberalizujące obowiązującą w Polsce restrykcyjną ustawę antyaborcyjną (która i tak jest fikcją). Pytanie, jak zareagowałby na całkiem prawdopodobne jej zaostrzenie?

Hołownia mówi w niedawno wydanej książce, że „nikogo nie można karać za orientację seksualną czy prześladować”, ale dodaje zaraz o osobach homoseksualnych: „Mogę powiedzieć, że sposób, jaki oni wybrali na życie, jest zły, i mogę przedstawić argumenty za tym, ale zrobię to, jeśli ktoś mnie zapyta o zdanie i jeżeli będzie to mnie w jakiś sposób dotyczyło, to zabiorę głos”.

Trudno nie uznać, że to postawa co najmniej schizofreniczna, a uznanie homoseksualizmu samego w sobie za „zły” stawia Hołownię w jednym szeregu z sympatycznymi fundamentalistami religijnymi w rodzaju Tomasza Terlikowskiego czy Marka Jurka.

Czytaj także: Hołownia, „stróż wspólnoty”

Na pewne emocje w Polsce nie ma miejsca

W Polsce jest wielu wpływowych i ciekawych ludzi, którzy lokują swoje sympatie polityczne między PO a PiS, umiarkowanych konserwatystów o silnym państwowym etosie. Są nieliczne, ale opiniotwórcze media czy stowarzyszenia katolickie, których wizja świata stoi na antypodach tego, co głosi ojciec Rydzyk i dominujący nurt polskiego episkopatu.

Jednak wszystkie tego typu inicjatywy: Polska XXI, Polska Jest Najważniejsza, Polska Razem, ludzie od Dutkiewicza, przez Rokitę, Ujazdowskiego czy Gowina ponosili klęskę za klęską. Okazało się, że na ich emocje, abstrahujące od silnej polaryzacji, po prostu nie ma w Polsce miejsca.

Jan Hartman: Hołownia namiesza

Katolicki głos w Twoim domu

Na inauguracji kampanii w Gdańsku widziałem kolejnego po Biedroniu kandydata, który wygłasza kazanie, a przy tym sprawia wrażenie, że lubi słuchać swojego głosu. Po stronie minusów Hołowni zapisałbym to, że promieniuje zadowoleniem z siebie. Ale gdyby narcyzm i arogancja miały skreślać z polityki, musielibyśmy zamknąć Sejm z braku posłów.

Po stronie plusów stoją niewątpliwie wygadanie oraz wiarygodność głoszonej homilii. Stworzenie fundacji pomagającej najsłabszym – i to na świecie, a nie w Polsce – krytyka kompromitujących uwikłań Kościoła katolickiego, chęć przełamania obowiązujących podziałów – tu Hołownia jako publicysta, autor i medialny celebryta położył liczne zasługi. Na kontrze do bezbarwnych polityków z Wiejskiej, biegających między telewizyjnym studiem a Sejmem, za jego słowami stoją czyny.

To właśnie starający się trafić do polskich katolików głos sumienia wydaje mi się najciekawszy i najbardziej wiarygodny. Głos reformatorski, który, co ciekawe, wcale nie jest jednoznacznie „progresywny”.

Czytaj także: Jak wybory prezydenckie zmieniają partie

Hołownia na ambonę

Polskiemu katolicyzmowi przydałoby się odrodzenie, oderwanie od hierarchii, odrobina protestanckiego fermentu bez odcinania się od tradycji i wrażenia pogoni za „nowinkami”, które na wielu muszą działać jak płachta na byka.

Dobrze brzmiące ogólniki o rozdziale Kościoła od państwa i potrzebie budowy wspólnoty znikną gdzieś w toku kampanii niepoparte konkretami. A ewangeliczne posłanie Hołowni, które denerwuje w formacie inauguracji kampanii, świetnie sprawdziłoby się – piszę to bez ironii – na ambonie czy w przykościelnej salce.

Trochę szkoda, że Hołownia porzucił w swoim czasie plany wstąpienia do zakonu, byłby z pewnością bardzo ciekawym głosem wewnątrz kościelnej hierarchii.

Czytaj także: Kto z kim dogada się na Wiejskiej

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną