Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Awantura o debatę. Andrzej Duda boi się łatki tchórza

Andrzej Duda po powrocie z USA Andrzej Duda po powrocie z USA Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Sytuacja z debatą jest poważna – przynajmniej z punktu widzenia standardów demokracji. Ale w naszych warunkach niemal wszystko już uchodzi i niemal nic nie robi wrażenia.

Awantura o debatę prezydencką trwa. Jej rezultat może mieć niebagatelne znaczenie dla wyborów, tym bardziej że atmosfera staje się coraz gęstsza, a opinia publiczna jest coraz bardziej zainteresowana wynikiem toczącego się sporu. Ważny jest zarówno przebieg przyszłej debaty (jeśli w ogóle dojdzie do skutku), jak i sama batalia o jej organizację i formułę.

Obu kandydatom zależy przede wszystkim na tym, aby nie dać podstaw do oskarżeń o tchórzostwo – a takie oskarżenia już pod adresem Andrzeja Dudy padają. Dlatego Rafał Trzaskowski zapowiedział swój udział w planowanej w poniedziałek 6 lipca debacie w Końskich, organizowanej przez TVP w amerykańskim formacie „Town Hall Debate”, w którym pytania zadaje publiczność, a dziennikarz (w tej roli niezawodny Michał Adamczyk) jest tylko moderatorem.

Duda i pozory dobrej woli

Z kolei Andrzej Duda odmówił udziału w debacie przygotowywanej na czwartek 2 lipca przez liberalne media (TVN, Onet i Wp.pl), wymawiając się – niezbyt elegancko – innymi zobowiązaniami w ramach kampanii, a dla zatarcia tej oczywistej asymetrii w stosunku do swego rywala wystąpił z propozycją wynegocjowania jeszcze innej, trzeciej formuły. We wtorek w południe napisał na Twitterze: „Czas już skończyć z debatą o debacie. Debata powinna być dla wszystkich, a nie dla wybranych. Uważam, że trzy największe telewizje powinny się porozumieć, zrobić wspólnie debatę i doprosić inne media. To zakończy debatę o debacie, niepotrzebne spekulacje i wzajemne oskarżenia”.

Wpis Dudy z pewnością nie przetnie spekulacji, lecz tylko doda im animuszu. Widać, że Duda chce wziąć Trzaskowskiego pod włos, przejmując inicjatywę i pokazując pozory dobrej woli. Propozycja obliczona jest zapewne na to, żeby „trzy największe stacje” jednak się nie dogadały, za co TVP zrzuci winę na TVN. Mamy wszelkie podstawy tak przypuszczać, obserwując każdego dnia, jak zachowuje się telewizja publiczna, otwarcie agitująca na rzecz Dudy, i biorąc pod uwagę, jak wyglądała debata przed pierwszą turą, w oczywisty sposób nastawiona na dyskredytowanie Trzaskowskiego. Nie ma mowy o zaufaniu do TVP, a godząc się na udział w imprezie w Końskich, Trzaskowski miał pewność, że wkracza na teren wroga, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. A jednak nie miał wyjścia – oskarżenie o tchórzostwo i lekceważenie wyborców bardziej obciąża wizerunek kandydata niż (ewentualne) obliczone na wytrącenie go z równowagi zachowania podstawionych przez ludzi Kurskiego „mieszkańców”, zadających pytania kandydatom podczas kolejnej ustawki.

Może w ogóle nie będzie debaty?

Sytuacja jest poważna – przynajmniej z punktu widzenia standardów demokracji, jakie obowiązują na Zachodzie. W naszych warunkach jest jednak nieco inaczej – w Polsce 2020 niemal wszystko uchodzi i niemal nic już nie robi wrażenia na opinii publicznej. Podczas spotkania wyborczego w Tczewie Rafał Trzaskowski niemal wprost oskarżył TVP i Dudę, że debata przed pierwszą turą była ustawką, Duda znał pytania i miał przygotowane odpowiedzi. To bardzo ciężkie oskarżenie, po którym zarówno TVP, jak i sam Duda powinni wydać stanowcze oświadczenia. Skoro takich pełnych oburzenia dementi nie ma, skoro nikt nie pozywa Trzaskowskiego w trybie wyborczym z powodu oszczerstwa, należy uznać za bardzo mało prawdopodobne, że kandydat opozycji minął się z prawdą. Na Zachodzie taki stan rzeczy wywołałby ostry kryzys polityczny, a w Polsce wyłącznie od redaktorów dużych mediów zależy, czy zechcą „zrobić sprawę” z oskarżeń Trzaskowskiego, czy nie. A nie zechcą, bo są przekonani, że ludziom oszustwa władzy są już obojętne – jedni dawno już je zaakceptowali jako cenę za finansowe dobrodziejstwa, a inni uodpornili się na nie, nie mając innego wyjścia w kraju, gdzie niemożliwe są skandale, gdyż „skandalem” jest właściwie wszystko, co robi i mówi władza.

Nie wiemy, jak to wszystko się skończy. Sytuacja, w której Duda nie przyjdzie do studia w czwartek, uczyni z tego programu benefis Trzaskowskiego. Po takim solowym występie Trzaskowski będzie jechał na debatę w Końskich na białym koniu – łaskawie udzielając Dudzie prawa rewanżu po meczu oddanym walkowerem. Taki scenariusz jest dla sztabu Dudy nie do zaakceptowania. Dlatego należy się spodziewać, że w końcu nie dojdzie ani do debaty czwartkowej, ani poniedziałkowej. Może w ogóle nie będzie debaty?

Autorski pomysł na debatę wyborczą

Jednak w warunkach wyrównanej konkurencji, kiedy walczy się o każdy głos, debata jest sprawą kluczową. Obaj kandydaci mają prawo liczyć na to, że udana debata przesądzi o ich zwycięstwie, i obaj uważają się za lepszych retorów niż rywal. Ostatecznie zadecyduje pewnie Jarosław Kaczyński, który zagryza zęby i walczy o kontrolowany przez siebie urząd prezydencki mimo legendarnej już antypatii do Dudy. Rafał Trzaskowski nie ma tak wiele do powiedzenia, bo już postanowił być o pół kroku przed Dudą w otwartości na debatę. Nie może być tym, który powie w końcu: na takich warunkach, jakie proponuje PiS, w debacie udziału nie wezmę. Szantaż moralny jest możliwy w wykonaniu obu kandydatów, lecz Duda ma większe pole manewru.

Nikt mnie wprawdzie o zdanie nie pyta, ale myślę, że mam pomysł na rozwiązanie tej patowej sytuacji. Niech debatę zorganizuje TVP, lecz nie redakcja programów informacyjnych, tylko program TVP Kultura. W takim przypadku wprawdzie Duda i tak będzie zapewne znał pytania, lecz przynajmniej nie będą one tak idiotyczne jak podczas debaty przed pierwszą turą. TVP Kultura to jednak trochę inna kultura.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną