Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Wszyscy mówią o pedofilii

Molestowanie dzieci: między strachem a obsesją

Zaostrzenie kar za pedofilię to nie koniec zmian w prawie dotyczących przestępstw wykorzystania seksualnego dzieci. Zaostrzenie kar za pedofilię to nie koniec zmian w prawie dotyczących przestępstw wykorzystania seksualnego dzieci. kmiragaya / PantherMedia
Ojcowie boją się kąpać swoje dzieci. Nauczyciele, trenerzy, opiekunowie ważą słowa i gesty. To, że wreszcie zrozumieliśmy, jak straszną rzeczą jest pedofilia, to olbrzymi postęp cywilizacyjny. Ale każda zmiana niesie zagrożenia. Z niewrażliwości łatwo popaść w obsesję.
Od 2010 r. sądy orzekają już obowiązek farmakologicznego leczenia pedofilów. Najpierw w więzieniu, potem – w razie konieczności – w wyspecjalizowanych oddziałach szpitali psychiatrycznych.Mikael Andersson/BEW Od 2010 r. sądy orzekają już obowiązek farmakologicznego leczenia pedofilów. Najpierw w więzieniu, potem – w razie konieczności – w wyspecjalizowanych oddziałach szpitali psychiatrycznych.

Arcybiskup Henryk Hoser po serii oskarżeń księży o pedofilię przyznał publicznie, że to jedno z najcięższych przestępstw. I przeprosił wszystkich, którzy mogli odnieść wrażenie, że Kościół cierpienia ofiar nie doszacowuje. Wygląda na to, że w dekadę zrobiliśmy rewolucję. Bo jeszcze w 2001 r., gdy padło pierwsze w Polsce publiczne oskarżenie o pedofilię wobec księdza z Tylawy, miejscowi omal nie zlinczowali demaskatorki oraz jego ofiar. Parafianie, choć przecież na własne oczy widzieli samochód księdza telepiący się z dziewczynkami na leśne spowiedzi, krzyczeli do kamer, że przecież ksiądz był w majtkach. Nic tam więc nie mogło być na poważnie. Księdza zabrano z parafii po wielkich awanturach, ale zaraz na antenie Radia Maryja pozdrawiał rodaków gdzieś z diecezji rzeszowskiej. Dziś jest już inaczej – ugruntowało się w opinii publicznej przekonanie, że pedofilia to przestępstwo straszne i poważne, pozostawiające ślad w psychice ofiary na zawsze, bywa, że rujnujące całe życie.

Nie każdego czynu pedofilnego dokonuje pedofil – czyli ktoś, kto pobudzeniem reaguje jedynie na dzieci. Tylko 7 proc. osób dokonujących czynów pedofilnych jest zainteresowanych seksualnie wyłączne nimi. I to jest kolejny problem z tym przestępstwem. Na oko zdrowy normalny mężczyzna może stać się sprawcą. Wolałby dorosłą kobietę (zwykle) lub mężczyznę (rzadziej) – ale wychodzi inaczej. Dziecko jest pod ręką. Seksuolodzy mówią wtedy o pedofilii zastępczej bądź sytuacyjnej. Bo żona odmawiała seksu. Bo człowiek miał np. tak niską samoocenę, nie radził sobie z nawiązywaniem kontaktów społecznych i erotycznych do tego stopnia, że bezpieczniejsze wydawało mu się dziecko. Nie wyśmieje. Da się zmanipulować. Jest słabsze. Seksuolodzy wyróżniają kilka typów osobowościowych pedofila: infantylni (niedojrzali, ale nieagresywni), regresywni (w dziewczynkach widzą dojrzałe kobiety), dewianci i najgroźniejszy typ – sadyści, którzy satysfakcję osiągają tylko przez brutalny gwałt i często morderstwo. Statystyki mówią też, że trzy czwarte czynów pedofilnych to te kazirodcze, dokonane przez ojców, dziadków. Sprawcami 99 proc. zachowań pedofilnych są mężczyźni. Jak tłumaczą seksuolodzy, męski popęd seksualny jest generalnie silniejszy, co więcej, oparty jest na prostej zasadzie: bodziec – pobudzenie – reakcja – akcja. Ofiarami pedofilów częściej padają dziewczynki – z różnych danych wynika, że na przemoc seksualną w dzieciństwie narażonych było od ponad 10 do nawet 40 proc. kobiet.

Między ofiarą a obsesją

W sensie kodeksowym przestępstwo pedofilii sprowadza się do „obcowania płciowego” lub „doprowadzenia do innej czynności seksualnej lub do poddania się jej” osoby poniżej 15 roku życia i podlega karze od 2 do 12 lat więzienia. Tej samej karze podlega „prezentowanie małoletniemu wykonania takiej czynności”. Co roku wszczyna się w Polce ok. 6 tys. postępowań w sprawie o pedofilię. Faktyczna liczba przypadków takich czynów nie jest znana, ale należy założyć, że jest ich wielokrotnie więcej niż wszczętych postępowań. Z powodu silnego tabu i lęku przed opinią środowiska akty pedofilskie są przez rodziny ukrywane. Zwłaszcza że pedofilia może się objawiać z różnym natężeniem, nie zawsze w najbardziej drastycznej formie. Te „inne czynności”, jak choćby w przypadku skazanego niedawno księdza, zawierają całe spektrum zachowań („złe” przytulanie, obmacywanie, lubieżne całowanie), których części bliscy dziecka albo nie umieją, albo nie chcą postrzegać jako czyn przestępczy.

To jednak, że wreszcie dostrzegliśmy, jak poważny to problem z perspektywy ofiary, oznacza olbrzymi postęp cywilizacyjny polskiego społeczeństwa. Ale każda zmiana, nawet najbardziej pozytywna, niesie pułapki i zagrożenia. To cena, jaką płacimy za ujawnienie problemu. Przede wszystkim wyraźnie już ryzykujemy popadnięcie z niewrażliwości w obsesję. Grekom się to przytrafiło.

Dziadek Amelki zabrał sześcioletnią wnuczkę z Polski na wakacje do Grecji. Mieszkali na tym samym polu namiotowym, na którym rok wcześniej miło spędzili urlop we czwórkę, z rodzicami Amelki. Ale tym razem rodzice nie mogli pojechać i poprosili dziadka, lat 62, żeby zabrał małą. Ci rozbili namiot obok greckiej rodziny, której nie podobało się, że starszy mężczyzna śpi w namiocie z dziewczynką. Zawiadomili policję. Funkcjonariusze przyjechali w środku nocy, wyrywając ze snu całe pole namiotowe. Zaryczana Amelka trafiła do izby dziecka, a dziadek do aresztu. Badanie psychologiczne nie potwierdziło, by mała była wykorzystywana seksualnie, a z Polski natychmiast przylecieli rodzice Amelki, którzy zeznali, że ojciec zabrał córkę na ich prośbę. A jednak w połowie września odbyła się pierwsza rozprawa i sąd zadecydował, że polski dziadek spędzi w areszcie sześć miesięcy, a w tym czasie prokuratura dalej będzie prowadzić śledztwo, żeby wykluczyć wszelką ewentualność.

W Polsce takiego przypadku jeszcze nie było, ale coraz częściej zdarzają się obywatelskie zatrzymania domniemanych pedofilów. Ci sami przechodnie, którzy udają, że nie widzą, jak grupa dresów kopie nastolatka, rzucają się, by ścigać zboczeńca. Jak niedawno w Otrębusach pod Warszawą. Niestety, czasem takie obywatelskie zatrzymania kończą się zwykłym linczem. A często też okazuje się, że rzekomy pedofil jest niewinny.

W tle jest jeszcze jedno zjawisko, coś jak społeczna psychoza. Do jednego z terapeutów specjalizujących się w kwestiach wykorzystania seksualnego trafiła ostatnio pacjentka, która zupełnie poważnie podejrzewała zięcia o pedofilię, bo często drapał się po kroczu, stojąc z dzieckiem na placu zabaw. W badaniach prowadzonych przez fundację Dzieci Niczyje, zajmującą się m.in. pomocą dzieciom ofiarom przestępstw, blisko 50 proc. dorosłych wyraziło opinię, że wykorzystywanie seksualne dzieci zdarza się dziś częściej niż 10 lat temu. To nieprawda. Także policyjne statystyki nie zmieniają się w tej kwestii. Po prostu pedofilia, za sprawą skandali w Kościele katolickim, jest medialna. Więcej widzimy i słyszymy. I często też więcej sobie wyobrażamy.

Między prawdą a fałszem

Tym, co naprawdę zauważalnie rośnie w statystykach, jest liczba oskarżeń o wykorzystanie dziecka przy okazji spraw rozwodowych. – Zdarza się, że oskarżenia okazują się bezpodstawne – mówi Monika Sajkowska, socjolog, dyrektorka fundacji Dzieci Niczyje. – Taki zarzut może stygmatyzować człowieka i zniszczyć mu życie, nawet jeśli się nie potwierdzi w sądzie. Na szczęście nie przybrało to jeszcze u nas takich rozmiarów jak w USA, gdzie niesłusznie oskarżeni o pedofilię zakładają stowarzyszenia. Takie oskarżenie może być kosztowne dla dziecka nawet nie mniej niż sam fakt wykorzystania – jeśli dorośli wplączą je w swoją wojnę, np. zmuszając do fałszywych zeznań wobec kogoś, kogo dziecko kocha. Ale rodzice – zaambarasowani konfliktem – jakby tego nie widzieli. Matkom wydaje się, że takim oskarżeniem wyrzucą ojca z życia dziecka i swojego. Albo choć ze wspólnego mieszkania. Jak w Gorzowie.

W 2010 r. tamtejszy sąd skazał kobietę na miesiąc więzienia za pomówienie byłego męża o molestowanie ich córki. Wcześniej ów były został przez policję zabrany z miejsca pracy, dwie doby przesiedział w areszcie. Wybronił się – bo udało mu się nagrać na dyktafon rozmowę byłej żony i jej matki. Opracowywały plan strategii i instruktaż dla córki, wówczas siedmiolatki, co i jak ma zeznawać, co jej tatuś robił. Dla dziewczynki historia nie skończyła się na dostarczeniu nagrania na policję. Jeszcze jako jedenastolatkę kilkakrotnie poddawano ją badaniom psychologicznym i przesłuchiwano w sprawie.

Prof. dr hab. Maria Beisert, prawnik, psycholog, seksuolog, kierowniczka Pracowni Seksuologii Klinicznej i Społecznej i Podyplomowego Studium Pomocy Psychologicznej w Dziedzinie Seksuologii Instytutu Psychologii UAM w Poznaniu, podkreśla jednak, że absolutnie nie można zakładać, że zawsze w sytuacji rozwodu czy konfliktu między małżonkami oskarżenie o wykorzystywanie seksualne dzieci jest bezpodstawnym pomówieniem. A to właśnie może być kolejny, niezamierzony, a chyba najbardziej groźny efekt fali fałszywych oskarżeń.

Między człowiekiem a maszyną

Są zawody, w których ryzyko oskarżenia o pedofilię jest większe niż przeciętnie. Nauczyciel, trener, opiekun na koloniach, drużynowy. Ksiądz wreszcie. Także dlatego, że ci ludzie mają z reguły u dzieci, ale też często u rodziców, duży autorytet. Osoby ze skłonnościami pedofilskimi wykorzystują to i szukają takiej właśnie pracy, blisko dzieci, wykorzystując władzę na nimi. Ale czasem naprawdę niewiele potrzeba, by oskarżenie padło wobec niewinnego człowieka. Kamery monitoringu w gimnazjum w Trąbkach Wielkich zarejestrowały nauczyciela WF i 14-letnią uczennicę, wchodzących do pomieszczenia przy sali gimnastycznej. W kanciapie, już poza zasięgiem kamer, przebywali kilka minut.

Dyrektor szkoły zgłosił zdarzenie do kuratora sądowego. Nauczyciel został zmuszony do rezygnacji z pracy. I on, i dziewczyna tłumaczyli, że przemywali jej tam skaleczoną rękę. Wieś huczała od plotek. Dziewczynie dokuczano. Po kilku miesiącach się powiesiła.

Prokuratura nie ustaliła jeszcze, jaki był powód samobójstwa uczennicy – sąd uznał jednak, że nauczyciel nie molestował dziewczynki. Mimo to jakiś czas później kurator sądowy złożył w prokuraturze kolejne zawiadomienie o rzekomych przestępstwach wuefisty. Tym razem na podstawie rozmów zasłyszanych w damskim zakładzie fryzjerskim.

Wielu nauczycieli skarży się, że w trybie przyspieszonym uczą się zachowywać dystans w stosunku do uczniów. Boją się. Coś takiego jak w Trąbkach Wielkich mogło się przecież przydarzyć każdemu. Paweł z Warszawy, 37-letni nauczyciel angielskiego i francuskiego, nigdy, pod żadnym pozorem, nie poprosi ucznia na rozmowę w cztery oczy do pomieszczenia, gdzie będą sami. Na przykład do klasy na przerwie. Rozmawia z uczniem na korytarzu, stają gdzieś z boku, pod oknem, tak żeby inni nie słyszeli, albo w pokoju nauczycielskim, jeśli ktoś jeszcze tam jest.

Polscy nauczyciele nie mają jeszcze, jak ich zachodni koledzy, opracowanych kodeksów bezpiecznych zachowań. Na przykład, że na wycieczce szkolnej pod żadnym pozorem nie wolno dorosłemu wejść do pokoju, w którym mieszkają uczniowie. A jeśli zostanie poproszony, nigdy nie może wejść sam, tylko w towarzystwie innego nauczyciela, nie zamykając za sobą drzwi. W USA, gdy zapytano nauczycieli, czy obawiają się, że mogą zostać oskarżeni o pedofilię, aż 80 proc. odpowiedziało twierdząco.

Ale nie tylko o nauczycieli chodzi. I nie tylko o księży, lekarzy, seksuologów, terapeutów, pracowników domów dziecka i tak dalej. – Zatraciliśmy granicę między czułością, bliskością fizyczną a złym dotykiem i wykorzystywaniem – mówi prof. Beisert. – Pogubiliśmy się. Ale nie dotykać to złe rozwiązanie. Bo czułość, bliskość fizyczna i dotyk są dziecku – zwłaszcza małemu niezbędne. Są koniecznym elementem rozwoju emocjonalnego.

Nawet jeśli nie jest prosto. A nie zawsze jest. „Tatuś mnie nie przytula. Nie jest złym człowiekiem, tylko śmiertelnie boi się oskarżenia o pedofilię” – to tekst jednego z wpisów na portalu Demotywatory, wygłaszany przez smutną 12–13-latkę. Przesada? Pewnie tak. Seksuolodzy wiedzą jednak, że wielu zdrowych mężczyzn czuje się nieswojo przy dorastających córkach. Po prostu fizycznie jakoś tam reagują – zwłaszcza gdy życie seksualne im się nie układa. Dopóki wyraźne jest w nich poczucie, że córki są nietykalne, nie dzieje się nic złego. Lekarze doradzają pacjentom, żeby ułożyli sobie życie erotyczne z kimś dorosłym, a skutki uboczne powinny osłabnąć. Tyle że ojcowie czujący się niekomfortowo na wszelki wypadek trzymają dystans. Unikają córek. Jak ognia wystrzegają się głośnego doceniania ich atrakcyjności, cielesności. Nie ma też w polskich rodzinach miejsca na rozmowy na takie tematy.

Jeszcze trudniej niż rodzice biologiczni mają rodzice adopcyjni czy zastępczy. – Zdarza się, że sami zwracają się do nas z pytaniami, czego im nie wolno, a co wolno w kontaktach z dzieckiem przysposobionym – mówi Monika Sajkowska. – Czy wolno ojcu myć dziecku pupę? Wejść do pokoju w nocy, by je przykryć? Dlatego dla rodziców zastępczych opracowaliśmy specjalny kodeks dobrej opieki. Zasady ochrony bezpieczeństwa dziecka, ale również unikania niejednoznacznych sytuacji w kontakcie z nim. Żeby upewnić rodziców zastępczych, co im wolno.

Między starym a nowym

Zmienia się też prawo. Od trzech lat obowiązują surowsze kary za wykorzystywanie seksualne nieletnich (poniżej 15 roku życia): od 3 do 15 lat więzienia – choć jeszcze nie tak dawno sądy nierzadko orzekały kary w zawieszeniu. Co więcej, zgodnie z nowym prawem wyrok za pedofilię nie ulega zatarciu. – To bardzo istotne – mówi Monika Sajkowska. – Uważam natomiast, że zaświadczenie o niekaralności powinni przedstawiać nie tylko nauczyciele, ale cały personel szkoły, przedszkola, każdej placówki pracującej z dziećmi. Wszyscy od palacza, przez intendenta, woźnego, po dyrektora. To powinno być obowiązkowym standardem jak kurs bhp. Tego samego zdania jest rzecznik praw dziecka Marek Michalak, który wystąpił w tej sprawie do ministra edukacji narodowej oraz ministra sprawiedliwości.

Zaostrzenie kar za pedofilię to nie koniec zmian w prawie dotyczących przestępstw wykorzystania seksualnego dzieci. Najnowsza legislacja właśnie się pichci w sejmowej podkomisji. Chodzi o projekt ustawy o izolacji sprawców najgroźniejszych zbrodni, seryjnych morderstw i zabójstw na tle seksualnym. Osądzonych przed laty (bez orzeczonego leczenia), którzy już zakończyli odsiadkę. Zamknięty ośrodek dla takich przestępców, Krajowy Ośrodek Terapii Zaburzeń Psychicznych, ma działać pod nadzorem resortu zdrowia. Ustawa, znana jako projekt Gowina, od początku budziła wiele kontrowersji.

Powstawała w atmosferze paniki: w 2014 r. na wolność mają wyjść pierwsi seryjni mordercy i gwałciciele, skazani w PRL na karę śmierci, którym amnestia w 1989 r. zamieniła wyrok na 25 lat więzienia. Media trąbiły nawet o setce zwyrodnialców, zaburzonych psychicznie i stanowiących powszechne zagrożenie. Okazało się, że jest ich kilku. Ale nie o liczbę chodzi, tylko o pytanie, czy wolno skazywać drugi raz za tę samą zbrodnię, izolować prewencyjnie, jak w „Raporcie mniejszości”, gdzie potencjalnych, wskazanych przez jasnowidzów zbrodniarzy po prostu eliminowano. „Dzięki wprowadzonym regulacjom społeczeństwo będzie chronione przed ewentualnymi, kolejnymi brutalnymi przestępstwami z ich strony, a sprawcy będą mogli poddać się terapii i powrócić do życia w społeczeństwie, bez stwarzania zagrożenia dla siebie i innych” – zapewnia Ministerstwo Sprawiedliwości.

Twórcy projektu powołują się na rozwiązania z Europy Zachodniej, a przecież Europejski Trybunał Praw Człowieka zakwestionował wszystkie te przepisy, które miały charakter aresztu prewencyjnego – mówi prof. Tadeusz Widła z katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Śląskiego. – I dał jasną wykładnię: przedłużenie terapii w warunkach odosobnienia musi być orzeczone przez sąd w wyroku skazującym. A nie, jak przewiduje projekt, po zakończeniu kary, przez sąd cywilny, na wniosek naczelnika więzienia. Wielu prawników jest tego samego zdania co prof. Widła: jeżeli parlament uchwali nowe prawo, zostanie zaskarżone do Trybunału w Strasburgu.

Od 2010 r. sądy orzekają już obowiązek farmakologicznego leczenia pedofilów. Najpierw w więzieniu, potem – w razie konieczności – w wyspecjalizowanych oddziałach szpitali psychiatrycznych. Są trzy takie miejsca w Polsce: w Choroszczy, Kłodzku i Starogardzie Gdańskim. Otwierano je z wielką pompą dwa lata temu. W Choroszczy (oddział za milion złotych) wstęgę przecinał sam premier. Już wcześniej, po ujawnieniu wstrząsających zabójstw Josefa Fritzla, a zaraz potem jego polskiego odpowiednika z Siemiatycz, zapowiedział bezwzględną walkę z pedofilią. Za pomocą chemicznej kastracji, która zdaniem Donalda Tuska, powołującego się na opinie specjalistów, daje szansę redukcji recydywy o 70 proc. Aż tak dobrze to nie ma. – A i tak pewna grupa pedofilów to osoby dyssocjalne, które nie odpowiedzą na żadną terapię – mówi prof. Beisert. – Dla tej grupy jedynym wyjściem jest izolacja.

Co nie oznacza, że nie powinniśmy pedofilów leczyć, precyzuje prof. Beisert. To, że zaczęliśmy to robić, jest jeszcze jednym pozytywnym efektem dyskusji na temat wykorzystywania seksualnego dzieci. Tymczasem na załatwienie czeka jeszcze jedna kwestia: szansa na zadośćuczynienie moralne, sprawiedliwość. Pierwsza w Polsce ofiara księdza pedofila, która wystąpiła o odszkodowanie ze strony Kościoła, nie doczekała się ugody, choć zapadł wyrok skazujący wobec księdza. Większość ofiar pedofilów nie ma na to szans. Zgodnie z prawem oskarżenie można wnosić najpóźniej przez pięć lat po osiągnięciu przez ofiarę pełnoletności. Fundacja Stop Przedawnieniu, wspierana przez SLD, proponuje, by ten okres wydłużyć o kolejnych siedem. Dochodzenie do siebie po wykorzystaniu zajmuje całe lata. Doszukanie się w sobie odwagi – by stanąć raz jeszcze oko w oko ze sprawcą – wymaga czasu. Naprawdę bardzo dużo.

Współpraca: Joanna Drosio-Czaplińska

Polityka 41.2013 (2928) z dnia 08.10.2013; Temat tygodnia; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Wszyscy mówią o pedofilii"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną