Pani Hala ogłosiła bojkot. Nie pojedzie nad Bałtyk, nie zamierza spędzać urlopu z parasolem, obserwując układy baryczne. Po naradzie z mężem postanowili, że trzeba spróbować Chorwacji. Od sąsiadów, co już tam byli i wrócili zachwyceni, wzięli kontakty, na wszelki wypadek. Sprawdzili w internecie, oferta okazała się powalająca. Od drogich hoteli, ekskluzywnych willi po apartamenty z dwiema sypialniami, domy wolno stojące, setki albo tysiące kempingów z domkami i mobil home na wynajem. Nawet latarnie morskie do zamieszkania. Faktycznie, mały kraj na wielkie wakacje.
Czemu nie wczasy przez biuro turystyczne? Do Chorwacji, korzystając z usług biur, jeździ już mało kto, może tylko całkiem starsi, zamożni ludzie. Autokarem z dziećmi – bez sensu, jeśli ma się własny samochód, a samochody mają prawie wszyscy. Samolotem – za drogo dla rodziny, np. czteroosobowej. Zresztą po co płacić marżę touroperatorowi? Dziś każdy potrafi sam się obsłużyć i oferta hoteli all inclusive pewnie niebawem zniknie z katalogów z powodu braku popytu.
Na miejscu – wooow, całkiem milutko, dobro doszli – witają serdecznie przydrożne tablice po chorwacku, niemiecku, włosku i angielsku. Wszystko praktycznie jest w czterech językach, jak nie doczytasz, to się domyślisz. Podobnie z ofertą mieszkaniową: apartmani, apartments, rooms, soba. Można wybrać, przebierać, a nawet wynegocjować cenę, niższą niż poprzez portale, bez podatku.
Chorwaci są uprzejmi, starzy pamiętają nas jeszcze z czasów Jugosławii, młodzi wiedzą, kto to Lewandowski: łączy nas piłka. Z Jugosławią mieliśmy podobny hymn, z Chorwacją połączył nas biały i czerwony, kolory flagi narodowej.
Szmaragdowa woda działa na wyobraźnię
Sezon właśnie się rozkręca, ważne jest pierwsze wrażenie.