Recenzja spektaklu: "Poczet Królów Polskich", reż. Krzysztof Garbaczewski
Krzysztof Garbaczewski kontynuuje cykl spektakli, w których mierzy się z, a może bardziej: mierzy w polskie dziedzictwo.
Krzysztof Garbaczewski kontynuuje cykl spektakli, w których mierzy się z, a może bardziej: mierzy w polskie dziedzictwo.
Polski Balet Narodowy stał się znakomitym wykonawcą idei Neumeiera.
Joanna Szczepkowska zabrała widzów na jedną z ponoć modnych dzisiaj wycieczek do Czarnobyla.
Z opowieści o tzw. talent show, które rozpleniły się w telewizyjnych stacjach, można zrobić niemal wszystko: komedię i tragedię, melodramat i farsę, rzecz demaskatorską i rzecz psychologiczno-obyczajową.
Kiedy ludzie zasypiają, mieszkanie we władanie biorą ich mniejsze, choć targane tymi samymi emocjami (z nostalgią na czele) wersje.
Trzecie podejście Jana Englerta do „Bezimiennego dzieła” Witkacego zaowocowało spektaklem o rewolucji w oparach mgły smoleńskiej, z kibolskimi bojówkami w czarnych kominiarkach przebiegającymi przez scenę i widownię.
Na scenie z minimalistyczną scenografią najważniejsi są wykonawcy: czworo solistów, którzy potrafią grać zespołowo. Prawdziwy koncert gry aktorskiej.
W wystawionej w Och-Teatrze na jubileusz 40-lecia pracy artystycznej Wiktora Zborowskiego „Zemście” zamiast zamku jest licha zagroda, zamiast muru – rachityczny, rozpadający się płotek, ale duma, ambicje, słowa i urazy wielkie. Polskie, biało-czerwone.
Dziwna sztuka, której bohaterom wali się świat – grozi im licytacja rodzinnego majątku i wycinka ukochanego wiśniowego sadu – a oni mimo podsuwanych im rozmaitych planów ratunkowych nie robią nic.
„Ożenek” Gogola to debiut Iwana Wyrypajewa – pracującego w Polsce i w Rosji dramatopisarza i reżysera – w roli inscenizatora nieswojego utworu.
Tadeusz Łomnicki wystawiając w 1988 r. sztukę Dorsta w stołecznym Teatrze Dramatycznym zagrał właściwie monodram, w którym rola pozostałych wykonawców była drugorzędna.
Teatr Polski w Warszawie obchodzi stulecie. W 1913 r. dyrektor Arnold Szyfman zainaugurował jego działalność „Irydionem”, klasyczną tragedią Zygmunta Krasińskiego, co było wyzwaniem rzuconym warszawskiej publiczności, słynącej z tego, że chodziła tylko na sztuki lekkie, łatwe i przyjemne, z gwiazdami w obsadzie.
Adaptację noweli Güntera Grassa „Idąc rakiem” Teatr Miejski w Gdyni przygotował na 85-lecie gdańskiego noblisty. I w jego też obecności odbyła się premiera sztuki o legendzie „Wilhelma Gustloffa” – nazistowskiego statku wycieczkowego, zatopionego przez radziecki okręt podwodny w 1945 r.
Katastrofę naszej cywilizacji przetrwały w spektaklu Kleczewskiej i Chotkowskiego zgniecione plastikowe butelki, rozdarte foliowe torebki, poranieni, rozpadający się ludzie i schematy językowe i myślowe, które nie pozwalają się wyzwolić ze starego świata.
Spektakl sprzed 9 lat z Opery Niderlandzkiej w Amsterdamie, w reżyserii Niemca Willy’ego Deckera, rozpoczął w Warszawie Rok Verdiego.
Przed dwoma laty na poznańskim Malta Festival gościł amerykański zespół Young@Heart złożony z piosenkarzy amatorów ze średnią wieku oscylującą około 80, objeżdżający świat z przedstawieniem, w którym poprzez standardy muzyki amerykańskiej dowodzili, że nie tylko marzyć, ale i spełniać marzenia można w każdym wieku.
W planach była adaptacja „Spalonych słońcem” Nikity Michałkowa, ale z jakiegoś powodu Agnieszka Glińska zmieniła zdanie i wróciła po raz czwarty w swojej karierze do zmarłego rok przed wybuchem drugiej wojny światowej Austriaka Ödöna von Horvátha.
Autobiograficzna sztuka O’Neilla z 1956 r. to portret jednego z wielu piekielnych dni, jakie zwykła sobie nawzajem fundować rodzina Tyronów.
Toczący się pod hasłem „Teatr nie jest produktem/Widz nie jest klientem” rok Strzępka i Demirski zakończyli spektaklem, w którym zastanawiają się, kiedy rynek zagarnął sztukę, z artystów robiąc wyrobników, a z ich dzieł produkty do sprzedania, i czy można to jeszcze odwrócić?
Odys i Filoktet, obaj ekstremiści, jeden przekonany, że cel uświęca środki, drugi czyniący fetysz ze swojej krzywdy i odrzucenia, walczą o duszę Neoptolema.