Na pierwszy rzut oka Series Mania to niewielki festiwal, trochę jak te w Zagrzebiu, Wilnie, Trieście czy Udine. Daleko jej do Cannes lub Wenecji, przypomina raczej dużą imprezę branżową, o której nie mówi się za często w kontekście festiwalowego sezonu. A jednak – siedmiodniowy event w Lille jest na radarze czołowych twórców i producentów, którzy kolektywnie dokładają do niego swoje cegiełki.
Czytaj też: „Dojrzewanie”, koszmar rodzica i nie tylko. Dlaczego ten serial tak wstrząsnął widzami
Serial znaczy fenomen
Jeszcze jakiś czas temu tego typu koncepcja byłaby nie do pomyślenia. Doświadczenie kinowe kojarzy nam się głównie z długim metrażem – wygodnie rozsiadamy się w fotelu, oczekujemy zamkniętej opowieści i wiemy, że światła zapalą się razem z napisami końcowymi. Seriale zwykliśmy oglądać przed ekranem telewizora lub laptopa. To rytuał, z którego Series Mania stara się nas niejako wyzwolić. Festiwal udowadnia, że nawet 20-minutowe epizody nadają się do oglądania w kinie.
Na festiwalowej mapie pojawiła się 15 lat temu, jest więc imprezą stosunkowo młodą, która wciąż szuka tożsamości. W Lille odbywa się dopiero od siedmiu lat. To przypominające Brukselę miasto wina, steków, naleśników, muli i tradycyjnego gulaszu „Carbonade Flamande”, którego gęsty sos bazuje na piwie. Nikt się tutaj nie spieszy, nawet gdy w mieście tętni festiwalowe życie.
Filmowe Forum
A przecież dziś w Lille, tak jak w Berlinie, podpisywane są największe serialowe kontrakty między dystrybutorami, producentami czy magnatami telewizyjnymi. To tu zjeżdżają specjaliści od PR, by przekonywać, że to ich serial zasługuje na miejsce w zakładce „Nowości” na Netflixie czy Maxie.
Tegorocznym przykładem takiej udanej promocji może być serial kryminalny „Rzeka odchodzących dusz” (na podstawie powieści Liz Moore) z Amandą Seyfried w roli głównej. Został sprzedany praktycznie na cały świat, a na polskiej platformie Max pojawił się już ostatniego dnia festiwalu. To pokazuje, z jakim wyprzedzeniem przygotowywane są plany promocji i toczone są rozmowy umożliwiające podpisanie stosownych umów – agenci muszą trzymać rękę na pulsie.
Pierwsze dni Series Manii poświęcone są właśnie interesom: umowom, spotkaniom dla branży, konferencjom i panelom dyskusyjnym. Dziennikarze nastawieni na pisanie recenzji i robienie wywiadów nie mają tam czego szukać, dla nich zarezerwowanych jest kilka ostatnich dni.
Tegoroczne Forum odwiedziły tłumy. Według statystyk Series Mania 2025 miała aż 4,6 tys. uczestników, od producentów po dziennikarzy, aktorów i twórców, o ponad 400 osób więcej w porównaniu do poprzedniej edycji – festiwal rośnie razem z popularnością seriali.
Czytaj też: Jan Englert dla „Polityki”: Już nie ma Polski. Przynajmniej takiej, o jakiej myśli PiS
Wielkie gwiazdy w małym mieście
Znane nazwiska na czerwonym dywanie sprzedają się od 1922 r. i nie wygląda na to, aby miało się to kiedykolwiek zmienić. Poza wspomnianą Amandą Seyfried na tegorocznej Series Manii pojawiła się Christina Hendricks („Mad Men”), Alain Chabat (tutejsza legenda, reżyser „Misji Kleopatry”) i Charlie Brooker, twórca kultowego „Czarnego lustra”. W trakcie swojego masterclass Brooker skupiał się na dotychczasowych częściach hitu, o najnowszym sezonie jedynie napomknął: jak zapewnił, nie brakuje w nim szalonych i nihilistycznych pomysłów.
Zatem na co z serialowych nowości warto czekać lub co powinniśmy czym prędzej nadrobić? Jeżeli komuś brakuje serialu w stylu „Mare z Easttown”, wspomniany kryminał z Seyfried może być strzałem w dziesiątkę. Intrygująca wydała się także inna produkcja (krytycy otrzymali dostęp do dwóch epizodów): „The Danish Woman” z Trine Dyrholm w roli głównej. Serial przybliża postać Ditte Jensen (Dyrholm), emerytowanej agentki jednostki szpiegowskiej, która na starość przeprowadza się do Islandii. Tam (z nudów, samotności albo i potrzeby) zaczyna pomagać sąsiadom, choć zupełnie tego nie chcą. Jednak Ditte nikt nie będzie w stanie zatrzymać.
Czytaj też: Sekretne życie Richarda Chamberlaina. W latach 80. gościł w każdym polskim domu
Już jedno zerknięcie na program Series Manii pozostawia nas z przeświadczeniem, że popyt na seriale przekracza granice zdrowego rozsądku. Gdybyśmy chcieli być na bieżąco choćby z najważniejszymi produkcjami, doba musiałaby być trzy razy dłuższa. Warto wybierać te najlepsze!