Pan Grodzki zaprosił do Polski Komisję Wenecką (KW, nie mylić z komitetami wojewódzkimi PZPR; ich odpowiednikami są lokalne struktury PiS). Nikt z rządu nie zdecydował się z nią spotkać. To jednak nie znaczy, że rząd był bezczynny w kontaktach z „Wenecjanami”. Pan Warchoł, dr habilitowany nauk prawnych i wiceminister sprawiedliwości, poinformował KW, że „mając na uwadze jednoznaczne postanowienia polskiej konstytucji i z troski o autorytet Komisji jako organu bezstronnego, apolitycznego i działającego na podstawie i w granicach prawa, jesteśmy zmuszeni uznać wizytę przedstawicieli Komisji jako nieoficjalną i nieformalną, a wszelkie państwa ustalenia czy opinie wydane na podstawie takiej nieoficjalnej wizyty – za dokumenty niemające charakteru oficjalnych opinii czy ustaleń Komisji Weneckiej”.
Czytaj także: Komisja Wenecka w Polsce, a rząd PiS ją ignoruje
Opinie Komisji Weneckiej
Troska p. Warchoła, skądinąd członka KW, o autorytet tego organu robi wrażenie. Niemniej trafił nie tyle kulą w płot, ile daleko od niego. Po pierwsze, polska ustawa zasadnicza nic nie mówi o Komisji Weneckiej, chyba że prawo europejskie uzna się za składnik konstytucji. To byłby jednak dość nieopatrzny krok ze strony p. Warchoła (może to prywatna opinia). Po drugie, sekretarz KW określił przedmiotową wizytę jako oficjalną, uznając, że p. Grodzki, reprezentant Senatu RP, miał prawo wystosować zaproszenie.