Tekst ukazał się w POLITYCE w marcu 2016 r.
K. student III roku dziennikarstwa specjalizacji radiowo-telewizyjnej, nie może już dłużej słuchać tych histerycznych krzyków środowisk liberalno-lewicowych. To prawda, z tymi 20 mln dotacji z budżetu państwa wyszło dość niefortunnie. Ale przecież o. Tadeusz Rydzyk napisał w „Naszym Dzienniku”, że nie zwracał się do nikogo o takie wsparcie dla uczelni i nie chce dostawać środków kosztem ludzi biednych. Przyznał również, że uczelnia nigdy nie otrzymywała żadnej pomocy od rządzących, pomimo wychowywania młodzieży dla posługi Rzeczpospolitej.
Mimo że dotacja w końcu nie została przyznana, niszczące ataki nie ustały. Parę dni później przyczepiono się do 26 mln zł odszkodowania za zerwanie umowy na dofinansowanie wydobycia wód geotermalnych, które fundacja Lux Veritatis dostała od Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, choć to przecież wynik sądowej ugody. A na początku marca znowu – krzyk o 200 tys. dofinansowania z MSZ na projekt fundacji Lux Veritatis „By pamięć o nich trwała”, choć był to przecież otwarty konkurs ministerialny o transparentnych zasadach.
Dla K. to nieprzyzwoite: mówić o pieniądzach, a nie dostrzec potrzeby kształcenia elit. Dla K., mimo młodego wieku (rocznik ’94), jest to priorytet. Między innymi dlatego półtora roku temu, z własnej inicjatywy, razem ze znajomymi z uczelni założył miesięcznik internetowy, który ma zainspirować Polaków do wychodzenia z patriotyczną inicjatywą, dekomunizowania przestrzeni publicznej i dążenia do samodoskonalenia w duchu patriotyzmu i szacunku dla tradycji.
We wstępniaku do numeru poświęconego właśnie sprawie dotacji oraz edukacji K. napisał: „Ponad 70 lat polityki kolonialnej utworzyło w naszym kraju specyficzne elity. Musimy nadrobić pokoleniowy dystans i za starania w tym względzie należy się szacunek dla Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej i całego środowiska Radia Maryja”.
Etap I: Zbliżenie
Ta myśl wśród nowych elit jest szczególnie mocna: trwa nieustanna kampania zniesławiania ich uczelni. Student B. pragnie więc poinformować, że ich środowisko archiwizuje wszystkie te przypadki. Od czerwca 1997 do lutego 2016 r. naliczono ponad 38 tys. wypowiedzi oczerniających Radio Maryja i dzieła przy nim powstałe.
W styczniu 2016 r., w ramach walki z oczernianiem, zorganizowali w szkole sympozjum na temat rodzajów manipulacji, z udziałem profesorów oraz dr. Jarosława Kaczyńskiego. Powstały prace naukowe, np. doktorat „Problem dezinformacji medialnej. Studium socjologiczne na przykładzie informacji prasowych dotyczących Radia Maryja”, obroniony na UKSW w Warszawie przez dr. Witolda Pobudzina. Brata słynnego już reportera „Wiadomości” Klaudiusza Pobudzina, też absolwenta szkoły.
Uczelnia wyszła też z inicjatywą, aby w szkołach ponadgimnazjalnych organizować warsztaty pt. „Zrozumieć media”. Wybrani studenci wraz z dziennikarzami objeżdżają Polskę z wykładami, prezentacją sprzętu (m.in. wozu transmisyjnego – tego żadna inna szkoła nie zaoferuje). Nastolatki dowiadują się przy okazji o zagrożeniach medialną manipulacją, która może czaić się nawet w muzyce. Za poprzedniej władzy, w 2015 r., minister edukacji potępiła te warsztaty; edukatorzy seksualni pani minister tak nie przeszkadzali. Na szczęście nie wszystkie szkoły uległy tej presji. Studenci i dziennikarze ostatnio byli np. w Oświęcimiu, gdzie słuchało ich prawie 500 osób.
To głównie dzięki takim spotkaniom przychodzą do szkoły kolejni uczniowie. Wystarczy matura z j. polskiego i j. obcego, a na informatykę – z matematyki i opinia księdza proboszcza.
Etap II: Rozpoznanie
Aktualnie studiuje około 500 osób. Na nowo przybyłych nowoczesny kampus od razu robi wrażenie. Dwa budynki, akademik rozdzielnopłciowy na 400 osób z widokiem na Wisłę, sala fitness, biblioteka z wyposażeniem komputerowym, ogród zimowy, pracownie radiowo-telewizyjne, tablice multimedialne, konsolety, nawet kabina do tłumaczenia symultanicznego – jedna z nielicznych w Toruniu, kaplica. Wszystko dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Ostatni ranking „Perspektyw” umieścił szkołę na 35. miejscu wśród uczelni niepublicznych, ale w kategorii „warunki kształcenia” konkurencji nie ma.
W ofercie kierunków jest: dziennikarstwo, politologia, kulturoznawstwo oraz informatyka. Na liście wykładów: m.in. „Biblia w kulturze” czy „Asocjacje biblijne w literaturze i sztuce”.
Do tego studia podyplomowe: grafika komputerowa, marketing internetowy, polityka ochrony środowiska, rzecznik prasowy. No i kursy doszkalające, np. autoprezentacji i wizażu, podstaw inwestowania, dla pilotów wycieczek. WSKSiM zapewnia wszystkim studentom zakwaterowanie w miejscu odbywania praktyk, nieważne czy to Bruksela, Chicago, Jerozolima czy Urugwaj. Pracy nie zapewnia, ale – co podkreśla biuro karier uczelni – spośród 83 absolwentów, którzy ukończyli uczelnię w 2014 r., tylko jeden był zarejestrowany jako bezrobotny. Ceny są umiarkowane: 1,3 tys. – 2 tys. zł za semestr studiów dziennych, 1,5 tys. – 1,7 tys. zł za podyplomowych, 300–900 zł za kurs. Oczywiście jest możliwość dofinansowania lub rozłożenia na raty.
Studenci są głównie z mniejszych miejscowości, ale trafiają się też warszawiacy, a nawet młodzież z zagranicy (głównie Ukraina). Pierwszy rok to czas wielkiej próby, bardzo szybko okazuje się bowiem, kto przyszedł tu w czystych intencjach i jest otwarty na prawdę, a kto nie. Kto uczestniczy w codziennych mszach świętych, koronkach i nocnych czuwaniach w kaplicy.
Część nowych próbuje trzymać dystans, idą własną, nie zawsze godną pochwały drogą. Na uczelnianych forach można potem przeczytać ich komentarze. Np. J., student informatyki, pisze: „Wszystko zależy od tego, z jakimi ludźmi będziesz się zadawał. Jeżeli masz osoby, które cię lubią i pomogą ci, to można dosyć daleko zajść, niektórzy w ten sposób znajdują pracę w radiu i telewizji. Z drugiej strony, jadąc po bandzie, da się nawet przyjść pijanym do akademika, ale trzeba się kryć, bo oczywiście nie jest to mile widziane i mogą być wyciągane konsekwencje. Dwie dewizy: rób, co do ciebie należy, nie przejmuj się innymi i nie odkrywaj wszystkich kart o sobie – powinny ci towarzyszyć cały czas”.
Szkoła jednak szybko weryfikuje postawy. Także ostracyzm koleżeński jest skuteczną bronią. Nowi się dostosowują. Z dziennych studiów, np. w latach 2011–14, odsiew studentów wyniósł ok. 20 proc. Ale reszta to już naprawdę elita.
Etap III: Formowanie
Jako przykład udanego startu w te elity koledzy wskazują D. z Brańska. Student dziennikarstwa, wiecznie ze słuchawkami na uszach, jak sam siebie określa: młody, energiczny, mający pozytywne nastawienie do życia, co przekłada się później rewelacyjnie na imprezy przez niego grane. Bo D. jest didżejem. Równolegle do studiów pracuje w swojej firmie. Posiada bogaty repertuar muzyczny, zwłaszcza muzyki rozrywkowej, którą gra na weselach lub urodzinach, ale swoje zainteresowania może rozwijać również w szkole.
W ramach obowiązkowych praktyk zawodowych D. wybrał pracę w studenckim radiu SIM, gdzie obsługuje profesjonalne konsolety i prowadzi audycję SIMLista w niedzielę wieczorem. Jednak pomimo pracy w branży rozrywkowej D. pozostaje wierny polskiej tradycji, co roku bierze udział w obchodach Dnia Żołnierzy Wyklętych, bo, jak uważa, należy pamiętać o tych, którzy w lesie, zimnie, mrozie i głodzie walczyli o wolną Polskę.
Inny przykład. DJP z Legionowa. Student dziennikarstwa, aktywny w publicystyce internetowej oraz działalności społecznej na łonie szkoły, nie popiera żadnej partii politycznej. Prezes Ruchu Obrony Życia WSKSiM, zbierającego się co piątek o godz. 23.00 w szkolnej Kaplicy Zawierzenia na modlitwie o dzieci nienarodzone. Oprócz tego publikuje na założonych przez siebie portalach, m.in. kontrrewolucja.net i panstwochrzescijanskie.pl, na których stara się zrozumieć działaczy Komitetu Obrony Koryta. Zapytuje m.in., czy prezentują jakiś mechanizm wypierania faktów i godności, oraz ocenia, że ich hejty o wypadku prezydenta kwalifikują się pod karę śmierci przez 13 kul w potylicę za debilizm.
Jeszcze przykład K. Jest najmłodszym radnym PiS w swojej rodzinnej miejscowości. Podkreśla, że jego zdaniem polityka powinna zejść z toru wyznaczonego przez rewolucję francuską. Zaczynał od młodzieżowej rady miasta, a w tej kadencji jest już wiceprzewodniczącym komisji kultury, edukacji i sportu. Teraz dzięki pomocy uczelni jest na stażu w Parlamencie Europejskim w Brukseli – ale nawet tam, jak podkreśla, nie zapomniał o kraju. Na portalu społecznościowym dzieli się przemyśleniami, „jak pięknym krajem jest Polska, jak wspaniałymi ludźmi są Polacy. Podczas spacerów po Brukseli pomyślałem, że my w swojej historii nie mieliśmy króla, który doprowadził do ludobójstwa. Mieliśmy za to statut kaliski i szacunek do mniejszości i różnorodności. Zachodni politycy uczą nas tolerancji i demokracji. Nie Polaków uczyć jak traktować mniejszości i jak rządzić republiką. Powinniśmy eksportować nasze doświadczenia na zachód, może dzięki temu przetrwa”.
Etap IV: Docenianie
Absolwentów uczelni można znaleźć w mediach, czyli TV Trwam, „Naszym Dzienniku” i Radiu Maryja, w TV Republika, firmach informatycznych, transportowych, magazynach. A także na uczelni – w kadrze akademickiej, administracji, bibliotece.
Choć oczywiście, jak stwierdził o. Tadeusz Rydzyk, znalazło się też kilku zdrajców, którzy, jak się potem okazało, umiejętności techniczne i praktyczne zdobyte w szkole, których nie zdobyliby nigdzie indziej, a zwłaszcza na uczelniach państwowych, postanowili wykorzystać do pracy na rzecz wrogich koncernów, tzn. TVN. W 2009 r. było głośno o trzech takich przypadkach.
Z drugiej strony, inny absolwent i wieloletni dziennikarz TV Trwam, wspomniany na początku Klaudiusz Pobudzin, został w styczniu czołowym reporterem „Wiadomości”. Zagadnienia podejmowane w programie publicystycznym „Polski punkt widzenia” w TV Trwam zamienił na relacjonowanie najważniejszych kwestii wagi państwowej. W jednym ze swoich ostatnich materiałów badał np. parametry pękniętej opony w prezydenckim samochodzie i internetowe szykany na temat wypadku wiadomych środowisk; szykanujących zresztą ujawnił z imienia i nazwiska poprzez printscreeny ich kont facebookowych.
Co prawda i Klaudiusz Pobudzin, prototyp dziennikarza, miewał w swojej karierze kręte drogi. Jako reporter sejmowy TV Trwam musiał w pewnym momencie zostać przeniesiony z Warszawy do Gdańska, ponieważ, jak relacjonują jego koledzy reporterzy, zaczął się zbytnio integrować z pozostałymi sejmowymi dziennikarzami, co mogło grozić niebezpiecznym wypaczeniem. Teraz jednak wrócił, co dowodzi niezbicie, że dla każdego jest szansa nawrócenia i poprawy.