Rynek

Kraje raje

Kraje raje (podatkowe)

Terminu „raj podatkowy Terminu „raj podatkowy" też już się nie używa, bo się źle kojarzy. Fot. Benson Kua, Flickr (CC BY SA)
Już nie tylko najbogatsi Polacy zastanawiają się, jak legalnie zmniejszyć swoje podatki. W dobie Internetu jedno kliknięcie myszką przerzuca majątek z Luksemburga na Cypr. Kolejny klik i miliony wędrują na egzotyczne Kajmany. To tak zwana inteligencja podatkowa. Ile można na niej zyskać, a ile stracić?

 

Na dobry początek potrzebny jest milion dolarów albo jeszcze lepiej euro. Co prawda – zdaniem niektórych doradców – o założeniu spółki w raju podatkowym może myśleć już osoba o rocznym dochodzie 200–300 tys. zł. Ale przy takich kwotach oszczędności na całej operacji będą niewspółmierne do spowodowanego nią zamieszania. Już lepiej zapłacić w Polsce nie najwyższy w sumie 19-proc. podatek dochodowy od firm (CIT) i mieć spokój.

Dopiero majątek z sześcioma zerami pozwoli doradcom rozwinąć skrzydła. Zdaniem Mariusza Szlachty, eksperta w firmie doradczej KPMG, scenariusz wygląda zazwyczaj podobnie. Młody rzutki biznesmen zakłada firmę. Firma płaci 19-proc. CIT. Biznesmen, jeśli pobiera pensję czy premię jako prezes, przez lata płaci ZUS i podatki osobiste (zazwyczaj szybko wpada w najwyższy 40-proc. PIT). Gdy wypłaca sobie dywidendę, grzecznie płaci od niej podatek. Firma rośnie i po dziesięciu latach właściciel postanawia część udziałów sprzedać, żeby mieć na kolejne inwestycje. Wtedy państwo od tego dochodu pobiera jeszcze dodatkowo 19 proc. podatku.

Biznesmen spotyka się z kolegami z innych państw. I wtedy czuje się pokrzywdzony. – W wielu krajach Europy tak długo, jak długo kapitał pracuje i jest inwestowany, nie pobiera się od niego podatku. Fiskus upomina się dopiero wtedy, gdy chce się te pieniądze przeznaczyć na konsumpcję – tłumaczy Mariusz Szlachta. Dlatego zniechęcony zachłannością polskiego fiskusa biznesmen postanawia się podatkowo zoptymalizować. Pomaga mu w tym cała gromada firm doradczych, nazywana branżą offshore.

Między słowami

Jednak na modne do niedawna hasło „optymalizacja” większość doradców gwałtownie protestuje. W tej branży pracują głównie księgowi i prawnicy – a więc precyzja w słowach jest wskazana. Optymalizacja to teraz brzydkie słowo. Kojarzy się raczej negatywnie, z unikaniem podatków, a przecież podobno nie o unikanie tu chodzi. Dlatego teraz mówi się: inteligentne stosowanie przepisów w celu legalnego zmniejszenia obciążeń podatkowych. Czyli „inteligencja podatkowa”. – Chodzi tu raczej o równe warunki konkurencji polskiego biznesu z europejskim, a nie medialne legendy otaczające raje podatkowe – podkreśla mec. Monika Marta Dziedzic, ekspert ze spółki doradztwa podatkowego MDDP Michalik Dłuska Dziedzic i Partnerzy.

Zresztą terminu „raj podatkowy” też już się raczej nie używa, bo to się źle kojarzy – z tropikalną wyspą, facetami w ciemnych okularach, milionami przywiezionymi w walizce i praniem brudnych pieniędzy. – Zapewne takie transakcje wciąż mają miejsce, ale to czarno-szara strefa, którą renomowani doradcy się nie zajmują – mówi Jarosław Koziński, partner w firmie doradczej Ernst&Young. Zamiast „raj” lepiej powiedzieć „kraj o konkurencyjnych rozwiązaniach podatkowych”. Rolą doradcy jest znać te kraje oraz niuanse tych rozwiązań. I tak ułożyć biznes, tak zbudować wzajemne powiązania między spółkami, aby zgodnie z prawem zmniejszały należne fiskusowi podatki (fachowo: „ograniczanie wycieku podatkowego”).

Dla dużych i małych

Z inteligencji podatkowej od lat korzystają tuzy biznesu. Jeszcze kilka lat temu zdziwienie budził fakt, że najbogatszy Polak Jan Kulczyk większość swego majątku powierzył działającej w Wiedniu rodzinnej fundacji. Albo to, że gaz płynący z Rosji do Polski przechodzi przez spółkę z grupy J&S, mieszczącą się w jednym pokoju, w niepozornym budyneczku w Larnace na Cyprze.

Choć Ministerstwo Finansów nie prowadzi żadnych statystyk zjawiska optymalizacji podatkowej, z usług branży offshore korzysta – według nieoficjalnych szacunków samych zainteresowanych – około tysiąca firm rocznie. Najwięcej wśród nich jest przedsiębiorców zajmujących się handlem i międzynarodowymi usługami, inwestorów finansowych i spółek zarabiających na nieruchomościach oraz pośredników, którzy żyją z kojarzenia biznesowych partnerów. Ciekawe są jeszcze inne szacunki, do których udało nam się dotrzeć – polskie przedsiębiorstwa są czwartym partnerem finansowym dla cypryjskich kancelarii prawnych (po rosyjskich, izraelskich i bułgarskich).

Przykład dają liderzy. Po tym, jak Leszek Czarnecki sprzedał założony przez siebie Europejski Fundusz Leasingowy i przez chwilę był jednym z największych podatników w kraju, poszedł po rozum do głowy. Dziś swoje biznesy na rynku finansowym (m.in. Getin Bank, Noble Bank, Open Finance) oraz nieruchomościowym kontroluje poprzez LC Corp – spółkę prawa holenderskiego. Zygmunt Solorz, właściciel imperium medialno-finansowego, stopniowo przenosi swoje inwestycje za granicę. Ostatnio kupił w ten sposób pakiet akcji biotechnologicznego Biotonu, a część udziałów Telewizji Polsat przejęły powiązane z nim spółki z Cypru. Największy konkurent Polsatu telewizja TVN należy do holenderskiego holdingu ITI. Ten z kolei jest kontrolowany częściowo przez polskich biznesmenów Mariusza Waltera i Jana Wejcherta, ale nie bezpośrednio, tylko przez spółki założone na Antylach Holenderskich. Taka konstrukcja daje im gwarancję, że zapłacą minimalne podatki (o ile w ogóle). Ze spółkami cypryjskimi związani są znani producenci: płyt wiórowych Kronospan oraz sprzętu AGD – Amica.

W ślad za potentatami idą mniejsi gracze. W branży medialnej podatkową zapobiegliwością wykazała się ostatnio rodzina Marka Króla, sprzedając udziały w tygodniku „Wprost” funduszowi z Cypru.

Ten trend widać również wyraźnie na warszawskiej giełdzie (GPW). Poznańska spółka Komputronik, dystrybutor sprzętu komputerowego, przejęła niedawno konkurenta, Karen Notebook, za pomocą spółki z Cypru. Inną spółkę – telekomunikacyjnego MediaTela – przejął w ten sam sposób jej dotychczasowy udziałowiec, przedsiębiorca Mirosław Janisiewicz. Państwowy Orlen do poszukiwań złóż ropy na Łotwie założył spółkę w kraju-raju. – Giełda przełamała moralne opory przed stosowaniem korzystnych rozwiązań podatkowych. Takie firmy nie są dziś postrzegane jako inwestorzy drugiej kategorii – mówi Jarosław Koziński. Hossa na GPW z lat 2005–2007 wyprodukowała wielu nowych milionerów, którzy do fiskusa miłością nie pałają i się optymalizują. O nowej siedzibie Giełdy w Warszawie krążą nawet w środowisku finansowym żarty, bo budynek wykorzystywany jest również jako prestiżowy biurowiec, w którym mieszczą się najlepsze kancelarie podatkowe i prawnicze. Gdy inwestor zarobi miliony na parkiecie, zawsze może wjechać przeszkloną windą kilka pięter wyżej, aby się podatkowo zoptymalizować.

Do popularyzacji inteligencji podatkowej swoją ciężką rękę przyłożyły również rządy braci Kaczyńskich. W IV RP wielu przedsiębiorców odczuło głęboki niepokój. Zaczęli budować strategie wyprowadzenia majątku z kraju – na wszelki wypadek.

Jak to się robi w raju

Pytani o przepis na niepłacenie podatków doradcy oczywiście milkną. Nie chcą zdradzać tajników kuchni, bo później nie będą mieli co do garnka włożyć. Tym bardziej że dobra metoda opisana przez media przestaje być dobra. Trochę szczegółów można od nich jednak wyciągnąć.

Nazwy rajów podatkowych łatwo znaleźć w Internecie – chociażby na liście krajów, które według Ministerstwa Finansów (MF) stosują „szkodliwą konkurencję podatkową”. Jest ich tam 40, a wśród nich tak egzotyczne miejsca jak Republika Nauru, Królestwo Tonga, Archipelag Niue. Robienie z nimi interesów to jednak bardzo śliska sprawa. Z każdej transakcji powyżej 30 tys. euro trzeba się wyspowiadać przed urzędem skarbowym. Fiskus może uznać wartość transakcji za zaniżoną i dodatkowo opodatkować. – Na początku lat 90. to dopiero była wolna amerykanka. Dziś numer z lewymi fakturami kosztowymi z Bahamów już nie przejdzie – wspomina z rozmarzeniem jeden z doradców podatkowych.

Paradoksalnie na liście MF nie znajdziemy jednak krajów najpopularniejszych wśród polskich biznesmenów – Cypru, Malty, Holandii i Luksemburga. To dlatego, że w krajach unijnych obowiązuje swobodny przepływ kapitału. – W Unii nie ma rajów podatkowych w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, są jednak kraje z bardzo korzystnymi rozwiązaniami podatkowymi – tłumaczy Mariusz Szlachta z KPMG. I właśnie do nich uciekają polscy przedsiębiorcy. Bruksela dopuszcza – choć niechętnie – znaczne różnice w zasadach opodatkowania firm na terenie państw członkowskich (kwestia podatków i tajemnicy bankowej była zresztą jedną z kluczowych w trakcie negocjacji akcesyjnych Cypru). Prawo podatkowe poszczególnych państw członkowskich zostawia wiele furtek, które pozwalają obciążenia wyzerować lub ich płatność odroczyć. Zaś umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania sprawiają, że – mówiąc w uproszczeniu – transakcja raz prześwietlona przez fiskusa na miejscu przestaje interesować polskie służby podatkowe. Najwięcej takich furtek mają Cypr i Luksemburg.

Tu warto mieć tzw. spółkę holdingową, najczęściej wykorzystywaną przez naszych przedsiębiorców. Holding spina wszystkie ich interesy w Polsce, a poszczególne biznesy – np. produkcję napojów, oprogramowania czy budowę centrów handlowych – prowadzi się za pomocą spółek operacyjnych. Sprzedaż przez holding udziałów w spółkach zależnych pozostaje zwolniona z podatku tak długo, dopóki kapitał pracuje na Cyprze. Inne korzystne rozwiązanie – zwolnienie od podatku z dywidendy – zapisano w prawie Luksemburga. Stąd to małe księstwo od lat jest mekką funduszy inwestycyjnych z całego świata.

Raje unijne można jednak wykorzystać, aby przelewać pieniądze dalej, do rajów egzotycznych z nimi powiązanych, np. z Holandii na Antyle Holenderskie, z Cypru na Brytyjskie Wyspy Dziewicze, a potem na przykład na Kajmany. Większość egzotycznych rajów podatkowych, dla których operacje finansowe stanowią ważny składnik PKB, tajemnicy bankowej strzeże jak niepodległości.

W ten sposób tworzy się łańcuszek – majstersztyk wzajemnych powiązań, w których żaden fiskus nie jest w stanie wytropić przepływu kapitału. Dzięki takiemu mechanizmowi działają niektóre firmy importujące tanie produkty z Chin do Polski. Towar jest wirtualnie sprzedawany przez kilka kolejnych podmiotów, przy czym na całej operacji najlepiej zarabiają akurat te, które są poza zasięgiem polskiego fiskusa. Polska spółka wykazuje wtedy marżę minimalną. Takich furtek będzie jednak coraz mniej – Unia je sukcesywnie zamyka.

Jedno okienko

Niskie podatki to nie jedyny powód, dla którego polscy przedsiębiorcy decydują się na przenoszenie struktur właścicielskich do krajów-rajów. Równie ważna jest dyskrecja. Wielu ukrywa w ten sposób swe inwestycje na giełdzie, wchodzi potajemnie w biznes konkurentów lub do innych branż.

Na Cyprze, dzięki instytucji tzw. udziałowców wyznaczonych, można zachować w tajemnicy prawdziwego właściciela spółki. We wszystkich oficjalnych rejestrach występują wtedy osoby przez niego wyznaczone, a jego prawdziwą tożsamość zna jedynie Centralny Bank Cypru (i może ją ujawnić tylko w nadzwyczajnych wypadkach). Dlatego nie da się ustalić, kto naprawdę stoi za Qebonto Holdings Limited z Limassol, nowym właścicielem tygodnika „Wprost”.

Do rajów przyciąga również mniejsza biurokracja. Na Cyprze działa to, co od lat nie może zacząć funkcjonować w Polsce – szybka rejestracji spółki przy jednym okienku. Cała procedura trwa tydzień (a za dodatkową opłatą – kilka godzin). Koszty prowadzenia działalności na Cyprze to 5–10 tys. euro rocznie. Większość krajów-rajów wymaga zatrudnienia przynajmniej jednego „tubylca” do obsługi administracyjnej przedsięwzięcia – w ten sposób branża offshore staje się poważnym pracodawcą w egzotycznych miejscach.

Powrót kasy

Uratowanie pieniędzy przed polskim fiskusem to dopiero połowa sukcesu. Bo potem trzeba jeszcze te pieniądze z zagranicznego konta sprowadzić. Jeśli właściciel holdingu cypryjskiego wypłaci sobie do Polski dywidendę, to zapłaci tutaj podatek. Bo zasada obowiązująca w Unii jest całkiem sensowna i brzmi – tak długo, jak długo kapitał pracuje, fiskus się nie czepia. Jeżeli idzie na najnowszego Jaguara dla właściciela – a więc na konsumpcję – podatek się należy.

– Czasem jednak już samo odroczenie płatności podatku to duży zysk, jeżeli większa suma mogła dzięki temu pracować na rynkach finansowych przez kilkadziesiąt lat. Proszę pamiętać, że mówimy o ludziach zamożnych, których potrzeby bytowe są zaspokojone – mówi Jarosław Koziński z Ernst&Young. Ale nawet bezpośrednie wypłacenie dywidendy z Cypru właścicielowi w Polsce daje 10 proc. oszczędności (płaci się realnie 9, a nie 19 proc. podatku).

Można też stosować sztuczki, które sprawią, że obowiązek zapłacenia podatku się nie pojawi. Na przykład wypłacić część zysku jako wynagrodzenie dla członków zarządu spółki cypryjskiej czy skorzystać z ulg przy częściowej likwidacji przedsięwzięcia (na Cyprze spółki równie łatwo się zamyka). Jeżeli biznesmen jest zainteresowany emeryturą, warto przemyśleć trwałą zmianę rezydencji podatkowej i wyprowadzkę do Monako czy Księstwa Liechtenstein.

Można wreszcie sprowadzić majątek do Polski drogą okrężną i niekoniecznie legalną – na przykład wyrabiając prezesowi spółki służbową kartę kredytową, którą płaci za prywatne wydatki w czasie podróży zagranicznych. Choć jest to bezprawne, dla naszych urzędów skarbowych rzecz jest niemal nie do wytropienia. Nikt nie zabroni też funduszowi z Luksemburga wybudować w Polsce luksusowej willi, którą potem za pomocą łańcuszka firm wynajmie swemu prawdziwemu właścicielowi. Albo udzielić pożyczki na korzystnych warunkach. Albo wykupić polisy ubezpieczeniowej. Możliwości jest dużo, a granica między jasną i ciemną stroną mocy – płynna.

Doradcy podatkowi podkreślają, że interesują ich tylko legalne rozwiązania. Między wierszami przyznają jednak, że pole do kreatywnej działalności podatkowej istnieje, bo transakcje typu offshore nie przyciągają specjalnej uwagi polskich urzędów kontroli skarbowej. Ministerstwo Finansów nie ma żadnych danych na temat liczby podmiotów zaangażowanych w transakcje ze spółkami holdingowymi z rajów podatkowych. Nie ma danych dotyczących potencjalnych strat, jakie z tego tytułu ponosi Skarb Państwa. Szczegółowych raportów na ten temat nie ma też Narodowy Bank Polski. W zeszłym roku przeprowadzono zaledwie kilkadziesiąt kontroli w polskich spółkach-córkach. Aby skontrolować międzynarodową korporację, rozrzuconą po kilku rajach podatkowych i profesjonalnie zoptymalizowaną, trzeba mieć wiedzę wartą miliony. Jak ktoś taką wiedzę ma, nie pracuje w urzędzie skarbowym, tylko po drugiej stronie barykady.

Konkluzja jest więc taka: statystyczny podatnik bardziej naraża się na utarczki z urzędem skarbowym, gdy stara się o zwrot VAT za materiały budowlane (bo to łatwiej skontrolować), niż prowadząc interesy ze spółką zarejestrowaną na Cyprze. Zjawisko optymalizacji podatkowej będzie więc narastać. Nowe kraje wprowadzają przyjazne dla inwestorów rozwiązania podatkowe (ostatnio Szwecja, Estonia, Bułgaria). – Znana jest zasada, że nieznajomość prawa szkodzi. Ale przecież nie można przedsiębiorcom czynić zarzutu, że akurat doskonale prawo znają i stosują, tak aby uzyskać efekt legalnego nieopodatkowania – mówi Monika Dziedzic z MDDP.
 

 

Polityka 33.2008 (2667) z dnia 16.08.2008; Rynek; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Kraje raje"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną