Artykuł w wersji audio
W 1948 r. Le Corbusier ogłosił rozwiązanie problemu, z którym wcześniej zmagali się rzymski architekt Witruwiusz, Leon Battista Alberti i Leonardo da Vinci: Skalę ludzkiego ciała wkomponował w skalę kosmiczną. Symbolem tej metafizycznej harmonii był Modulor, rosły osobnik rodzaju męskiego, którego proporcje miały stanowić punkt wyjścia dla uprawianej przez Francuza architektury. – Był mężczyzną, bo zawsze uważano, że ciało kobiety jest nieczyste, skomplikowane, niebezpieczne – mówi Caroline Criado-Perez, autorka „Invisible Women: Exposing Data Bias in a World Designed for Men”.
Rzeczywistość naznaczona jest nieobecnością kobiety – zauważa w swojej książce ta brytyjska feministka i dziennikarka. Ale nie chodzi tylko o deficyt wątków kobiecych w historii czy w kulturze, o świadome i podświadome wyparcia i zapomnienia. Chodzi też o brak dokładnych, twardych, numerycznych danych na temat połowy ludzkości. O tytułową „stronniczość pozyskiwania danych w świecie stworzonym dla mężczyzn”, za sprawą której kobiety stały się niewidzialne.
– Jeszcze niedawno sądziłam, że nauka wyrasta ponad tendencyjność – mówi Criado-Perez. – Że kwestie kulturowe nie mają na nią wpływu, bo w niej ważne są liczby i fakty. Ale byłam w tym myśleniu bardzo naiwna.
Znikanie
Wszystko ma znaczenie. Choćby sanitariaty. Kilka milionów kobiet w samym tylko Mumbaju musi korzystać z toalet publicznych. Tylko że prawie nie ma toalet publicznych dla kobiet. Szukając ustronnych miejsc, po zmroku mogą stać się – i nierzadko się stają – one ofiarami przemocy seksualnej. Ale wykluczanie przez planowanie dotyczy nie tylko krajów rozwijających się. Kilka lat temu samorządowcy ze szwedzkiego miasta Karlskoga zauważyli, że nawet kolejność odśnieżania ulic może być seksistowska. Tradycyjnie w pierwszej kolejności uprzątane były główne arterie, co oznaczało faworyzowanie zmotoryzowanych mężczyzn kosztem kobiet, które są głównymi użytkownikami chodników i ścieżek rowerowych. W 2011 r. odwrócono więc kolejność. Pomysł przyniósł realne oszczędności, bo znacząco spadła liczba obrażeń (i kosztów) związanych z upadkami na śliskich powierzchniach.
W miastach brakuje przestrzeni wielofunkcyjnych, redukujących konieczność przemieszczania się na duże odległości, zwłaszcza z dziećmi. Sieci komunikacji publicznej zwykle ułożone są na planie gwiaździstym, utrudniającym podróże między sąsiednimi osiedlami. Sytuację pogarsza podział na strefy jednofunkcyjne – mieszkaniowe, biurowe itd. To relikt ery przemysłowej projektowany z myślą o „zarabiających na chleb heteroseksualnych żonatych mężczyznach, którzy wyjeżdżali do pracy rano, a wieczorem wracali na przedmieścia, żeby odpocząć”.
Paradoksalnie najbardziej przyjazne kobietom są nielegalne formy urbanistycznego skupienia – fawele, skupiające wszelkie funkcje miejskie na niewielkiej przestrzeni. Fawelizacja totalna to oczywiście kiepskie rozwiązanie. – Ale jednym z ważniejszych realnych sposobów zmiany jest rozluźnienie przepisów dotyczących podziału na strefy i zaakceptowanie faktu, że dom nie jest tylko miejscem odpoczynku – mówi Criado-Perez.
Schody, drzwi, meble – ich rozmiary i proporcje są pochodną parametrów męskiego użytkownika. Temperatura powietrza w większości miejsc pracy utrzymywana jest na poziomie wyznaczonym w połowie ubiegłego wieku po przyjęciu średniego tempa metabolizmu typowego dla 40-letniego mężczyzny o wadze 70 kg. Dziś wiadomo, że dla kobiet oznacza to poważne przeszacowanie. Ich tempo przemiany materii może być niższe nawet o 35 proc. niż u mężczyzn, co sugerowałoby ustawianie termostatów w biurach na temperaturę o parę stopni Celsjusza wyższą.
Osobnym problemem są algorytmy sterujące współczesnym światem. – To jeden z najbardziej zatrważających aspektów całego problemu – mówi Criado-Perez. – W USA 70 proc. podań o pracę nie jest już czytanych przez żywego człowieka. Są odsiewane przez oprogramowanie. Tymczasem rośnie liczba dowodów, że są to algorytmy seksistowskie i rasistowskie, bo trenuje się je na danych słabo uwzględniających kobiety.
Większość projektantów oprogramowania wywodzi się z bardzo wąskiego podzbioru ludzkości składającego się z białych mężczyzn z klasy średniej – przypomina Criado-Perez. I przywołuje słynny przypadek aplikacji na smartfony Health. – Ona początkowo mierzyła wszystko, tylko nie cykle menstruacyjne. Nie sądzę, by w Apple celowo pominięto kobiety. Po prostu o nich zapomniano. Większość świata nowych technologii tak właśnie funkcjonuje. Niestety, algorytmy są często chronione patentami. Nie widzimy, co mają pod maską. To bardzo niepokojące. Dywersyfikacja płci ma znaczenie. Nie chodzi w niej tylko o to, by inni pomyśleli, jak wspaniali jesteśmy, zatrudniając kobiety. Chodzi o finalny produkt.
Chodzi też – na przykład – o życie. Szanse przeżycia wypadku samochodowego są dla kobiet znacznie mniejsze niż dla mężczyzn. Ryzyko odniesienia poważnych obrażeń – o połowę wyższe, lekkich – o blisko dwie trzecie. Wynika to z tego, jak były (i wciąż w dużej mierze są) projektowane auta, a przede wszystkim – dla kogo. Dla mężczyzn. A kobiety są zazwyczaj od nich lżejsze i niższe, poza tym inaczej zbudowane. Siedzą bliżej kierownicy, więc odnoszą poważniejsze obrażenia wewnętrzne. Częściej – z powodu innego układu mięśni – doznają urazów kręgosłupa szyjnego. Tymczasem jeśli już wykonuje się testy z udziałem manekinów „żeńskich”, to zwykle są to przeskalowane manekiny męskie; w dodatku sadza się je na fotelu kierowcy, podczas gdy kobiety jeżdżą często na fotelu pasażera.
Torba cementu, której przeciętna kobieta nie podniesie, cegła, której nie uchwyci, czy nawet teczka formatu A1, której nie obejmie – tak wyraża się luka abstrakcyjnych danych w namacalnym świecie. Większość narzędzi też projektowano z myślą o mężczyznach. Dla kobiet są za ciężkie, za duże, źle zbalansowane, trudne do uchwycenia. Nawet sztuczne serca nie pasują do mniejszych klatek piersiowych – tak wyraża się neutralność płciowa w dziedzinie designu – wylicza Criado-Perez.
– Kiedy kilka lat temu zbierałam informacje do pierwszej książki, „Do It Like a Woman”, trafiłam na pracę naukową mówiącą o tym, jak często błędnie diagnozowane są kobiece zawały serca – opowiada. – Byłam zszokowana. Po pierwsze tym, że objawy rzekomo typowe dla obu płci są w rzeczywistości objawami charakterystycznymi tylko dla mężczyzn. Kobiety odczuwają raczej mdłości, zmęczenie, niestrawność. Nie wiedziałam o tym. A jeszcze bardziej szokujące było to, że w 2014 r. nie wiedzieli o tym także lekarze. Wkrótce potem przeczytałam inną publikację o tym, że testy medyczne na zwierzętach prowadzi się głównie na osobnikach męskich. Te dwie rzeczy kazały mi się zastanowić, co u licha właściwie się dzieje.
Pomijanie
Wiadomo wszystko o zdrowiu górników i bardzo niewiele o milionach kobiet zatrudnionych w przemyśle stosującym potencjalnie szkodliwe substancje chemiczne. Bezpieczne poziomy ekspozycji na promieniowanie i inne czynniki definiowane są w oparciu o męski lub uniwersalny model odniesienia, podczas gdy rozkład tkanek w organizmach jest daleki od uniwersalności. Wiadomo też, że system odpornościowy i układ hormonalny ma bardzo konkretną płeć. – W medycynie stronniczość pozyskiwania danych sięga czasów Arystotelesa, który uważał kobietę za podtyp mężczyzny – przypomina Criado-Perez. – Coś z tej filozofii przetrwało do dziś.
Aplikując jednakowe terapie, stosując jednakową, neutralną płciowo diagnostykę, niejednokrotnie zaprzecza się współczesnej powszechnie dostępnej wiedzy o różnicach między ciałem żeńskim a męskim. A one występują na poziomie systemów, tkanek i komórek. Kobiety inaczej dojrzewają i inaczej się starzeją. Inaczej odczuwają ból. Trzy razy częściej atakują je schorzenia autoimmunologiczne, inne objawy towarzyszą im przy infekcjach wirusowych, w tym HIV, inaczej chorują na gruźlicę, inaczej wpadają w depresję. Niektóre stosowane dziś leki na arytmię przyjmowane w pierwszej połowie cyklu menstruacyjnego mogą zwiększać, a nie zmniejszać ryzyko ataku serca.
– Mimo rosnącego stanu wiedzy naukowej niektórzy badacze wciąż uważają, że nie ma potrzeby uwzględniać kobiet podczas badań – mówi Criado-Perez. – Stawiają wyraźny opór. Mówią, że cykle menstruacyjne bardzo komplikują sprawę. Ale to dotyczy przecież połowy ludzkości! Tak, cykle będą wpływały na wyniki testów. Ale przecież podobne różnice będą się przejawiać i w prawdziwym życiu.
Błędne diagnozy stawia się nie tylko w medycynie. Nietrafnie oceniany jest też stan gospodarki. Fundamentalną lukę w danych stanowi nieopłacana praca wykonywana przez kobiety w gospodarstwach domowych. Gdyby takie „usługi” były uwzględniane, stanowiłyby znaczną część światowego PKB (samą opiekę nad dziećmi i ludźmi starszymi „wycenia się” na ok. 10 bln dol. rocznie).
Ułomne są też statystyki dotyczące zatrudnienia w rolnictwie, w krajach rozwijających się uwzględniające głównie pracę mężczyzn. Wkład kobiet wykonujących „drugorzędne” prace, takie jak doglądanie mniejszych zwierząt gospodarskich i ogrodu, nie jest uwzględniany, bo ankieterzy nie rozmawiają z kobietami. Nie pyta się też kobiet o rzeczy trywialne, ale trywialne z rodzaju tych o kolosalnym znaczeniu – na przykład o to, jak przygotowują posiłki.
Przeważająca większość mieszkańców Azji i Afryki wciąż posługuje się prymitywnymi paleniskami – tanimi, ale wytwarzającymi wyjątkowo toksyczny dym. Każda kobieta wchłania codziennie ilość trucizn odpowiadającą co najmniej stu wypalonym papierosom. Wysiłki organizacji rozwojowych zmierzające do zastąpienia tradycyjnych palenisk czymś mniej zabójczym trwają od lat 50., ale upadały z przyczyn tak prozaicznych jak ta, że nowe wynalazki wymagały pomocy mężczyzn albo ich obsługa okazywała się czasochłonna. Projekty nie były konsultowane z kobietami. Kiedy po potężnym trzęsieniu ziemi w indyjskim stanie Gudźarat zaczęto odbudowywać domy, w ich projektach nie uwzględniono… kuchni. I tak dalej.
Dane (skąpe) sugerują też, że kobiety są głównymi ofiarami wszelkich kataklizmów i pandemii. W Indiach z przyczyn kulturowych nie śpią, jak mężczyźni, na dachach budynków i giną pod gruzami. W Bangladeszu, nieuczone pływać, toną podczas powodzi. Giną w wyniku działań wojennych i giną po wojnie, kiedy poziom przemocy wzrasta. Cierpią w schroniskach i obozach dla uchodźców.
Ponieważ to głównie kobiety zajmują się chorymi w szpitalach i domach, one też przygotowują ciała do pogrzebów, częściej niż mężczyźni zapadają na śmiertelne choroby. Podczas epidemii gorączki krwotocznej w Liberii około 75 proc. zmarłych stanowiły kobiety. W Sierra Leone, jednym z ognisk eboli, stanowią one mniej więcej 60 proc. umierających. „To nie epidemie i katastrofy je zabijają, a ich płeć” – pisze Criado-Perez, cytując Maureen Fordham z University College London, jedną z badaczek zjawiska.
Przywracanie
Są jednak i postępy. Firmy takie jak Google wprowadzają ułatwienia dla kobiet, które zdecydowały się zajść w ciążę, a najpopularniejsza wyszukiwarka na słowo „naukowiec” nie reaguje już obrazami samych mężczyzn w białych kitlach. Pracodawcy częściej stosują metody rekrutacji ślepe na płeć. Przestrzenie miejskie zaczynają być projektowane z udziałem kobiet (efektem są chociażby lepiej oświetlone, inaczej niż zwykle wyposażone parki w Malmö, w Wiedniu i innych miastach europejskich). Bada się leki skierowane wyłącznie do kobiet. Raporty o przemocy seksualnej w obozach dla uchodźców trafiają do mediów (by wspomnieć słynny dokument przygotowany przez Save the Children wyliczający nadużycia pracowników organizacji humanitarnych takich jak Oxfam). W ekonomii używa się nowych metod pozyskiwania danych, nowego modelowania, w motoryzacji – nowych manekinów…
Jednak żadnych złudzeń: zamknięcie luki informacyjnej nie „zniknie” w magiczny sposób problemów, z którymi mierzą się kobiety. Ale uporanie się z fałszywym przekonaniem, że neutralność płciowa w pozyskiwaniu danych niekoniecznie automatycznie prowadzi do równości płciowej byłoby dobrym punktem wyjścia – pisze Criado-Perez. A im większa reprezentacja kobiet, tym szybciej się to zamykanie dokona. „Kiedy kobiety są włączane w proces podejmowania decyzji, w produkcję wiedzy, to wtedy się o nich nie zapomina. Wszystko, co ludzie muszą zrobić, to zapytać kobiety”.
– Odbiór książki czyni mnie optymistką – podsumowuje Brytyjka. – Czytelniczki i czytelnicy nie tylko wyrażają zdziwienie czy złość, ale i podejmują aktywne próby zmiany. Piszą, że pod wpływem lektury zmienili kodeks dobrych praktyk w ich firmie, że zbierają dane w inny sposób niż wcześniej, i tak dalej. Oczywiście potrzebne są zmiany na poziomie rządowym. Ale i to daje nadzieję.
***
Nie tylko słowa
Genderową lukę informacyjną 35-letnia Caroline Criado-Perez wypełnia także czynem. Kilka lat temu Bank of England ogłosił, że zamierza zastąpić widniejący na banknocie pięciofuntowym wizerunek działaczki społecznej Elizabeth Fry portretem Winstona Churchilla. W reakcji Criado-Perez uruchomiła kampanię, która doprowadziła do utrzymania wcześniejszego parytetu – i Churchilla zastąpiła Jane Austen. „To smutne, że jej historie o uwięzionych w społecznej sieci i nierozumianych kobietach pozostają aktualne po dwustu latach od ich powstania” – mówiła Criado-Perez, która nie była zwolenniczką obecności akurat tej kobiecej bohaterki. Ale symboliczny sukces jest: dwie kobiety na jednym banknocie – bo na odwrocie tego i wszystkich innych króluje oczywiście Elżbieta II.
Trzy lata temu Criado-Perez dokonała ingerencji w inną sferę symboliczną. Zauważyła, że na Parliament Square, centralnym placu Londynu, stoi 11 pomników wspaniałych postaci, wśród których jest – uwaga – 11 mężczyzn (m.in. Gandhi czy Abraham Lincoln). Efektem kolejnej jej kampanii społecznej jest pomnik Millicent Fawcett, polityczki, aktywistki i pisarki, wieloletniej liderki brytyjskich sufrażystek. Rzeźba autorstwa Gillian Wearing, laureatki Nagrody Turnera, stanęła przed parlamentem niemal dokładnie rok temu, w stulecie uzyskania przez kobiety w Wielkiej Brytanii prawa do głosowania.