Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Propozycja nie do odrzucenia? Donald Trump wymusza nowe reguły handlowe

Ursula von der Leyen i Donald Trump Ursula von der Leyen i Donald Trump Forum
Trump zagroził, że jeżeli UE nie zgodzi się na jego warunki, od 1 sierpnia wprowadzi stawkę celną w wysokości 30 proc. Wynegocjowanie stawki 15 proc. może więc wyglądać na unijny sukces, ale to raczej „propozycja nie do odrzucenia”, bo Amerykanie w Europie ceł płacić nie będą.

Donald Trump wreszcie może pochwalić się sukcesem. Zaszantażował cały świat groźbą wojny handlowej, rozkołysał globalną gospodarkę i rynki finansowe do granic histerii, a teraz wymusza na kolejnych partnerach nowe reguły handlowe. Po Japonii, Wielkiej Brytanii, Indonezji, Wietnamie i Filipinach nadszedł czas na Unię Europejską. Trump stosuje metodę szantażu, zwaną też „budowaniem przewagi negocjacyjnej”. Dlatego zagroził, że jeżeli UE nie zgodzi się na jego warunki, wprowadzi od 1 sierpnia stawkę celną w wysokości 30 proc. W tej sytuacji wynegocjowanie stawki 15 proc. może wyglądać na unijny sukces. Tyle że Amerykanie w Europie płacić ceł nie będą, więc wygląda, że to była raczej „propozycja nie do odrzucenia”.

Dotkliwe straty po obu stronach Atlantyku

Dodatkowo UE zobowiązała się do potężnych zakupów w USA – surowców energetycznych, uzbrojenia – oraz do inwestycji bezpośrednich idących w setki miliardów dolarów. Amerykańskie cła na stal i aluminium pozostaną na ustalonym przez Trumpa morderczym dla europejskich hut poziomie 50 proc., choć obiecane są też jakieś kontyngenty bezcłowe. To kolejny bolesny cios dla europejskiego przemysłu, powtórka z poprzedniej kadencji prezydenckiej Trumpa. Wtedy jednak UE była w obronie swojej stali i aluminium gotowa na wojnę handlową. Na osłodę kilka branż będzie mogło współpracować bezcłowo, w tym przemysł lotniczy.

Trump nazwał nową umowę „największą ze wszystkich”, a Ursula von der Leyen tłumaczyła się, że „15 proc. to nie jest kwota, którą należy lekceważyć, ale to maksimum, jakie udało nam się osiągnąć”. Premier Francji określił zawarcie porozumienia handlowego UE–USA jako „czarny dzień”, niezadowolenia nie krył też kanclerz Niemiec Friedrich Merz, który wyraził obawy, jak wpłynie to na gospodarkę jego kraju. Podobnie Donald Tusk: „Amerykańskie cła na europejskie produkty stały się faktem. Są o połowę niższe niż te zaproponowane przez prezydenta Trumpa w kwietniu, ale cieszyć się nie ma z czego. Według wstępnej oceny Polska może stracić ok. 8 mld zł (groziło 15). Straty będą dotkliwe po obu stronach Atlantyku, ale lepsza trudna umowa handlowa niż bezsensowna wojna celna między sojusznikami”.

Czytaj także: Strategia szaleńca. Trump zapowiedział wysokie cła na UE, ale złagodniał?

Czyli jest źle, ale pociecha jest taka, że mogło być gorzej. A jak będzie? Tego nie wie nikt, bo to, co dzisiaj Biały Dom ogłasza jako „pokoleniową modernizację sojuszu transatlantyckiego”, jest na razie zarysem umowy, która musi być szczegółowo uzgodniona, a wiadomo, że diabeł tkwi w szczegółach. Ma ona zapewnić Amerykanom „bezprecedensowy poziom dostępu do rynku Unii Europejskiej”, zaś „historyczne reformy strukturalne i zobowiązania strategiczne mają przynieść korzyści amerykańskiemu przemysłowi, pracownikom i bezpieczeństwu narodowemu na pokolenia”.

Trump odkrył tajemnicę współczesnej ekonomii?

Czy przyniosą? Amerykańscy ekonomiści są sceptyczni. Choć na pozór wygląda, że wygrał Trump, to w rzeczywistości przegrali amerykańscy konsumenci, którzy będą musieli płacić drożej za europejskie towary. Wywoła to wzrost inflacji, zwłaszcza że Trump robi wszystko, by maksymalnie zdewaluować dolara.

To element jego strategii, która ma dodatkowo redukować import i pobudzać amerykańską produkcję. Problem polega jednak na tym, że przy dzisiejszej globalizacji każdy bardziej zaawansowany produkt musi zawierać jakiś wsad importowy. Więc nawet produkty made in USA podrożeją, bo amerykańscy producenci będą musieli płacić wyższe cła za surowce i części. Wśród szczególnie niezadowolonych z nowej umowy jest amerykański przemysł samochodowy, który część swojej produkcji ulokował w Meksyku, czyli kraju, który jest na trumpowskim indeksie. W efekcie amerykańskie auta, jak np. Chevrolet Silverado, Ford Maverick, Ford Bronco Sport, Ford Mustang Mach-E, obłożone są 25-procentowym cłem, a auta z UE „tylko” 15-procentowym.

Co z opornymi Chińczykami?

Trump wierzy, że odkrył tajemnicę współczesnej ekonomii. I wie, jak dokonywać cudów od ręki. W rzeczywistości sięga po narzędzia z XIX w., które na dłuższa metę nie mają szans skutecznie działać. Narzędzia z epoki kolei parowej i oświetlenia gazowego nie nadają się do czasów internetu i lotów kosmicznych. Cła zwiększą koszty gospodarcze po obu stronach Atlantyku. Większość szacunków wskazuje, że większe straty i wyższe ceny dotkną USA niż UE.

Tym jednak Trump się nie przejmuje. Bo w narzucaniu nowych reguł gospodarczych światu jest jeszcze jeden nierozwiązany problem, i to największy: Chiny. To na razie jedyne państwo, które na żądania Trumpa odpowiedziało twardo: nie. Co zrobić z opornymi Chińczykami? Biały Dom ma nadzieję, że z czasem zmiękną, dlatego zamierza przedłużyć celny rozejm o 90 dni.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama