„Projekcja inflacji i PKB” to bardzo ważny dokument przygotowywany przez bank centralny trzy razy w roku. Powinien on być podstawą dla Rady Polityki Pieniężnej podejmującej decyzje o wysokości stóp procentowych. Niestety, NBP systematycznie nie docenia siły inflacji, która rośnie szybciej, niż wynikałoby to z analiz banku centralnego. Na przykład w marcu, a zatem już po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, NBP zakładał, że inflacja średnioroczna wyniesie 10,8 proc., a w przyszłym roku 9 proc. W lipcu prognozy były już dużo bardziej pesymistyczne – odpowiednio 14,2 i 12,3. Natomiast zaprezentowana w poniedziałek projekcja zakłada średnią inflację tegoroczną na poziomie 14,5 proc., za to przyszłoroczną – 13,1 proc.
NBP: jednocyfrowa inflacja najwcześniej za rok
Istotniejsze są bardziej szczegółowe prognozy. Według danych GUS inflacja w październiku wyniosła 17,9 proc. Narodowy Bank Polski zakłada, że będzie dalej się zwiększać, chociaż stosunkowo powoli. Szczyt drożyzny przypadnie zimą – w pierwszym kwartale przyszłego roku. Wówczas inflacja otrze się o 20 proc., być może przekraczając ten poziom minimalnie w niektórych miesiącach.
Jednak później czeka nas już ogromna ulga. O ile w pierwszym kwartale inflacja wyniesie w Polsce średnio 19,6 proc., o tyle w drugim kwartale spadnie do 14,2 proc., w trzecim do 11,1 proc., a w czwartym do „zaledwie” 8 proc. Innymi słowy, za rok, przed kolejnymi zakupami świątecznymi, inflacja będzie już jednocyfrowa, chociaż oczywiście wciąż zdecydowanie za wysoka. Dalszy spadek ma się odbywać powoli, bo dopiero pod koniec 2025 r. dojdziemy do poziomu 3 proc.
Czytaj też: Coraz większy bałagan w finansach. PiS zaciśnie nam pasa
PKB tylko o 0,7 proc. w górę
O ile zatem w przypadku przełamania fali drożyzny NBP ma dobre wiadomości, o tyle prognozy dla całej gospodarki nie są już optymistyczne. W przyszłym roku polski Produkt Krajowy Brutto ma zwiększyć się zaledwie o 0,7 proc., chociaż jeszcze latem bank centralny zakładał wzrost o 1,4 proc. Zdecydowanie najgorszy będzie pierwszy, zimowy kwartał, bo wówczas PKB – w ujęciu rocznym – spadnie, i to o 0,8 proc.
Potem czeka nas powolne odbicie. Trochę lepiej będzie w 2024 r., ale i wówczas trudno mówić o solidnym ożywieniu, bo PKB ma wzrosnąć o dokładnie 2 proc. Na szczęście NBP zakłada, że bardzo mocne spowolnienie nie spowoduje dramatu na rynku pracy. Stopa bezrobocia co prawda się zwiększy, ale nieznacznie – z obecnych niespełna 3 proc. do 4 proc. za rok.
Czytaj też: PiS tylko udaje, że chce powstrzymać inflację
NBP zbyt optymistyczny
Jak wiarygodna jest ta odsłona projekcji banku centralnego? Należy ją oczywiście traktować jako jeden z możliwych scenariuszy, ale zwłaszcza założenia dotyczące inflacji wydają się – znowu – zbyt optymistyczne. Narodowy Bank Polski liczy, że drożyzna nie przekroczy zimą znacząco poziomu 20 proc., a potem ceny będą rosły już zdecydowanie wolniej. Tymczasem inflacja nie wynika przecież już tylko z drogich surowców – ropy, węgla czy gazu. Rozlała się na całą gospodarkę, czego efektem jest podnoszenie wynagrodzeń w wielu branżach połączone z podnoszeniem cen dla odbiorców produktów czy usług. Do tego część firm z opóźnieniem przerzuca wyższe koszty na konsumentów, ale zamierza to robić przez cały przyszły rok.
Owszem, być może szczyt drożyzny niedługo pokonamy, ale tak szybki spadek inflacji to scenariusz bardzo optymistyczny. Na razie wiadomo na pewno tylko jedno – zima będzie ciężka, nawet jeśli ciepła. Przewidywanie, co stanie się na wiosnę, to jak wróżenie z fusów. Jednak prorządowi członkowie Rady Polityki Pieniężnej z pewnością wykorzystają poniedziałkowy dokument, by przekonywać, że słuszne jest zawieszenie dalszych podwyżek stóp, skoro już niedługo inflacja zacznie się szybko zmniejszać. Aż strach pomyśleć, co będzie, jeśli nie będą mieć racji. Znowu.