Marcin Rotkiewicz: – Istnienie płci to podobno jedna z wielkich tajemnic biologii?
Marcin Ryszkiewicz: – Nad którą uczeni głowią się od ponad wieku.
Dlaczego?
Bo znacznie łatwiej wyjaśnić, jakie są jej wady niż zalety. Każdy biolog bez trudu wytłumaczy, dlaczego płci nie powinno być, ale tylko najwięksi próbowali – ze zmiennym szczęściem – zaproponować teorię jakiegoś sensownego mechanizmu jej powstania. Bo rozmnażanie płciowe naprawdę wydaje się czymś absurdalnym. Na przykład wcale nie służy do rozmnażania.
Tylko do czego?
Mieszania genów. Rozmnażanie, choćby z definicji, to powielanie czegoś, tworzenie z mniejszej ilości większej. I właśnie tak rozmnażają się bakterie – z jednej powstają dwie, z nich kolejne cztery itd. W każdym następnym pokoleniu dochodzi do zwielokrotnienia liczby osobników, a organizmy potomne dziedziczą – powielają – wszystkie cechy swoich rodziców.
Tymczasem w przypadku płci mamy do czynienia z czymś zupełnie odwrotnym – z dwóch komórek powstaje jedna, w dodatku z chimerowym zestawem dwóch różnych genomów. Zamiast więc przekazywać własne geny potomstwu, dopuszczamy geny obce, które mogą nasze zagłuszyć. Ryzykujemy przy tym bardzo dużo, bo poszukiwanie partnera jest zawsze groźne – tracimy czas, energię i uwagę, co nasi wrogowie mogą wykorzystać. Absurd. Za to klonowanie, z tego punktu widzenia, ma same zalety.
A jednak rozmnażanie płciowe rozpowszechniło się na całej Ziemi już bardzo dawno temu.
I to jest właśnie jedna z trzech największych tajemnic związanych z płcią – dlaczego powstała, dlaczego pojawił się podział na dwie różne płcie i dlaczego później takie płciowe rozmnażanie się utrwaliło u (prawie) wszystkich gatunków.