Sylwester sam na sam ze sobą? To wyjątkowa okazja. I może być dobrym doświadczeniem
W czasach, gdy media społecznościowe bombardują nas zdjęciami rozświetlonych balów sylwestrowych, gdzie szampan leje się strumieniami w otoczeniu roześmianych przyjaciół, wiele osób wybiera inną opcję, którą humorystycznie nazywa zabawą „na białej sali”. To eufemizm dla własnego łóżka, gdzie jedynym towarzyszem jest pilot od telewizora lub smartfon wyświetlający transmisję pokazów sztucznych ogni od Harbour Bridge w Sydney po Times Square w Nowym Jorku.
Statystyki pokazują, że samotne spędzanie sylwestra staje się czymś w rodzaju normy – w krajach zachodnich nawet co czwarta osoba wita Nowy Rok w pojedynkę, a w Polsce odsetek ten rośnie wśród młodych dorosłych. Czy to problem? Z jednej strony w świecie, gdzie presja na idealne świętowanie jest większa niż kiedykolwiek, samotność może wydawać się porażką. Ostatnia noc roku stała się swoistym egzaminem z popularności, społecznym audytem, którego wynik publikujemy na Instagramie w formie mniej lub bardziej udanego zdjęcia z kieliszkiem. Z drugiej – może to okazja do introspekcji, choć sarkastycznie rzecz ujmując, szampan wypity samemu smakuje raczej jak rozcieńczony ocet niż eliksir radości.
Czytaj także: Mózg nas oszukuje, że zmiana jest możliwa. Ale może noworoczne postanowienia mają sens?
Samotność nie równa się nieszczęściu
Ale zanim potępimy samotnego sylwestrowicza jako ofiarę nowoczesnego życia, zastanówmy się, czy ta izolacja to naprawdę klęska, czy może ukryte błogosławieństwo? Samotność nie jest nowym wynalazkiem, choć współcześnie nadaliśmy jej rangę epidemii. Badania nad tym zjawiskiem prowadzone były z różną intensywnością od lat 60. XX w.
Ich pionierem był Robert Weiss, którego książka „Loneliness: The Experience of Emotional and Social Isolation” z 1973 r. spopularyzowała pojęcie samotności w środowisku akademickim. W 1978 r., kiedy stworzenie 20-punktowej skali mierzącej subiektywne uczucia samotności i izolacji społecznej – tzw. Skali Samotności Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles – przyniosło dokładność i porównywalność między publikacjami, pojawiło się pierwsze narzędzie mierzące subiektywne poczucie izolacji. Od tamtej pory metaanalizy, takie jak Julianne Holt-Lunstad z 2015 r., agregujące dane od milionów uczestników, wykazały, że osoby samotne mają o 30 proc. wyższe ryzyko przedwczesnej śmierci niż te z regularnymi kontaktami społecznymi.
Ale są też dobre wiadomości: samotność nie zawsze jest destrukcyjna, bo zdaniem badaczy może generować empatię. Prace Stephanie i Johna Cacioppo z wykorzystaniem neuroobrazowania pokazały, że samotni ludzie reagują na sygnały zagrożenia u innych dwa razy szybciej (116 milisekund versus 252), co sugeruje, iż ich uwaga jest skierowana na cierpienie bliźnich, czyniąc ich bardziej empatycznymi. Jak stwierdził zmarły przed kilku latry prof. John Cacioppo z University of Chicago: „Proces samotności pomaga nam stać się tym, kim jesteśmy jako gatunek. Bez samotności myślimy tylko o sobie i nie pragniemy takich samych połączeń z innymi. Osoby niezdolne do znoszenia samotności są najbardziej narażone na psychopatię”. Ponadto izolacja sprzyja kreatywności – badania z 2015 r. wykazały, że odrzuceni lepiej łączą unikalne idee, co tłumaczy, dlaczego wielu twórców czerpie z samotności oryginalne spojrzenie na świat.
Czytaj także: Sam jak Polak. Samotność to już „nowa normalność”, związek i rodzina przed tym nie chronią
Szwedzka recepta na godzinę przyjaźni
Jednak w erze mediów społecznościowych, które symulują bliskość, ale często pogłębiają izolację, poziom samotności wzrósł do tego stopnia, że jej rozpowszechnienie zaczęto nazywać pandemią porównywalną z… plagą otyłości. A w zmedykalizowanym świecie trzeba na taką epidemię znaleźć lekarstwo i już wzięli się do tego Szwedzi, którzy należą do jednych z najbardziej samotnych społeczeństw w Europie (14 proc. populacji w tym kraju zgłasza uczucie samotności czasami lub przez cały czas, a 8 proc. dorosłych nie ma ani jednego bliskiego przyjaciela).
Szwedzka sieć aptekarska Apotek Hjärtat wprowadziła pilotażowy program „Godziny przyjaźni" (friendship hour; vänvård – po szwedzku), oparty na istniejących benefitach wellness. Pozwala on na 15 minut tygodniowo lub godzinę miesięcznie – w ramach płatnego czasu wolnego podczas pracy – pielęgnować przyjaźnie przez rozmowę telefoniczną, SMS-y lub spotkania twarzą w twarz. Dodatkowo każdy uczestnik dostaje 1000 koron (ok. 400 zł) na aktywności z przyjaciółmi. 4 tys. pracowników aptek tej sieci przeszkolono online z rozpoznawania i zwalczania samotności.
Czytaj także: (Nie)demokratyczna samotność. Skąd się wzięła ta epidemia?
Sam projekt na pierwszy rzut oka wygląda jak scenariusz dystopijnego serialu: „Godzina przyjaźni”. Aptekarze, zamiast optymalizować arkusze w Excelu lub liczyć zapas paracetamolu, mają po prostu ze sobą rozmawiać? O pogodzie, kotach, o tym, że kawa w automacie smakuje inaczej? Czy to nie przykry dowód na to, że jako cywilizacja dotarliśmy do punktu, w którym musimy delegować ludzkie odruchy do kalendarza Outlooka i skoro sami nie potrafimy zagadać do kolegi z biurka obok, korporacja musi nam to wpisać w zakres obowiązków?
Ale eksperci twierdzą, że to działa. Nawet wymuszona interakcja obniża poziom kortyzolu. Może więc zamiast „białej sali” potrzebujemy po prostu godziny przyjaźni w wersji domowej?
Czy da się być szczęśliwym w pojedynkę?
Wracając więc do naszego sylwestra: czy samotność to problem? Odpowiedź brzmi: niekoniecznie, ale wymaga to dyscypliny. Samotny sylwester nie musi być tragedią, o ile przestaniemy go traktować jako dowód na naszą społeczną porażkę. To tylko kolejna data, arbitralnie wybrany punkt na orbicie okołosłonecznej, który w żaden sposób nie definiuje naszej wartości.
Czytaj także: Wolisz spędzać czas w samotności? To może wynikać z wysokiej inteligencji
Szwedzkie „godziny przyjaźni” potraktujmy tylko jak plaster na otwartą ranę, ale lepszy plaster niż nic. Jeśli w tym roku wybierasz białą salę, zrób to z klasą. Kup najlepszego szampana, na jakiego cię stać – bo skoro nie musisz stawiać nikomu innemu, budżet nagle staje się elastyczny. Wystarczy podejść do tego z humorem i planem. Zamiast lamentować nad brakiem zaproszeń, zorganizuj sobie prywatny festiwal: ulubione filmy, dobra książka, a nawet taniec w piżamie przed lustrem.
A czy bąbelki w pojedynkę smakują inaczej? To wina naszej natury, która uparcie przypomina nam, że lustro jest kiepskim rozmówcą, nawet jeśli odbija kogoś tak inteligentnego i oczytanego jak Ty. Może zatem warto wyjść z tej pościeli choć na chwilę? Może sylwester to idealny moment, by zamiast wznosić toast do lustra, zadzwonić do kogoś, kogo nie lubimy wystarczająco mało, by z nim porozmawiać przez 15 minut? W końcu w epidemii samotności niektórym najlepiej choruje się w grupie.
Czytaj także: Warto być samotnym
SAMOTNY SYLWESTER NA PIĄTKĘ
Samotność w sylwestra to nie wyrok. Oto pięć strategii, które pozwolą Ci przetrwać tę noc i uniknąć melancholii:
- Zamiast bezmyślnego scrollowania mediów społecznościowych, które o tej porze są toksycznym wyziewem cudzego (często udawanego) szczęścia, zaplanuj swój własny wieczór: wybierz filmy lub książki, na które nie masz czasu. Samotność daje luksus nieprzerywanej konsumpcji!
- Największym wrogiem samotnego wieczoru jest rozmycie czasu. Ustal scenariusz: 20:00 – kolacja; 21:30 – film lub lektura. Nadanie strukturze wieczoru pozorów ceremonii oszukuje mózg, który zamiast izolacji zaczyna rejestrować wyjątkowy wieczór.
- Wykorzystaj wspomniane badania psychologów nad samotnością. Zamiast myśleć: „Jestem sam, bo nikt nie chce spędzać czasu w moim towarzystwie”, powiedz sobie: „Jestem ze sobą, bo jestem jedyną osobą, z którą na pewno spędzę resztę życia”. To nie jest tania afirmacja, lecz pragmatyzm. Sylwester w pojedynkę to idealny moment na tzw. life audit – bez presji noworocznych postanowień, za to z chłodną, analityczną empatią wobec samego siebie. Samotny sylwester to jedyna noc w roku, kiedy nie musisz iść na kompromis. To radykalna forma autonomii.
- Wyłącz powiadomienia z Instagrama i TikToka przed północą. Oglądanie relacji z hucznych balów, gdy siedzi się w piżamie, wywołuje ewolucyjny lęk przed wykluczeniem (FOMO), który jest fizycznie bolesny.
- Jeśli szwedzka „godzina przyjaźni” czegoś nas uczy, to tego, że interakcja jest nam potrzebna do homeostazy. Zaplanuj 1–2 konkretne połączenia telefoniczne z kimś, kto również ceni sobie spokój. Ważne: niech to nie będzie telefon rozpaczy, ale krótka wymiana myśli. Piętnaście minut socjalizacji wystarczy, by zaspokoić zwierzę stadne w Twojej głowie i pozwolić mu zasnąć.