Kontrola NIK dotyczyła m.in. kwestii zawierania umów gazowych między PGNiG a Gazpromem w latach 2009–2010. Wynika z niej, że ówczesny minister gospodarki Waldemar Pawlak nie zapobiegł zmniejszeniu przez Gazprom dostaw gazu do Polski w styczniu 2009 r., mimo że o takim ryzyku wiedział już w październiku 2008 r. Przygotowania do negocjacji z rosyjskim koncernem podjęto dopiero 22 stycznia 2009 r. – 20 dni po wstrzymaniu części dostaw. Miało to opóźnić ich rozpoczęcie o dwa miesiące. Według NIK naraziło to krajowych odbiorców na przerwy w dostawach gazu.
Minister gospodarki złamał prawo
Większych zaniedbań miano się dopuścić w trakcie samych negocjacji. NIK wprost zarzuca ministrowi gospodarki, że znaczną cześć rozmów prowadził bez zatwierdzonej przez rząd instrukcji negocjacyjnej. Dojść więc miało do złamania prawa, bo resort nie był formalnie upoważniony do reprezentowania rządu. Gdy zaś wytyczne już sporządzono, to – zdaniem NIK – były „nierzetelne pod względem merytorycznym” i przygotowane z pominięciem uwag innych resortów. Negocjatorzy mieli też nie stosować się do wiążącej instrukcji i podawać rządowi nieprawdziwe informacje o stanie rozmów.
To jednak nie wszystko. W raporcie NIK zarzuca też, że wynegocjowana i zawarta w 2010 r. umowa gazowa z Rosją mogła naruszać prawo UE – polska delegacja miała bowiem nie naciskać w trakcie rozmów m.in. na objęcie polskiego odcinka gazociągu jamalskiego zasadą dostępu stron trzecich (TPA). Gdyby do tego doszło, wówczas zostałaby naruszona unijna zasada konkurencji. Błędem była też zgoda na bezwarunkową rezygnację od zasądzonych roszczeń EuRoPol Gazu (właściciela polskiego odcinka gazociągu jamalskiego) wobec Gazpromu za przesył gazu w 2006 r. oraz w latach 2007–11. W końcu prowadzące negocjacje ministerstwo gospodarki miało też przyjmować warunki Rosjan bez jakiejkolwiek próby uzyskania dla Polski równoważnych korzyści. Zaniedbania miały spowodować, że w 2010 r. Polska zawarła kontrakt gazowy na niekorzystnych warunkach.
Czytaj także: Żeby ukarać Gazprom, UOKiK musi nagiąć przepisy
Chaos i łamanie procedur
Zdaniem NIK w trakcie negocjacji doszło też do naruszenia procedur krajowych. 10 lutego 2010 r. ówczesna wiceminister gospodarki Grażyna Henclewska miała przesłać do ministra skarbu państwa, ministra spraw zagranicznych, szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, prezesa URE, prezesa Rządowego Centrum Legislacji, a także sekretarza ds. europejskich projekty wynegocjowanych umów wraz z uzasadnieniem. Łącznie dokumenty miały liczyć 24 strony. Na ich zaopiniowanie adresaci mieli jednak czas do godziny 14:00 tego samego dnia. NIK wskazuje, że w praktyce, biorąc pod uwagę tryb obiegu dokumentów w tych urzędach, nie miały one szans na zapoznanie się z efektem rozmów. Izba m.in. wyliczyła, że Rządowe Centrum Legislacji miało 30 min na zaopiniowanie, a prezes URE zaledwie 2 min.
NIK docenił zapewnienie przez organy państwowe i PGNiG ciągłości dostaw gazu ziemnego do Polski w latach 2006–11. Pozytywną ocenę otrzymała też budowa terminalu LNG w Świnoujściu. Izba wytknęła jednak, że nadzór odpowiedzialnego za inwestycję polskiego LNG był nieskuteczny i „opieszały”, przez co doszło do opóźnienia w jej uruchomieniu. NIK zapowiedział, że przeprowadzi kontrolę realizacji budowy polskiego gazoportu.
Raport NIK bronią polityczną
Ujawnienie raportu po ponad pięciu latach sugeruje, że PiS będzie chciał go wykorzystać, by dyskredytować rządy PO-PSL. Efekty kontroli najmocniej uderzają jednak w ówczesnego ministra gospodarki Waldemara Pawlaka. Partia rządząca już zarzuciła mu, że kierowany przez niego resort działał chaotycznie, w sposób niekompetentny oraz że „grał do własnej bramki”. Osłabienie byłego wicepremiera może też zaszkodzić PSL przed jesiennymi wyborami samorządowymi. Siłą rzeczy PiS będzie chciał też wykorzystać zarzuty NIK, by uderzyć w samego Donalda Tuska i pokazać, że cały jego rząd działał wbrew polskim interesom. W ten sposób rządzący będą chcieli utrudnić byłemu premierowi ewentualny powrót do krajowej polityki.
Czytaj także: Państwowe koncerny energetyczne pod kloszem władzy
Błędy w działaniach poprzedniej władzy ułatwią też politykom PiS budowanie pozytywnej narracji wokół realizowanych przez obecną władzę inwestycji. Na tle ujawnionych szczegółów polsko-rosyjskich negocjacji z lat 2009–10 obecnej partii rządzącej będzie łatwiej pokazać wyborcom, że to właśnie dzięki ich działaniom Polska osiąga bezpieczeństwo energetyczne i staje się istotnym graczem na gazowej mapie Europy.
Możliwe konsekwencje prawne
Zarzucone w raporcie NIK złamanie prawa przez osoby zaangażowane w negocjacje teoretycznie może ściągnąć na nie odpowiedzialność prawną. W takiej sytuacji wachlarz zarzutów mógłby być bardzo szeroki – od zaniechania przez korupcję aż po działanie polityków PO i PSL na szkodę Polski i zdradę stanu. Niewykluczone, że PiS wobec kilku osób sięgnie po zarzuty najcięższego kalibru. Mogą je w przeciągu kilku miesięcy usłyszeć czołowe postacie tamtych wydarzeń i zarazem przeciwnicy polityczni PiS – Waldemar Pawlak i Donald Tusk. Dla rządzących może być to jednak miecz obosieczny. Niektórzy uczestnicy tamtych wydarzeń po zmianie władzy w 2015 r. zachowali bowiem swoje stanowiska lub nawet awansowali. Przykładem jest obecny wiceprezes PGNiG ds. handlowych Maciej Woźniak, który w latach 2008–10 był głównym doradcą premiera ds. bezpieczeństwa energetycznego i jedną z osób odpowiedzialnych za nadzór nad opóźniającą się wówczas budową terminalu LNG w Świnoujściu. Z tego powodu rządzącym będzie bardziej zależało na pociągnięciu winnych zaniedbań do odpowiedzialności politycznej niż prawnej.