Recenzja spektaklu: "Łysa śpiewaczka", reż. Maciej Prus
Jeden ze sztandarowych utworów teatru absurdu, wraca na scenę po dekadach nieobecności.
Jeden ze sztandarowych utworów teatru absurdu, wraca na scenę po dekadach nieobecności.
Spektakl robi pozytywne wrażenie.
Wszystko tu jest dopowiedziane i jeszcze dla pewności zdublowane obrazem, jakby autorzy nie ufali inteligencji i domyślności widza.
Mimo ogranych motywów, spektakl mocny i poruszający.
Krzysztof Garbaczewski kontynuuje cykl spektakli, w których mierzy się z, a może bardziej: mierzy w polskie dziedzictwo.
Polski Balet Narodowy stał się znakomitym wykonawcą idei Neumeiera.
Joanna Szczepkowska zabrała widzów na jedną z ponoć modnych dzisiaj wycieczek do Czarnobyla.
Z opowieści o tzw. talent show, które rozpleniły się w telewizyjnych stacjach, można zrobić niemal wszystko: komedię i tragedię, melodramat i farsę, rzecz demaskatorską i rzecz psychologiczno-obyczajową.
Kiedy ludzie zasypiają, mieszkanie we władanie biorą ich mniejsze, choć targane tymi samymi emocjami (z nostalgią na czele) wersje.
Trzecie podejście Jana Englerta do „Bezimiennego dzieła” Witkacego zaowocowało spektaklem o rewolucji w oparach mgły smoleńskiej, z kibolskimi bojówkami w czarnych kominiarkach przebiegającymi przez scenę i widownię.
Na scenie z minimalistyczną scenografią najważniejsi są wykonawcy: czworo solistów, którzy potrafią grać zespołowo. Prawdziwy koncert gry aktorskiej.
W wystawionej w Och-Teatrze na jubileusz 40-lecia pracy artystycznej Wiktora Zborowskiego „Zemście” zamiast zamku jest licha zagroda, zamiast muru – rachityczny, rozpadający się płotek, ale duma, ambicje, słowa i urazy wielkie. Polskie, biało-czerwone.
Dziwna sztuka, której bohaterom wali się świat – grozi im licytacja rodzinnego majątku i wycinka ukochanego wiśniowego sadu – a oni mimo podsuwanych im rozmaitych planów ratunkowych nie robią nic.
„Ożenek” Gogola to debiut Iwana Wyrypajewa – pracującego w Polsce i w Rosji dramatopisarza i reżysera – w roli inscenizatora nieswojego utworu.
Tadeusz Łomnicki wystawiając w 1988 r. sztukę Dorsta w stołecznym Teatrze Dramatycznym zagrał właściwie monodram, w którym rola pozostałych wykonawców była drugorzędna.
Teatr Polski w Warszawie obchodzi stulecie. W 1913 r. dyrektor Arnold Szyfman zainaugurował jego działalność „Irydionem”, klasyczną tragedią Zygmunta Krasińskiego, co było wyzwaniem rzuconym warszawskiej publiczności, słynącej z tego, że chodziła tylko na sztuki lekkie, łatwe i przyjemne, z gwiazdami w obsadzie.
Adaptację noweli Güntera Grassa „Idąc rakiem” Teatr Miejski w Gdyni przygotował na 85-lecie gdańskiego noblisty. I w jego też obecności odbyła się premiera sztuki o legendzie „Wilhelma Gustloffa” – nazistowskiego statku wycieczkowego, zatopionego przez radziecki okręt podwodny w 1945 r.
Katastrofę naszej cywilizacji przetrwały w spektaklu Kleczewskiej i Chotkowskiego zgniecione plastikowe butelki, rozdarte foliowe torebki, poranieni, rozpadający się ludzie i schematy językowe i myślowe, które nie pozwalają się wyzwolić ze starego świata.
Spektakl sprzed 9 lat z Opery Niderlandzkiej w Amsterdamie, w reżyserii Niemca Willy’ego Deckera, rozpoczął w Warszawie Rok Verdiego.
Przed dwoma laty na poznańskim Malta Festival gościł amerykański zespół Young@Heart złożony z piosenkarzy amatorów ze średnią wieku oscylującą około 80, objeżdżający świat z przedstawieniem, w którym poprzez standardy muzyki amerykańskiej dowodzili, że nie tylko marzyć, ale i spełniać marzenia można w każdym wieku.