Oficjalna nazwa sondy jest dość skomplikowana, a mianowicie: Orgins Spectral Interpretation Resuorse Identyfication Security-Regolith Explorer, czyli w skrócie OSIRIS-REx. Już w samej nazwie sondy pada słowo o zasobach naturalnych. Sonda została wyniesiona przez agencję NASA we wrześniu 2016 r. i poleciała do bliskiej Ziemi asteroidy Bennu z Grupy Apolla. Jest to grupa asteroid, które swoimi orbitami przecinają orbitę Ziemi. Sonda jest dosłownie naszpikowana urządzeniami badawczymi, czyli kamerami, laserami i spektrometrami, ale jej najważniejszym elementem jest wysięgnik, który pozwoli bardzo zbliżyć się do powierzchni planetoidy i bez lądowania zaczerpnąć z niej garść materii.
Czytaj także: Czy w kosmosie jest druga Ziemia?
Co pobierze sonda z powierzchni Bennu
Sonda nadleciała w poniedziałek tuż nad tę powierzchnię i z odległości 19 km na razie obserwuje asteroidę. Szuka miejsca do wykonania głównego zadania. Wkrótce przeleci nad jej obszarem równikowym, a potem nad oboma biegunami, zbliżając się do powierzchni asteroidy na siedem kilometrów. Na stałą orbitę Bennu wejdzie 31 grudnia, po czym będzie krążyć i bardzo się zbliżać. Aż wreszcie bardzo zwolni i wysunie specjalny wysięgnik. Ten opadnie na powierzchnię Bennu i systemem chwytaków pobierze od 60 do 2000 gram materii, w zależności od tego jak będzie uformowana i jak będzie twarda.
OSIRIS jednak ani razu nie osiądzie na Bennu, będzie jedynie krążył coraz bliżej, aż do takiego zbliżenia, że pochwycenie materii – w trakcie orbitowania – będzie możliwe. Ma to nastąpić w 2019 r. Potem, w 2023 r. OSIRIS powróci w okolice Ziemi i w specjalnej kapsule zrzuci na nią zasobnik z pobranym materiałem. Co tam będzie?
Co wiemy o asteroidzie Bennu
Oczywiście cele misji są przede wszystkim naukowe. OSIRIS jest sondą niezwykle nowoczesną, to szczyt kosmicznej techniki. Będzie badał naturę Bennu, która należy do asteroid typu B, dość prymitywnych, a więc niezmienionych od chwili, gdy ponad 4,6 miliarda lat temu kształtował się nasz Układ Słoneczny. Asteroidy tego typu zawierają wodę, wiele związków organicznych i metali, uważa się także, że mogą przenosić ślady życia.
Bennu jest też tak zwanym bliskim Ziemi obiektem (NEO), a nawet zalicza się do grupy asteroid potencjalnie dla Ziemi niebezpiecznych (PHA). Została odkryta niedawno, bo w 1999 r. Ma średnicę 492 m.
Czytaj także: Co uderza w Ziemię
Dlaczego ta misja jest tak ważna
Misja OSIRIS-REx jest przełomowa z kilku względów. To pierwsza amerykańska misja, po misjach programu Apollo, która ma pobrać próbki materiału ciała kosmicznego i przesłać je na Ziemię (nota bene wcześniej dokonali tego Japończycy, wysyłając sondę Hayabusa do planetoidy Itokawa. Japońska misja zakończyła się sukcesem – pobrano próbki materii asteroidy i przekazano je na Ziemię).
To jednak także pierwsza misja, w której sonda ziemska będzie orbitować wokół tak małego ciała. To także pierwsze tak dokładne badanie asteroidy typu B. Wreszcie pierwszy raz sonda ziemska zbliży się na dotyk i zbada asteroidę potencjalnie niebezpieczną dla Ziemi.
Ale jest też inny cel – nie mniej ważny. Od tego, co znajdzie OSIRIS-REx na Bennu, będzie w dużym stopniu zależeć scenariusz przyszłych misji eksplorujących asteroidy, wiadomo bowiem, że ciała te są bardzo łakomym kąskiem dla wszystkich, którzy myślą o pozyskiwaniu z Kosmosu niezwykłych skarbów. Wiele wskazuje na to, że jest co eksploatować. Asteroidy zawierają bowiem nie tylko cenne metale, takie jak złoto, platynę, rod czy iryd. Mają też znacznie więcej aniżeli na Ziemi pierwiastków rzadkich, które od złota i platyny są lub zaraz będą setki lub tysiące razy cenniejsze. Cer (którego nazwa w ogóle pochodzi od karłowatej planety Ceres), lantan, europ, neodym, erb czy promet, bez których nie da się obecnie produkować wysokiej jakości szkła, stali i rozmaitych stopów, katalizatorów, materiałów magnetycznych, laserów, baterii jądrowych i wielu innych zaawansowanych urządzeń, na asteroidach są i to na wielu w dużych ilościach. Aż prosi się, by po nie sięgnąć.
Opracowanie technologii ich pozyskiwania na dużą skalę z planetoid czy karłowatych planet nie jest już problemem, problemem jest obecnie znalezienie takich ciał, które dadzą pewność opłacalności tych przedsięwzięć. I ten motyw potwierdza jeszcze raz już dobrze znaną tezę, że podbój Kosmosu będzie się z biegiem czasu stawał najbardziej lukratywnym interesem, jaki na Ziemi można zrobić.
Czytaj także: Życie pozaziemskie coraz bliżej?