Kobiety nie potrafią się tak chwalić swoimi osiągnięciami jak mężczyźni. Doskonale widać to w nauce, w której panie nadal wypadają gorzej, rzadziej niż panowie uzyskują profesury czy obejmują stanowiska kierownicze. Statystyki pokazują nierówności, a badania starają się wytłumaczyć, skąd się one biorą.
W czasopiśmie medycznym „The BMJ” [BMJ – British Medical Journal] międzynarodowa grupa badaczy przedstawiła wyniki analiz dowodzących, że naukowcy znacznie częściej niż ich koleżanki publikują artykuły, w których pojawiają się takie określenia ich osiągnięć jak „niezwykłe”, „obiecujące”, „doskonałe”, „wyjątkowe”, „nowatorskie” itd. Po przeanalizowaniu ponad 100 tys. artykułów medycznych opublikowanych w latach 2002–17 okazało się, że gdy kobiety są autorkami publikacji, takie pochwalne terminy używane są o ponad 12 proc. rzadziej niż w przypadku artykułów napisanych przez panów, a w najbardziej prestiżowych czasopismach różnica wzrasta nawet do 21 proc.
Kobiety na uczelniach: Nie chcemy być paprotkami
Ten narcystyczny rys bardzo się opłaca, bo do opatrzonych takimi epitetami badań inni naukowcy częściej się odwołują, co ma wpływ na liczbę cytowań, a to jest dziś ważnym wyznacznikiem doskonałości naukowej, przekładającym się na zarobki, możliwość zdobywania grantów czy obejmowanie kierowniczych funkcji. Jak podkreślał jeden z autorów publikacji Anupam Jena, to tylko jeden z przykładów autopromocji mężczyzn.
Zmienić kobiety czy system?
Może zatem warto, by panie przełamały opory i zaczęły się chwalić na potęgę? Reshma Jagsi z University of Michigan i dr Julie Silver z Harvard Medical School w komentarzu do artykułu wezwały redaktorów i recenzentów czasopism naukowych, by zaczęli zwracać na to uwagę i walczyć z nierównościami płciowymi, ale nie tyle poprzez zachęcanie kobiet, by poszły w ślady mężczyzn, ile poprzez ustalenie schematu pisania artykułów, który zakładałby używanie standardowych terminów. Tym bardziej że w czasopismach naukowych artykuły kobiet mogą być w sposób mniej lub bardziej uświadomiony bardziej dogłębnie redagowane, m.in. poprzez usunięcie niepotrzebnych „ozdobników”.
Czytaj także: Kobiety na uniwersytety! Niestety wcale nie było to takie proste
Mężczyźni w nauce promują mężczyzn
To nie pierwszy taki apel o wyrównanie szans kobiet w nauce i z pewnością nie ostatni. Parę lat temu Anna Tramontano, wiceszefowa komisji grantowej European Research Council, zauważyła, że prestiżowe granty ERC otrzymuje zdecydowanie mniejsza liczba kobiet niż mężczyzn. Zleciła badania i okazało się, że kobiety odpadały w pierwszym etapie, w którym oceniane jest CV oraz szkic projektu, jeśli już jednak jakieś panie przeszły przez to sito i w drugim etapie miały szansę zaprezentować przed komisją w Brukseli swój pomysł na badania, większość wypadała znacznie lepiej niż konkurenci z pełnymi zasług autoprezentacjami. W rezultacie podjęto decyzję o wprowadzeniu schematu pisania CV, co sprawiło, że więcej pań zaczęło przechodzić do drugiego etapu konkursu.
Czytaj także: Jak kobiety wybijały się w nauce
Wprowadzenie pewnego ustalonego systemu pisania artykułów naukowych zapewne zwiększy szanse kobiet, nadal jednak to głównie panowie dzierżą władzę w nauce, rozdając stanowiska i granty, i nawet jeśli nie do końca świadomie i z premedytacją, to promują przedstawicieli swojej płci. Doskonale pokazał to eksperyment z 2012 r. Corinne Moss-Racusin, która rozesłała na uniwersytety fikcyjne CV i część podpisała męskim, a część żeńskim imieniem. Posadę kierownika zespołu badawczego chętniej oferowano mężczyźnie, jednocześnie oferując mu wyższe zarobki. Dlaczego? Bo decydentami byli głównie mężczyźni.
Czytaj także: Szklany sufit wśród pracowników naukowych
Wyjątek? Uniwersytet w Eindhoven
Tu nie da się tak łatwo wprowadzić odgórnych regulacji. Chociaż niektórzy próbują. Pojawiają się specjalne granty dla kobiet, nagrody i dofinansowania na ich badania, a Uniwersytet Technologiczny w Eindhoven od tego roku, w ramach zwalczania dyskryminacji płci w nauce, postanowił zatrudniać tylko kobiety. Panowie mogą aplikować, jeśli jednak na to samo miejsce będzie jakaś kandydatka, to ona je dostanie. Władze uczelni szacują, że w ciągu 5 lat 150 stanowisk obejmą kobiety. Na zarzuty, że w ten sposób dyskryminowani są mężczyźni, uczelnia odpowiada, że zdaje sobie z tego sprawę, ale czas wyrównać nierówności.
Decyzja kontrowersyjna, więc panowie nie powinni się bać, bo raczej mało kto pójdzie w ślady uczelni z Eindhoven. Większość wybierze metodę małych kroków, więc jeszcze jakiś czas przyjdzie się kobietom zmagać z mniej lub bardziej uświadomionymi stereotypami na temat kobiet w nauce.
Czytaj także: Sofia Kowalewska, czyli matematyka jest nie tylko dla mężczyzn