W czasie powodzi padło na bobry. Oskarżono je o niszczenie wałów przeciwpowodziowych i zaplanowano odstrzał. Według przyrodników, oskarżenia są absurdalne, bo bobry kopią nory pod wodą, a wały oddalone są od normalnego nurtu rzeki. Strzelanie do nich w czasie powodzi w niczym by nie pomogło. Nawet gdyby miały coś wspólnego ze szkodami, bardziej sensowne byłoby zabezpieczanie wałów, np. za pomocą metalowych siatek. Ale bobry od pewnego czasu mają czarny piar. Rolnicy też mają im za złe. Twierdzą, że podkopują groble, niszczą stawy rybne, powodują zalewanie upraw. Pojawiają się projekty, by na 10 lat zrezygnować z ochrony gatunku.
– Nie grozi nam inwazja bobrów – przekonuje Paweł Średziński z organizacji WWF Polska. – Gdy populacja się zagęszcza, natura sama włącza mechanizmy regulacyjne. Po prostu rodzi się mniej młodych. A rozmiar szkód powodowanych przez bobry jest wyolbrzymiany – tłumaczy Śledziński. Z badań prowadzonych przez Instytut Nauk o Środowisku UJ wynika, że jedynie 3 proc. bobrzych stanowisk powoduje szkody. A ich pozytywny wpływ na środowisko jest nie do przecenienia. Dzięki bobrom rośnie poziom wód gruntowych. Naprawiają to, co sknocił człowiek, odtwarzają tereny podmokłe. Chroni to tysiące hektarów lasów od pożarów.
Gdzie szkody rzeczywiście są znaczne, zamiast odstrzału czy niszczenia bobrowych tam, można stosować ich udrażnianie. Ten sposób stosują choćby na Podlasiu. W tamach tworzy się przepusty tak, by woda przepływała w sposób kontrolowany.
Nie dziwmy się dziwoniom
Bobry nie zamykają listy zwierząt oskarżanych o spowodowanie powodzi.